[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No, może piętnaście. Narysuj!28Karolek chwycił starą odbitkę i wykorzystując jej odwrotną stronę, zarazemudzielał wyjaśnień.Naczelny inżynier patrzył mu przez ramię, potwierdzając ści-słość rysunku. No to faktycznie, nic takiego zgodził się Janusz, oglądający rysunek dogóry nogami, z drugiej strony stołu. Wykopać słupki i przenieść.Tylko kłopotz tym spawem, to jest mało elastyczne.Lesio zbliżył się właśnie do stołu Karolka. Przeciąć palnikiem zaproponował. Trzeba, inaczej nie da rady przyświadczył naczelny inżynier. Nie wszystko! zaprotestował pełen zapału Karolek. Wystarczy ciąćco drugie przęsło.Potem się przyspawa z powrotem. Jakby przenosić po dwa słupki razem, to nawet co trzecie poprawiłJanusz. Czekaj, policzę ciężar, może się uda.Odwrócił się do swojej deski i sięgnął po katalog stali.Karolek pośpiesznierozłożył plan zagospodarowania terenu. Zaraz, czy nie będzie kłopotu z narożnikami. Będzie powiedziała spokojnie Barbara ze swego miejsca. Dwa skrajne przęsła pójdą skosem i musimy mieć parę dłuższych płasko-wników.Nic takiego, tyle że wypadnie trochę więcej spawania.Olśniewający pomysł zaczął nabierać coraz wyrazniejszych kształtów, eks-plozje inwencji twórczej wybuchały raz za razem.Karolek przystąpił do sporzą-dzania spisu niezbędnych narzędzi i materiałów.Janusz odwrócił się ku niemuz kartką w ręku. Jeden słupek waży razem z teownikiem około trzysta osiemdziesiąt kilogra-mów oznajmił. Całe przęsło, dwa słupki z siatką, pi razy oko osiemset.Nawszelki wypadek liczę górną granicę.Dzwigu nie będziemy mieli, to nie wiem. Ręcznie zbudowano piramidy! przypomniał Lesio zuchwale. Zastanówmy się, co lepiej powiedziała równocześnie Barbara. Dy-gować osiemset kilo, czy przecinać i spawać każde przęsło.Bo te trzysta osiem-dziesiąt, to nie mówcie, że nie dacie rady!W obliczu wielkich emocji uroda Barbary rozkwitała najbujniej.Sam jej wi-dok wystarczał, żeby żaden osobnik płci męskiej nie zawahał się przed płomien-nym zapewnieniem, iż podniesienie własnoręcznie tak nędznego ciężaru stanowidla niego drobnostkę niegodną uwagi.Lesio posunął się nawet dalej. A i osiemset, cóż to jest! wykrzyknął ogniście, naprężając bicepsy. Co za szczęście, że zrobiłeś kurs spawalniczy! zwrócił się żarliwie Ka-rolek do Janusza. Teraz się przyda, jak znalazł! Proszę! A różne głupy natrząsały się ze mnie.Ale czekaj, bo ja na wła-sność mam tylko maskę, dostałem ją w prezencie.Aparat mogę pożyczyć, acety-len da się skombinować, tylko problem w tym, że w Warszawie.W Lublinie niemam żadnych chodów.29 No i cóż takiego, skombinuje się w Warszawie i przewiezie do Lublina podsunął Lesio. Ile mamy samochodów? Twój, Włodka. I Stefana dodał naczelny inżynier. Stefan pojedzie.Trzeba obgadaćsprawę ze szpitalem. I dzielnicowym przypomniała Barbara. I zacząć od egzystencji trut-nia.Naczelny inżynier opuszczał już zrywający się do czynu zespół, kiedy nagleprzypomniał sobie swojego bezpośredniego zwierzchnika.Gwałtownie odwróciłsię w drzwiach. Na miłosierdzie pańskie! zawołał w popłochu. Tylko ani słowa przedHipciem!Cztery pary oczu popatrzyły na niego z niesmakiem, a cztery głowy pokiwałysię w geście politowania.Przygotowania do zuchwałej korekty planu miasta usunęły chwilowo w cieńbeznadziejne dążenia do korekty świata.Perspektywa osiągnięcia pożądanego ce-lu sposobami prostymi i leżącymi w granicach ludzkich możliwości wszystkimsprawiła ulgę zgoła niebotyczną.Ponadto ilość związanych z dziełem trudnościi kłopotów wykluczyła całkowicie wszelką myśl na jakikolwiek inny temat, bezreszty zajmując czas i okrywając mgłą zapomnienia rako-wrzodo-nerwicotwór-cze zmory cywilizacji.Tylko Karolek, spożywając kurczaka, doznawał niekiedywrażenia, że powinien się zastanowić nad tym, co robi.Lesio odłożył w kąt naukowe dzieło, pożyczone za pośrednictwem żony odciotecznej szwagierki.Dzieło stanowiło kwintesencję wiedzy o szkodliwych za-nieczyszczeniach produktów spożywczych i miało mu dopomóc w zebraniu ści-słych, konkretnych informacji na temat gnębiących go obsesyjnie pierwiastków.Dostał je w przeddzień brzemiennej w następstwa wizyty naczelnego inżynie-ra i nie zdążył obejrzeć nawet pierwszej strony.Mgliście czując, iż całkowitybrak zainteresowania tak natrętnie przedtem poszukiwaną lekturą mógłby mu byćwzięty za złe, ukrył ją starannie pod książką telefoniczną na niewielkiej półeczcew rogu pokoju.Naczelny inżynier w jednej chwili i z największą łatwością osiągnął porozu-mienie z dzielnicowym.Dzielnicowy nawet nie dosłuchał do końca relacji o sta-nie rzeczy i zlekceważył prezentowane argumenty.W oku zamigotał mu mściwybłysk. W porządku rzekł stanowczo. Nie ma znaczenia, po co wam topotrzebne, ja rozumiem, że dla szpitala.Gdybyście chcieli mu dołożyć kawałekgruntu, o, to nie! Mowy nie ma, po moim trupie! Ale skoro chcecie zabrać, proszębardzo.Już ja tego palanta dopilnuję osobiście.Szkoda, że nie mogę wam pchnąćchłopaków do pomocy, aż mi żal, ale musi to się odbyć w tajemnicy i ja w ogóleo niczym nie wiem.30Wtajemniczona w sprawę część personelu szpitala w osobach dwóch lekarzyi jednego kierownika administracyjnego od pierwszego słowa zapłonęła entuzja-zmem.Przeszkód natury służbowej nie było tu żadnych, obaj lekarze zaczęli za-tem z miejsca rozpatrywać kwestię dyżurów nocnych, ustawiając je tak, żeby impozwoliły wziąć osobisty udział w przedsięwzięciu.Kierownik administracyjnynatychmiast sprawdził ilość posiadanych w szpitalu łopat i postanowił dokupićjeszcze cztery.Wziął na siebie także ciężar postarania się o butle z acetylenemi drabinę ogrodniczą, niezbędną do przekraczania siatki ogrodzenia.Dokładna penetracja terenu, rzecz jasna, była konieczna dla całego zespołu.Dokonano jej w niedzielę.Przyniosła wysoce pozytywne rezultaty i pozwoliłarozwikłać zasadniczą trudność.Zatroskany w głębi duszy brzemieniem ośmiuset kilogramów Karolek odkryłw kącie szpitalnego podwórza coś, co wydało mu się porzuconym fragmentemkonstrukcji stalowej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]