[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Atmosferę oczyszczano w dużych “szklarniach” - okrągłych pomieszczeniach o znacznej kubaturze, zakopanych tuż pod powierzchnią Księżyca.Oświetlane w nocy przez silne lampy, w dzień zaś przez przefiltrowane promienie słoneczne, rosły tu w ciepłej, wilgotnej atmosferze hektary niskich roślin.Były to specjalne mutacje, wyhodowane w celu szybkiego uzupełniania tlenu w powietrzu i - niejako ubocznie - dostarczania żywności.Jednak główna część pokarmów pochodziła z syntezy chemicznej i hodowli glonów.I chociaż zielona piana przepływająca jardami przezroczystych, plastikowych rur na pewno nie spodobałaby się niektórym szefom kuchni, biochemicy zamieniali ją na kotlety i steki, które jedynie ekspert mógł odróżnić od prawdziwych.Tysiąc stu mężczyzn i sześćset kobiet stanowiło personel Bazy.Byli to wysoko-wykwalifikowani naukowcy i technicy dokładnie sprawdzeni przed opuszczeniem Ziemi.Życie na Księżycu nie przysparzało obecnie takich problemów jak we wczesnej epoce osadnictwa.Ciągle jednak wymagało psychicznego wysiłku i nie zalecano go osobom cierpiącym na klaustrofobię.Ponieważ wycinanie dużej, podziemnej bazy w litej skale czy zastygłej lawie było bardzo drogie i czasochłonne, standardowy “moduł” jednoosobowy był pomieszczeniem o szerokości sześciu, długości dziesięciu i wysokości ośmiu stóp.Każdy pokój był atrakcyjnie umeblowany i wyglądał jak dobry apartament hotelowy, z rozkładaną sofą, telewizorem, zminiaturyzowanym sprzętem hi-fi i telefonem wizyjnym.Co więcej, dzięki ciekawemu pomysłowi dekoratora wnętrz jedną ze ścian można było zamienić naciśnięciem przełącznika w przekonujący ziemski krajobraz.Istniał wybór ośmiu widoków.Ten rodzaj luksusu był typowy dla Bazy.Niekiedy jednak trudno było wyjaśnić jego konieczność ludziom na Ziemi.Każdy pracownik Bazy kosztował setki tysięcy dolarów wydanych na jego przygotowanie, transport i zakwaterowanie.Spokój jego umysłu wart był tych kilku dolarów ekstra.Nie była to sztuka dla sztuki, lecz sztuka zachowania zdrowego rozsądku.Jedną z atrakcji życia w Bazie - jak i na całym Księżycu - było słabe przyciąganie, które wywoływało ogólne poczucie zadowolenia.Miało ono jednak i swoje złe strony, do których przez kilka tygodni musiał przyzwyczajać się przybysz z Ziemi.Ludzkie ciało na Księżycu musi nauczyć się całego zestawu nowych odruchów.Musi po raz pierwszy odróżnić masę od wagi.Człowiek, który na Ziemi ważył sto osiemdziesiąt funtów, z radością odkrywał, że jego waga na Księżycu zmniejszyła się do trzydziestu funtów.Dopóki poruszał się prosto z jednakową szybkością, doświadczał uczucia cudownej równowagi.Jednak gdy tylko usiłował zmienić kierunek - chcąc na przykład skręcić za róg lub stanąć w miejscu - stwierdzał, że jego całe sto osiemdziesiąt funtów masy lub inercji ciągle mu towarzyszy.Stałe i niezmienne: takie samo na Ziemi, Księżycu, Słońcu czy w stanie nieważkości.Zanim przybysz 2 Ziemi przystosował się do księżycowego życia, musiał nauczyć się, że wszystkie obiekty znajdujące się w obrębie przyciągania satelity poruszały się sześć razy wolniej, niż to sugerowała ich waga.Lekcji tej udzielały nowoprzybyłym bezustanne kolizje i stłuczenia.Ludzie będący od dawna na Księżycu starali się omijać żółtodziobów z daleka, aż do momentu ich aklimatyzacji.Ze swoim kompleksem warsztatów, biur, magazynów, centrów obliczeniowych, generatorów, garaży, kuchni, laboratoriów i zakładów produkcji żywności Baza na Klawiuszu była samoistnym światem.I jak na ironię, wiele z wynalazków wykorzystywanych przy budowie tego podziemnego imperium narodziło się podczas półwiecza Zimnej Wojny.Każdy, kto pracował przy umieszczonych w bunkrach wyrzutniach rakietowych, czuł się na Klawiuszu jak w domu.Tutaj również styl życia był podyktowany wymaganiami podziemi i potrzebą ochrony przed wrogim otoczeniem.Na Klawiuszu zmienił się jedynie cel ludzkich wysiłków.Tutaj był nim pokój.Po dziesięciu tysiącach lat ludzkość odkryła wreszcie coś równie atrakcyjnego jak wojna.Niestety, nie wszystkie narody zdawały sobie z tego sprawę.Góry, które były widoczne tuż przed lądowaniem, zniknęły teraz w jakiś tajemniczy sposób.Zasłonił je spadzisto-wypukły księżycowy horyzont.Wokół statku rozciągała się płaska, szara równina, którą oświetlało ukośnie padające ziemskie światło.Niebo było całkiem czarne, mimo to można było na nim dostrzec jedynie najjaśniejsze gwiazdy i planety, i to dopiero wtedy, gdy osłoniło się oczy przed rzucającą odblask powierzchnią Księżyca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]