[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ciekaw jestem, jak dalekosię posuniesz, by nie został ukarany, na co przecież zasługuje.– Położył dłoń na jej ramieniu.– Może załatwmy to między sobą.Kestrel usłyszała, jak Arin ze świstem wciąga powietrze, pojmując sugestię Ireksa.Poczuła, jak zalewa ją fala gniewu.Na to, że zwróciła uwagę na zachowanie Arina.Na siebie samą o to, że stała się podatna na zranienie, dlatego że Arin nie był osłonięty przed ciosem.I na Ireksa za jego domyślny uśmieszek.– Tak.– Zdecydowała się przekuć słowa Ireksa w coś innego.– To sprawa między mną, tobą i przeznaczeniem.Wypowiedziawszy formalne wyzwanie na pojedynek, Kestrel wyrwała się z uściskuIreksa, wyciągnęła sztylet, położyła go płasko na dłoniach i wyciągnęła przed siebie na wysokości piersi.Broń była jak srebrzysta linia wyrysowana pomiędzy nią a jej przeciwnikiem.– Kestrel – powiedział wolno Irex.– Nie to miałem na myśli, gdy mówiłem, że możemy załatwić to między sobą.– Wolę tę metodę.– Wyzwanie.– Cmoknął z dezaprobatą.– Pozwolę ci się wycofać.Ten jeden raz.– Nie mogę się wycofać.Na te słowa Irex również wyciągnął sztylet i powtórzył gest Kestrel.Przez chwilę po prostu stali naprzeciwko siebie, potem obydwoje schowali broń.– Pozwolę ci wybrać oręż – powiedział Irex.– Igły.Wybierz czas i miejsce.– U mnie.Jutro, dwie godziny przed zachodem słońca.Potrzebuję chwili, żeby zebrać pieniądze na grzywnę za twoją śmierć.Kestrel drgnęła, jednak prędko się opanowała i skinęła głową.Potem zwróciła się w stronę Arina.Wyglądał, jakby miał problemy z utrzymaniem zawartości żołądka.Dwóch senatorów raczej go podtrzymywało, niż pilnowało.– Możecie go puścić – powiedziała do nich Kestrel.Gdy to zrobili, rozkazała Arinowi pójść za sobą.Gdy tylko opuścili bibliotekę, otworzył usta, ale od razu mu przerwała.– Ani słowa.Zaczekaj, aż wsiądziemy do powozu.Niezaczepiani przeszli przez willę.Willę Arina, przypomniała sobie.Raz i drugi rzuciła mężczyźnie badawcze spojrzenie.Na jego twarzy wciąż malował się wyraz zdumienia i zagubienia.Kestrel pamiętała, jak cierpiała w trakcie pierwszych lekcji żeglugi, i była ciekawa, czy Arin czuł się podobnie, idąc przez własny dom.Oczy nadążały za linią horyzontu, żołądek nie.Cisza prysła, gdy zamknęły się za nimi drzwi powozu.– Jesteś szalona – warknął Arin głosem pełnym furii i desperacji.– To była moja książka.Moja sprawa.Nie miałaś prawa się wtrącać! Naprawdę myślisz, że nie zniósłbym kary?– Arinie! – Wzdrygnęła się, gdy wreszcie dotarło do niej, co zrobiła.Zmusiła się, by zachować spokój.– Pojedynek to po prostu rytuał.Zwyczaj.– To nie jest twoja walka.– Wiesz dobrze, że sam walczyć nie możesz.Irex nigdy by tego nie zaakceptował, a gdybyś wyciągnął w jego obecności ostrze, wszyscy Valorianie zażądaliby twojej krwi.Irex mnie nie zabije.Spojrzał na nią drwiąco.– Jest świetnym wojownikiem, nie możesz zaprzeczyć.– No więc upuści mi krwi.Wygra, poczuje się usatysfakcjonowany i rozejdziemy się, nie tracąc honoru.– Wspomniał coś o grzywnie za twoją śmierć.To było prawne rozwiązanie kwestii, gdy pojedynek toczył się na śmierć i życie.Zwycięzca musiał zapłacić rodzinie zabitego sporą sumę pieniędzy.Kestrel postanowiła zignorować tę kwestię.– Koszt zabicia mnie byłby znacznie wyższy niż kilka sztuk złota – powiedziała z pozorną niefrasobliwością.– Jestem córką generała.Arin opuścił głowę, kryjąc twarz w dłoniach, i zaczął przeklinać.Wyrecytował chyba wszystkie przekleństwa, które wymyślili Herrańczycy, żeby obrzucić nimi swych ciemiężców.Po jakimś czasie zabrakło mu bogów, na których mógłby się powołać.– No naprawdę, Arinie – prychnęła Kestrel, przewracając oczyma.Opuścił ręce.– No naprawdę, Kestrel – przedrzeźnił ją.– To było głupie.Dlaczego to zrobiłaś?Dlaczego zachowałaś się tak… bezsensownie?Przypomniało jej się, jak powiedział, że Enai nigdy nie byłaby w stanie jej pokochać.A nawet jeśli, to tylko dlatego, że Valorianie ją do tego zmusili.– Może nie myślisz o mnie jak o przyjaciółce – powiedziała cicho – ale ja widzę w tobie przyjaciela.20TEJ NOCY KESTREL SPAŁA WYJĄTKOWO DOBRZE.PÓKI NIE powiedziałaArinowi, że uważa go za przyjaciela, sama nie zdawała sobie z tego sprawy.Zamilkł wtedy, jakby nie wiedział, co odrzec.Wyglądał jak ktoś, kto pociągnął długi łyk napoju i odkrył, że pije nie wodę, a wino.Nie próbował jednak bagatelizować jej słów ani się z nią sprzeczać, a ona znała go na tyle, by wiedzieć, że gdyby czuł taką potrzebę, nie wahałby się ani chwili.Przyjaciel.Ta myśl ją uspokoiła.Wyjaśniała wiele rzeczy.Kiedy zamknęła oczy, przypomniała sobie, co ojciec powtarzał jej często, gdy była dzieckiem.Mówił to również żołnierzom w noc przed bitwą.Żaden ze snów nigdy cię nie skrzywdzi.Sen spłynął na nią jak aksamitna zasłona.A potem nadszedł ranek, chłodny i jasny.Spokój, który odczuwała w ciemnościach, znikł.Odziała się w szlafrok i ruszyła do szafy, by wyciągnąć z niej tradycyjny strój do walki.Ojciec zamawiał nowy komplet każdego roku i ten najnowszy krył się gdzieś pomiędzy sukniami.Były to czarne legginsy, tunika i kurtka.Gdy spojrzała na ubranie, jej myśli zaczął drążyć robak wątpliwości.Zostawiła je na razie tam, gdzie leżały.Nie chodziło o to, że bała się pojedynku, myślała, zamykając szafę.Nie wzdrygała się na myśl o tym, że Irex upuści jej krwi, bo nie takie rzeczy przydarzały się jej na treningach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]