[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozrzucała wo­kół siebie wszystko, a Marietta musiała utrzymywać porządek, potrafiła w środku nocy zażądać herbaty i czegoś do zjedzenia, a Marietta musiała biegać z kuchni do sypialni, życzyła sobie, żeby na nią czekać, a wracała z balów i przyjęć o najdziwaczniejszych porach, w kwestii sukien, kapeluszy i fryzur miała dzikie pomysły, a na Marietcie się skrupiało.Nie zwierzała się nigdy z niczego, co było szalenie dener­wujące.Ale rekompensowała te grymasy finansowo i wyraźnie było widać, że nie przeciwko pokojówce jej fanaberie są skierowane, tylko przeciwko mężowi.To jedno Marietta wywęszyła od razu i nawet chętnie zaaprobowała, bo sama pułkownika również znieść nie mogła.Pani Davis zaś znieść nie mogła najmniejszego bałaganu.Nastąpiło to już długo po śmierci pułkownika, kiedy ślub wdowy z bratankiem nieboszczyka wisiał w powietrzu.Wiedzieli o nim i spodziewali się go wszyscy, ze służbą na czele, aczkolwiek wszelkie for­my przyzwoitości były skrupulatnie zachowywane.Pani Davis jednakże z bezczeszczeniem pamięci ideału nie mogła się pogodzić i sama myśl, iż Arabella mogła­by poślubić kogoś innego, wręcz ją dławiła.Nieudol­nie ukrywane, promieniujące z Arabelli szczęście sta­wało jej kością w gardle.Sama przed sobą nie przy­znając się do własnych chęci, pani Davis usiłowała zatruć życie wstrętnej wdowie, lekkomyślnej, radosnej i pięknej.Wyszukiwała kłopoty.Zaniedbany kompletnie koszyk do robót ręcznych Arabelli stał na stoliku w kącie sypialni.Nabożeń­stwa do rozmaitych robótek i haftów Arabella nigdy nie miała, igła służyła jej przeważnie do kłucia pal­ców, druty gubiły oczka, a z szydełka wychodziły jakieś dziwne gruzły, do niczego niepodobne.Wy­padało jednakże posiadać warsztat pracy i przynaj­mniej udawać, że się tym niekiedy zajmuje.Po krótkim okresie pilnowania eleganckiego i ozdobnego koszyczka z rozmaitymi włóczkami, wśród których plątał się nadziewany czarny kłębek, przestała nosić ten bagaż przy sobie.Coraz rządziej zabierała go do salonu w razie wizyty pań, szczególnie że niektóre, co bardziej wścibskie, interesowały się jej produkcją, po śmierci męża zaś całkowicie zrezygnowała z roli pracowitej matrony i machnęła ręką na obyczaj.W końcu przeżywała drugą młodość, realizowało się marzenie jej życia, już za dwa miesiące miała wreszcie zdobyć dla siebie, na wieki i na własność, ukochanego George'a młodszego, który w najmniejszym stopniu nie ochłódł w zapałach, co ją zatem obchodziła cała reszta świata! Odmłodniała, sama sobie wydawała się co dzień piękniejsza, a dla niego chciała być najpiękniejsza ze wszystkich kobiet na całej kuli ziemskiej.Marzyła o tym, żeby mieć dzieci, jego dzieci, miała wielkie nadzieje, czuła się młodą dziewczyną w zaraniu życia, dostatecznie doświadczoną, żeby doceniać swoje szczęście.Nic innego nie miało znaczenia i tylko dla niego zachowywała na zewnątrz jakiś umiar i jakieś formy przyzwoitości.Gdyby nie pewność, że tym go zrazi, zamieszkałaby z nim razem nazajutrz po śmierci pułkownika.Niewątpliwie George młodszy posiadał znacznie wyższe poczucie moralności niż jego ukochana.W obliczu takich doznań postąpiła podobnie jak w Indiach.Idiotyczny koszyczek odstawiła w końcu na mały stolik w kącie sypialni i prawie o nim za­pomniała.Nie zapomniały za to mole.Walkę z molami pani Davis toczyła z dziką za­ciętością.Nie używany koszyk z wełną już dawno kłuł ją w oczy, a tu oto nagle odkryła w nim źródło zarazy.Marietta porządkowała właśnie w garderobie pop­lątane szarfy, kiedy pani Davis w sypialni sięgnęła do koszyka.