[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- I osiem sześćdziesiąt - powiedział Janusz.- I cóż nam panna hrabianka pomożesz? To sprawa ludu.Przeciwko Lesiowi sprzysięgły się złe moce.Nie dość, że spadło na niego dodatkowe obciążenie w postaci dekoracji do sztuki, ale treść dramatu obudziła na nowo od dawnauśpione uczucia do Barbary.Codziennie wszak padał przed nią na kolana wypowiadając czułe słowa, codziennie czynił wysiłki zmierzające do objęcia jej kibici i ucałowania dłoni, codziennie Barbara, jak zawsze nieczuła, odmawiała mu swych względów.Robiła to wprawdzie zgodnie z tekstem stworzonym przez instruktora K$o i odczytywanym z kart maszynopisu, ale odpychające zdania i krwawe drwiny brzmiały w uszach Lesia rozpaczliwie realistycznie.Barbara nie chciała go tak w życiu, jak i na scenie.Karmiona wiosennym plenerem i natchnieniem kaowca wyobraźnia Lesia ruszyła.Po każdej kolejnej próbie, po każdym stwierdzeniu, że piękna arystokratka odrzuca uczucia hrabiego i gardzi jego nikczemną postacią, opadał w zwiększoną melancholię i w wypowiadane słowa wkładał coraz więcej serca.- Pan gra najlepiej - oświadczył z przekonaniem i podziwem reżyserujący sztukę autor.- Żeby wszyscy tak grali!.Pan powinien zostać aktorem, a nie architektem.Ja się dziwię, że pan nie pracuje w jakim teatrze w Warszawie.Trwająca wciąż piękna pogoda umożliwiała malowanie potężnych plansz pod gołym niebem.Ulokowany na ogrodowej drabinie Lesio tworzył na sklejce i tekturze fragmenty wnętrza zamku, mając przed sobą na dalekim planie autentyczny model, na bliższym zaś wiekową, opuszczoną, chylącą się ku upadkowi, pomalowaną w zamazane kropki stodołę.Wokół roztaczała się niewielka, spadzista łączka, a tuż u stóp jego zaczynały się pierwsze zabudowania miasteczka.Starannie wykańczał portrety przodków na gotyckiej ścianie i odwracając się od nich w kierunku dropiatej stodołypowtarzał szarpiący serce tekst: - Kwiecie mój, czemuż, mnie wzgardą obdarzasz? Nie odwracaj lubego oblicza!.Na taką właśnie chwilę trafił naczelny inżynier przygnany niepokojem mniej własnym, a bardziej kierownika pracowni, który, jego zdaniem, popadł w nieuzasadnioną, histeryczną panikę.Przyjechał samochodem Stefana, dzięki czemu miał swobodę ruchów na całym terenie.Nie zastawszy nikogo w pensjonacie, udał się w plener na poszukiwanie współpracowników, którzy według informacji tubylców powinni byli znajdować się na zboczach wzgórz, na skraju miasteczka lub też w pobliżu zamku.Zorientowany w projekcie przyszłego zagospodarowania terenu naczelny inżynier bez wahania ruszył na właściwe zbocze i zaraz za ostatnimi budynkami ujrzał coś, co na długą chwilę odebrało mu zdolność władania sobą.Na niewielkiej łączce przed olbrzymim, opartym na skomplikowanych stojakach i rusztowaniach kawałem dykty stał na ogrodowej drabinie Lesio z paletą i pędzlem w rękach i malował fantazyjne ramy wokół wielkich, niewyraźnych prostokątów.W chwili, kiedy naczelny inżynier wrósł w ziemię na zapleczu ostatnich komórek, przerwał na chwilę pracę, odwrócił się w kierunku widocznej w niewielkim oddaleniu nakrapianej stodoły i rzekł z goryczą: - Czemuż serce twoje jest zimne jak głaz? Urwał i trwał chwilę w milczeniu, wpatrzony w budynek gospodarski, jakby w oczekiwaniu na odpowiedź.Stodoła milczała i milczał też zamarły w bezruchu naczelny inżynier.- Ach, cofnij te okrutne słowa! - zawołał Lesio zboleścią i naczelny inżynier poczuł jakieś dziwne oszołomienie.Przez moment usiłował coś posłyszeć, po czym uprzytomnił sobie, że gdyby nawet ze stodoły istotnie dobiegł jakiś głos, w niczym nie wyjaśniłoby to niepojętej sceny.Lesio machnął pędzlem i oderwał się od prostokątów.- Pozostaw mej duszy nadzieję! - zawołał rzewnie.- Wszak przyjdzie chwila, kiedy uzyskam od ciebie wzajemność! Cóż jest takiego, co mnie przyciąga, a ciebie odpycha? Cóż mam uczynić, by zmienić twe serce? Stodoła ponownie odmówiła odpowiedzi.Naczelny inżynier nie słyszał absolutnie nic poza echem namiętnych słów Lesia.Pomimo to Lesio uczynił gest protestu i zachwiał się na drabinie.- O nie! - zakrzyknął buntowniczo.- Ty drwisz sobie ze mnie! Naczelny inżynier mimo woli spojrzał podejrzliwie na wielkie dropiate wrota.Zarówno wrota, jak i reszta budowli trwały w obojętnym milczeniu.Lesio wziął inny pędzel i umoczył go w wiszącym na drabinie wiadrze.- Ach, wszak to zwykła, dziewicza przekora - rzekł pobłażliwie i machnął pędzlem po dykcie.- Lecz jakże okrutna! - dodał z wyrzutem, znów zwracając się w kierunku stodoły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]