[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Zwariowałaś? spytał z niebotycznym zdumieniem. To ja mam pakować?! A KTO?!!! ryknęła Okrętka okropnym głosem.Zygmunt zagapił się na nią, tak zaskoczony, że nie był w stanie zareagować w ża-den sposób.%7ładna odpowiedz na jej pytanie nie przychodziła mu do głowy.Przez tępąwściekłość przedarło się wrażenie, że coś tu jest cholernie nie w porządku, czegoś tu siężąda od niego i to czegoś, czego się absolutnie nie spodziewał i co mu się na pewno bar-dzo nie podoba.Zarazem jakaś tajemnicza siła pętała mu nogi, nie pozwalając zwyczaj-nie odwrócić się i wyjść, trzaskając drzwiami.Solidne trzaśniecie drzwiami niewątpli-wie przyniosłoby mu dużą ulgę.Okrętka po wybuchu nieco oklapła.Odsunęła się od brata, z roztargnieniem obej-rzała za siebie i zaczęła siadać. Nie siadaj na porcelanie!!! wrzasnęła strasznie Tereska.Okrętka poderwała się jak podcięta biczem, część opuszczających ją sił wróciła namiejsce. Proszę cię bardzo, wymień tę osobę zwróciła się cierpko do oniemiałego Zyg-munta. Kto ma to wszystko zapakować? No?Zygmuntowi umysł ruszył, ale uczynił to wbrew woli swego właściciela.Postawionotu jakiś problem i zadano pytanie.Ze wszystkich rzeczy na świecie Zygmunt najbardziejnie życzył sobie rozstrzygać problemu i odpowiadać na pytanie.Przez cały czas, od sa-mego rana, od chwili kiedy wybuchła ta idiotyczna awantura z przeprowadzką, z naj-większą starannością usuwał z myśli kwestię konkretnych, związanych z nią komplika-cji, z nadzieją, że rozwikłają się jakoś poza nim i bez jego udziału.Nie miał na nie naj-mniejszej ochoty.Znalazł kierowcę, to dosyć, teraz życzyłby sobie odpocząć, a nie uże-rać się z rozhisteryzowaną siostrą, której najwidoczniej coś się zacięło, bo w kółko za-daje to samo pytanie. A bo ja wiem. wyrwało mu się niepewnie.Okrętka znów ruszyła ku niemuprzez kupę gałganów, jak rozjuszona tygrysica. To ja ci powiem.Nikogo takiego nie ma.Tylko ty i ja.Zostaliśmy do tej robotysami i nie ma nikogo innego.Nie ma.Nikogo innego.Chyba, że wywleczesz ojca ze szpi-tala i może go jeszcze będziesz batem poganiał. Kretynka powiedział Zygmunt z głębokim przekonaniem.72Tereska nie wytrzymała dłużej w bierności. Nie chcę się wtrącać w rodzinne sprawy rzekła z lodowatą grzecznością alew życiu bym nie przypuszczała, że mógłbyś się tak ześwinić. Jakie ześwinić.?! O co ci chodzi?! Nie widzisz, co się tu dzieje? Rzeczy trzeba zapakować.Do jutra.Przemyśl to so-bie.Właśnie przemyśliwać tego sobie Zygmunt z całej siły nie chciał.Jego dusza ciąglestawiała zacięty opór, ale mimo woli rozejrzał się po mieszkaniu. A co, naprawdę same nie dacie rady? spytał niedowierzająco, w gruncie rzeczydoskonale wiedząc, iż pytanie jest bezdennie głupie. O Boże, ratuj, mam brata debila. jęknęła cicho Okrętka. Damy radę, jasne! wysyczała jadowicie Tereska, porzucając bezpowrotnie lo-dowatą grzeczność. Horpyny jesteśmy, umiemy produkować z powietrza walizkii pudła, pakunki zawiązujemy siłą woli.Jeść i spać nie potrzebujemy wcale. Skończ już ten referat, dobrze? rozzłościł się Zygmunt. Diabli nadali.Mó-wiłem, żeby wysłać depeszę do matki! Bo co? Bo wasza matka zastępuje dwie Horpyny? Po jednej przeprowadzce śpie-wająco i z przysiadami odwali i drugą?! Wprawy nabrała.?! Do pioruna.!!! Hej, nie kłóćcie się! wrzasnął z pokoju Januszek, który pakował książki w naj-głębszej ciszy, żeby nie stracić ani słowa z rozgrywającej się w kuchni batalii. Niechmi tu kto pomoże! Nie mogę tego ruszyć, ciężkie chyba, czy co? Na dole zostało jesz-cze parę sztuk!Rozwścieczona na Zygmunta Tereska w jednej chwili znalazła się w pokoju.Okrętkąpośpieszyła za nią, Zygmunt po krótkim wahaniu zajrzał tam również.Januszek usiło-wał przepchnąć ku środkowi pomieszczenia gigantyczne pudło, całe napełnione książ-kami. Prawie wszystkie weszły wysapał. Tylko nie wiem, kto to podniesie.Trzebaprzesunąć.Tereska bez słowa podeszła do Januszka i pchnęła z całej siły.Pudło ani drgnęło.Okrętką pomogła jej, bez skutku.Zygmunt przez parę sekund obserwował ich wysiłkigniewnym spojrzeniem, po czym nagle wszedł do pokoju. Jazda stąd! rozkazał. Januszek, dołem.Pochylił się, wsparł o pudło w jego dolnej części i pchnął potężnie, wytężywszywzmożone złością siły.Efekt był imponujący.Dół pudła szurnął o dobre pół metra, góranatomiast, wypakowana do ostatecznych granic, nie wytrzymała zrywu i cały stos ksią-żek runął Januszkowi na głowę, rozsypując się dookoła.Januszek pośpiesznie wydobył się spod ciężaru lektury.73 O kurczę. powiedział z zakłopotaniem, pocierając ucho. Mnie nie o to cho-dziło.Zygmunt wyprostował się i popatrzył na książkowe pobojowisko.Obejrzał stropio-nego Januszka.Dopiero na końcu spojrzał na Tereskę i Okrętkę.Stały, wsparte o futrynęi przyglądały mu się wzrokiem, który wyraznie mówił, że proszę bardzo, teraz może so-bie robić, co chce.Może je zostawić, iść do diabła i cieszyć się pełnią swobody, nie ode-zwą się ani słowem.Na rozwalone pudło nie spojrzała żadna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]