— Proszę jaśnie pani, tu się mole zalęgły — rzekła z silną naganą, biorąc do ręki wielki czarny kłębek.— Jaśnie pani tę wełnę z Indii przywiozła już dwa­naście lat temu.— No to co? — spytała obojętnie Arabella, przy­mierzając kolczyki przed lustrem.— Całe pogryzione, o.! Same dziury.Nawet coś.Zamilkła nagle, wpatrzona w kłębek.Arabella nie­chętnie odwróciła się ku niej, spojrzała na koszyk i uświadomiła sobie, w co pani Davis tak się wpatru­je.Jak grom spadło na nią przypomnienie, co też ów kłębek w sobie zawiera.Przez moment obie stały nieruchomo.Pani Davis podniosła wzrok i popatrzyła na swoją panią.Ma­rietta za otwartymi drzwiami garderoby również znieruchomiała z szarfą w ręku.Wyczuła nagły skok napięcia i prawie przestała oddychać.Arabella poruszyła się pierwsza.Szybkim kro­kiem podeszła do pani Davis i gwałtownym gestem odebrała jej kłębek.— A może ja lubię mole — powiedziała gniewnie.— Może są to mole pamiątkowe.Proszę zostawić moją wełnę w spokoju, zrobię z nią, co będę chciała.Zwijała tę wełnę pewna nieszczęśliwa kobieta, którą potem spalono na stosie razem z mężem.Dostałam to od niej na pamiątkę razem z molami i niech one sobie będą.Wymyśliła to na poczekaniu, doskonale wiedząc, że każdą głupotę należy uzasadnić i ze swoich dzi­wactw nie robić tajemnicy, bo w przeciwnym wypad­ku służba zaczyna się przesadnie interesować.Czarny kłębek mógł stanowić jej dziwactwo.Jak zwykle w chwilach zagrożenia, strzeliła w niej bystrość umysłu, a hinduski obyczaj palenia wdów na stosach zmarłych mężów miał szansę przebić wszystko.Pani Davis nie odezwała się ani słowem, Arabella zaś niedbale wrzuciła kłębek do szufladki w toaletce.Był za duży, płytka szufladka nie dała się zamknąć, zostawiła ją wysuniętą i znów zajęła się kolczykami przed lustrem.Marietta na palcach opuściła garderobę drugimi drzwiami.Jeszcze nie wiedziała dlaczego, ale nie chciała, żeby ktokolwiek zorientował się, iż była świadkiem krótkiej scenki.Arabella wyjęła kłębek z szuflady dopiero, kiedy została sama.Obejrzała go dokładnie i zrobiło się jej gorąco.Przez wygryzione głęboko dziury prześwitywały jakby iskierki.Pani Davis musiała je dostrzec.Co sobie pomyślała.?Pół roku zaledwie minęło od czasu, kiedy sprawa diamentu przycichła, przedtem grzmiało nim wszyst­ko wokół.Pani Davis przez te pół roku nie straciła przecież pamięci.? Pułkownika, który zabił się pra­wie rok temu, przydając całej historii rumieńców, ani odżałować, ani zapomnieć nie mogła, wciąż pozwala­ła sobie na uwagi pozornie bez zarzutu, a de facto mocno kąśliwe.Trzeba ją będzie wyrzucić, myślała Arabella.Pozbyć się jej obecności, nie w tej chwili oczywiście, za jakiś czas.Teraz byłoby niebezpiecz­nie, zaczęłaby gadać.Głupstwem było zapomnieć o diamencie i nie sprawdzać stanu wełny, zmarnowa­ło się takie świetne ukrycie.A może nie? Każdy by przecież uważał, że zmieni kryjówkę, a otóż właśnie nie należy jej zmieniać.Marietta była absolutnie pewna, ze pani Davis dostrzegła coś w kłębku i o mało nie oszalała z cie­kawości, co to mogło być takiego.Istniała oczywiś­cie możliwość, że gospodyni zamilkła z samego oburzenia, usiłując promieniować potępieniem bez słów, ale Marietta w tę możliwość nie wierzyła.Ins­tynkt mówił jej, że musiała tam coś dojrzeć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl