[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ta historia była ciekawa, a jej morał oczywisty."Bóg zesłał nam nową Sionę - obwieścił Tuek.- Wszystko powin­no się wyjaśnić."Potem Dromind gdzieś przepadł, a powróciwszy, przyniósł ze sobą nowe okruchy przeszłości."Zapiski z Dar-es-Balat nabierają teraz nowego znaczenia - zakomunikował Najwyższemu Kapłanowi.- Czy nie powinniśmy poddać tego dziecka dalszym testom porównawczym?"Dromind dopadł Najwyższego Kapłana tuż po śniadaniu.Z wysta­wionego na taras stolika nie uprzątnięto jeszcze resztek posiłku.Przez otwarte okna piętro wyżej dolatywały odgłosy krzątaniny w pokojach Sheeany."Święte Dziecko samo wybiera się na pustynię - przemówił szep­tem.Podszedł do zawieszonej na ścianie mapy i wskazał obszar na południowy zachód od Kin.- Najwyraźniej ten właśnie teren ją inte­resuje.albo, winienem rzec raczej, przyzywają.""Doniesiono mi, że często posługuje się słownikami - rzekł Dro­mind.- Z pewnością nie może to być.""Poddaje nas próbie - przerwał Tuek.- Nie daj się zwieść.""Ależ panie, ona zadaje Kanii i Alhosie zupełnie dziecinne pyta­nia!""Czyżbyś kwestionował moje zdanie, Dromindzie?"Dromind poniewczasie zdał sobie sprawę, że przekroczył dopusz­czalne granice.Zamilkł, ale wyraz jego twarzy świadczył, że miałby jeszcze o wiele więcej do powiedzenia."Bóg zesłał ją, by wypleniła zło, które zagnieździło się w szeregach Namaszczonych - powiedział Tuek.- Odejdź! Módl się i zapytaj sam siebie, czy to zło nie zalęgło się także i w tobie."Kiedy Dromind odszedł, Tuek wezwał do siebie zaufanego sługę."Dokąd udało się Święte Dziecko?" - zapytał."Podążyła na pustynię, panie, by spotkać się ze swym Ojcem.""Na południowy zachód?""Tak, panie.""Trzeba wywieźć Drominda daleko na wschód i pozostawić w pia­sku.Wetknijcie tam parę dudników, żebyśmy mieli pewność, że już nie wróci.""Drominda, panie?""Drominda."Nawet kiedy Dromind znalazł się już w Ustach Boga, kapłani na­dal stosowali się do jego zalecenia.Obserwowali Sheeanę.Sheeana też prowadziła własne obserwacje.Stopniowo, tak powoli, że nie sposób było uchwycić decydującego momentu, zdała sobie sprawę z wielkiej władzy, którą miała nad tymi ludźmi.Najpierw była to tylko zabawa, nieustający Dzień Dziecka.Dorośli skakali wokół niej na paluszkach, spełniając każdą dziecięcą zachciankę.Ale zdawało się, że nie ma życzeń zbyt trudnych do speł­nieniaChciała, by na jej stole pojawił się egzotyczny owoc?Podawano go na złotym półmisku.Dojrzała przez okno dziecko na rojnej ulicy i chciała się z nim ba­wić?Natychmiast zapędzano je do jej komnat w świątyni.Kiedy mijał pierwszy szok i przerażenie, dziecko nawet czasem włączało się do zabawy, której kapłani i kapłanki przyglądali się z na­tężeniem.Niewinne wyprawy do ogrodów na dachu, szepty i chicho­ty - wszystko poddawane było wnikliwej analizie.Sheeanie ciążył na sercu strach towarzyszy zabaw.Rzadko wzywała powtórnie to samo dziecko.Wolała dowiadywać się czegoś nowego od nowych znajo­mych.Kapłani nie mogli wyrobić sobie jednolitego stanowiska na temat niewinnego charakteru tych spotkań.Zastraszone dzieci poddawano przesłuchaniom, aż w końcu Sheeana odkryła to i urządziła swym strażnikom awanturę.Wieści o Sheeanie rozeszły się po całej Rakis, a także i poza pla­netę.Rosły sterty raportów Bene Gesserit.Mijające lata, regulowane podniosłym autokratycznym ceremoniałem, stanowiły pożywkę dla trawiącej Sheeanę ciekawości, która zdawała się nie mieć granic.Nikt jednak z uczestników tych zdarzeń nie myślał o nich w kategoriach edukacyjnych: Sheeana nauczająca kapłanów i równocześnie ucząca się od nich.Bene Gesserit od razu zwróciły uwagę na ten aspekt życia dziewczynki i śledziły jego rozwój z uwagą."Jest w dobrych rękach.Niech tam zostanie, pókia nie będzie goto­wa na to, żebyśmy się nią zajęty - zawyrokowała Taraza.- Ochrona ma być w ciągłym pogotowiu, a ja chcę otrzymywać regularne spra­wozdania."Sheeana nie pisnęła słowa na temat prawdziwego pochodzenia, ani też tego, co Szejtan zrobił z jej rodziną i sąsiadami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl