[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Połowa góry poderżnie sobiegardła nawzajem.Szczegółów nie znam, nie chciał mówić.Zaczynałam coraz lepiej rozumieć przyczyny, dla których usunięto Gawła z tegoświata.Kto to mógł być, ten obcy wiatrak, i jak go znalezć? Niech pan chociaż powie, jak on wyglądał poprosiłam beznadziejnie, bo jużwiedziałam, że z rysopisem będą trudności. Jak idiota.Taki średni.I nie chudy, a powiem pani, że takie machanie pasowałobyraczej do chudego.Dlatego odniosłem wrażenie, że to fałszywe, wesolutki na siłę.I tagęba, tu. pomacał się w okolicy dolnej szczęki. Jakby czymś wypchany, wziął dopyska dwie buły i tak trzyma.Może to z natury, ale diabli wiedzą.Reszta w normie.Szczerze mówiąc trochę mnie denerwował i prawie na niego nie patrzyłem.%7łałowałem,że nie usiadłem gdzie indziej, ale już był tłok, obiad w pełnym rozbiegu.No tak.Buły w gębie mogły coś dać, może ktoś widział, jak je wypluwał, ale jeśliprzyjechał tylko na parę chwil i od razu po obiedzie wyparował, nie kontaktując sięz nikim poza Gawłem, pies z kulawą nogą mógł go nie zauważyć.Skąd przyjechał, niewiadomo, ze Szwecji, na przykład, i wstąpił po drodze, Gaweł go znał albo nie, też byłomożliwe, że zobaczył go pierwszy raz w życiu.Ten tutaj nie zna mnie wcale, pierwszyraz widzi, a rozmawia jak człowiek, bez żadnych zahamowań.Gawła ten rozmachanygłupek mógł zwyczajnie rozśmieszyć. O czym w ogóle mówił? spytałam w zamyśleniu. O dupie Maryni, za przeproszeniem łaskawej pani.Coś o tłustej paniencewpadło mi w ucho, hostessa w Marriotcie, w kasynie, apetyczna jak rzadko, najmocniejproszę o wybaczenie, ale to ludzka rzecz.Tłusta, one wszystkie raczej chude, rozumiepani.I jajecznica z tartym serem, każda jełopa potrafi przyrządzić, Gaweł się nawetzaciekawił.O żadnych interesach ani słowa.I podobno jak w Afryce wieje sirocco,29Morze Zródziemne jest pełne piasku, nie wiem, nie byłem w Afryce. Nie szkodzi, przypadkiem wiem, że to prawda. Faktycznie? Jest pełne piasku? Aż drapie skórę.O mój Boże, niech pan sam popatrzy, jak to łatwo przejść naduperele! Człowiek nie żyje, a my o piasku.Kołodziej prawie się ucieszył. No właśnie, tak to było.Może i zaczęli o czymś poważnym, zanim przyszedłem,ale bzdety same wskoczyły.Głupie strzępy, jakaś słoma na dachu, strzecha, mamna myśli, ze środkiem ognioodpornym.Nie mam strzechy, więc co mnie obchodzi.Istna kasza.Sam chciałbym wiedzieć, kto to był, ten kretyn, i przyznam się, straszniemyślałem, żeby sobie przypomnieć chociaż z jedno znaczące słowo, ale nic, same śmieci.Jak teraz z panią rozmawiam, to tak mi przychodzi do głowy, że własną śmiercią Gawełnie umarł.Ja go nie zabiłem, to akurat wiem na pewno, więc niby co mam myśleć?Wolałam nie udzielać mu instrukcji na ten temat.Spytałam o śniadanie.Swoje ostatnie śniadanie Gaweł, jak się okazało, jadł normalnie, w jadalni, ale podkoniec przyplątał się właśnie ten roztrzepotany.Pan Kołodziej już odchodził, nietrzymali się z Gawłem razem jak bracia syjamscy, roztrzepotany ledwo mu mignąłi robiło to jakieś takie wrażenie, jakby ciągnął Gawła do baru na małego drinka.Gawełchichotał, może i poszli do tego baru, ale pewnością w tej kwestii nie może mi służyć. Tak naprawdę, to ja dopiero teraz tak uważam uściślił. Wtedy nic niemyślałem, mignął, ale jakoś został w oczach.Potem skojarzyłem, że to był ten sam coprzy obiedzie.Znaczy, uczepił się go od rana.Zostawiłam Kołodzieja i poleciałam do baru.Barmanka była właściwa.Zgadzało się, byli tu obaj, jeden stały gość, a drugi obcy.Pamiętała ich, bo niecodziennie ktoś traci życie w sposób gwałtowny, sama z przejęciemmówiła do koleżanki, że, Jezus Maryjo, dopiero co serwowała człowiekowi napoje, a onjuż na tamtym świecie.Ten obcy był jakiś taki rozmachany, może nerwowy.Nie było siły, rozlatany facet stał się głównym podejrzanym.Jak, na litość boską,miałam go znalezć.?!Porzuciłam Pelikana , niezdolna już do pytań o Seweryna Wierzchowickiego.Naspotkanie z Bodziem byłam spózniona skandalicznie, zaczynało mnie to denerwowaći przeszkadzać w dochodzeniu.Nie wierzyłam wprawdzie w ekspresowe tempodziałania jego gnębicieli, ale wrodzona obowiązkowość czyniła mi wyrzuty.Pomyślałam,że w porządku, odwalę wizytę w budzie i spróbuję spokojnie pomyśleć.Dokonałam posunięć konspiracyjnych.W budce wartowniczej pozbyłam siękiecki, pod którą miałam kostium kąpielowy, i zrzuciłam z nóg sandały.Na myśl o takskomplikowanej zmianie stroju dostałam ataku śmiechu, który przeszedł mi jak nożemuciął, kiedy pod rzuconą na ziemię torbą najpierw wymacałam, a potem ujrzałam30strzępek papieru, połówkę podartego opakowania Marlboro.O cholera.Sprawy Gawła i Jacka wyleciały mi z głowy, wrócił Bodzio.Skoro już wygłupiłam sięz przebieraniem, na plażę musiałam pójść, bodaj na chwilę.A diabli wiedzą, czy tu ktośnie patrzy, idiotkę powinnam robić z siebie konsekwentnie.W budzie ciemno, niczegonie zdołam przeczytać.Przez cały ten pracowity i raczej dość sensacyjny poranek razem z południem niezdążyłam w ogóle zauważyć pogody.Owszem, zdawałam sobie sprawę, że deszcz niepada, raczej świeci słońce, dostrzegłam to zjawisko, ale nie zwróciłam żadnej uwagina wiatr
[ Pobierz całość w formacie PDF ]