[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skóra niedzwiedzia, stara już dosyć,tam leżała zbałwaniona, co przed fotelem była, i Mateusz powiada, że musiał panFularski nagle wstać, na niej się poślizgnął i do tyłu przewrócił i doktor rzekł tosamo.Głową od tyłu na obramowanie kamienne trafił i tak się zabił od razu, bojakieś to miejsce ma być specjalne, co od byle czego kość się łamie i życie odbiera.Wieczne odpoczywanie racz mu dać Panie.Tak oto Zenia wolność odzyskała.Przed ludzmi żałość musi udawać, a ja wiem, że panu Bogu za łaskę dziękuje.oto co się wykrywa.Do mnie jednej Zenia prawdę mówi, sama mi rzekła, żeaż twarz ją boli dla radości skrywania, niech jej Bóg przebaczy, ale nic lepszegonie mogło się zdarzyć.Już była chwila, że sama chciała ten łeb mu rozbić albo no-żem gardło poderżnąć, jak spał, albo uciec jak stała, ale to na nic, boby ją znalazł.Złe jakieś w niego wstąpiło ostatnimi czasy, myła się bez przerwy i szorowała, bowstręt ją brał do samej siebie i przytomności prawie pozbawiał, schronić się przednim nijak nie mogła, silą ją zniewalał do tych zabiegów obrzydliwych.W sekreciemi wielkim rzekła, że wódką, gorzałką zwykłą, upijać się próbowała, bo wtenczasrobiło się jej wszystko jedno, a i tak womity mieć zwyczajne się jej zdarzało.Zezgrozą na nią patrzyłam, kiedy mi te zwierzenia czyniła, jakby szalona z radości,że już temu koniec.A znów dziwić się trudno, bo Zenia ciągłe prześliczna, nicwcale nie zbrzydła, nawet wypiękniała, chociaż nie dba o siebie wcale i włosynosi niczym strzecha.Alem nie to miała napisać.Nim się podniosłam i do niej pojechałam, już byłnotariusz, pan Wrzosowicz, i pokazało się.że pan Fularski dopiero co, niedawno,testament nowy zrobił i cały majątek jej zapisał, co mógł uczynić, rodzeństwa niemając.A w dodatku do takowego czynu pan Bazyli go nakłonił, bo przedtem panFularski jakimś siostrzeńcom i bratankom pół mienia przeznaczał z krzywdą Zeni.Tak tedy istotnie pan Bazyli do czegoś się przydał.Ochłonąć trudno po takim wydarzeniu i już nie musi Zenia klejnotów po matcesprzedawać.gadanie jakieś do mnie dotarło, a to przez moją pokojówkę Klarcię.Mó-wią, naśmiewając się trochę, że dziwna ta broń na dziki pana Bazylego, co sięsama szykuje.Bo gajowy, ten sam co nam o nieszczęściu doniósł, powiada, że końpana Bazylego owszem, pod domkiem myśliwskim stał, ale w domku nikogo niebyło.A w tym samym czasie do lasu poszła taka Kundzia ze wsi, z urody słyną-59ca, i możliwe, że pan Bazyli przez okno ją ujrzał i o dzikach zapomniał.No i cóżtakiego, pan Bazyli młody.nie rzucała się Zenia na trumnę, bo i głupie by to było, ale za czarnymwelonem jak trzeba na zbolałą wdowę wyglądała.Cichcem do mnie przyjechałanazajutrz po stypie, nauczyła się już, tak mi rzekła, konia używać, po co zarazwszyscy mają widzieć czwórkę przy karecie.Z koniuszym tylko jezdzi.Ejże, czy nieza dużo o tym koniuszym słyszę.? Czyżbym w złą godzinę kiedyś pomyślała.?.Edmund mu na imię.W pierwszej minucie zgroza mnie ogarnęła, alem sięzaraz potem zreflektowała.Czyja wiem.? Roztocki, dobra szlachta, a że ubogii pracy jąć się musiał? To i cóż takiego, niejeden zubożał i nie z własnej winy.A comuszę przyznać, to że całkiem przeciwieństwo pana Fularskiego stanowi, pięknyprawie jak mój Mateusz.temperuję ją tylko, jak mogę, by nie za wcześnie po sobie pokazywała, boludzie gadać będą.A już nie daj Boże brzemienności, tfu, na psa urok, chociażPietruska podobno i taką rzecz ułatwić potrafi, aleć Zenia powiada, że jeszcze jejnie grozi, bo do takiej konfidencji z nim nie doszła.Odżyła po panu Fularskim,niebo, jak mówi, przed nią się otwarło, kondolencyjne wizyty przyjmuje, wiado-mo, że bogata ogromnie, więc wszyscy tam jadą.Za rok, mówi, przebierać będziemogła, a śmieje się tylko ze mną, bo jeszcze jej nie wypada, więc dla samej ulgiczęsto u nas bywa albo mnie zaprasza, aż się Mateuszowi dziwne wydaje.Ku-zynka przecież, tłumaczę mu, i przyjaciółka wielka, nawet chyba dla niej Zosięzaniedbałam.Jezus Mario Józefie święty, a cóż ja słyszę?! Do prawdy niepodobne, nie-możliwe! Pomyśleć nad tym muszę, nim się bodaj nawet Mateusza poradzę.Chłopak jeden, ogrodnika pomocnik z Małej Wsi Zeni, koło Klarci się kręcąc,nabąkał jakoś, że ze mną chce mówić, jako przyjaciółką najlepszą jaśnie paniFularskiej.Wypytała go Klarcia, ale nic jej nie rzekł, tylko jaśnie pani i jaśniepani.Kazałam go przyprowadzić i wyznał mi coś takiego, po czym jeszcze myślizebrać nie mogę.Otóż powiada, że w ogrodzie był.Ogrodnikowi spod ręki uciekł, żeby polenićsię trochę, za co o przebaczenie błaga, ale przy domu się zaplątał.I tak, błąka-jąc się i łażąc, przy oknach gabinetu się znalazł, z pustej ciekawości zajrzał i cośtakiego zobaczył, co mu spokoju nie daje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]