[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie miał chęci wtrącać się w te babskie sprawy, chociaż pomysł mariażu pomiędzy ich dziećmi bardzo mu się podobał.Niemniej jednak wolał, żeby zostało to załatwione bez jego udziału i w szczegóły wnikać nie zamierzał.Czym prędzej skończył śniadanie.— Co ty? — spytała srogo pani Halusia.— Tadzio dla ciebie jak brat, ale za rękę go trzymać nie potrzebujesz.Wstyd nawet dla dziewczyny tak się przypinać do chłopaka!Ten pogląd babcia poparła i rozwścieczona Bożenka straciła jakoś grunt pod nogami.Jej ojciec uciekł do pracy, młodsze rodzeństwo zainteresowania tematem nie przejawiało.Macocha, dotychczas, zdawałoby się, przychylna, teraz nagle stanęła okoniem.O nie.Bożenka, mimo to, nie zgadzała się kapitulować.Od słowa do słowa miedzy macochą a pasierbicą wybuchła kłótnia o morale Tadzia i konieczność roztaczania nad nim opieki.Upór Bożenki w kwestii jego nowego miejsca zamieszkania, które z pewnością musiało stanowić jakąś spelunę, slumsy, albo zgoła śmietnisko, obfitujące w męty społeczne, wyrwał w końcu pani Halusi z ust starannie tajona informacje.Nie tylko matkę ma każdy człowiek, ale także i ojca, a ojciec Tadzia żadnym mętem nie był i na śmietnisku nie mieszkał, rodzeństwo zaś, wszystko jedno po kim, ma jednakowe prawa.Po tym komunikacie Bożenka nagle zamilkła i przestała się czepiać.Coś jej podpowiedziało, że osiągnęła swoje, o śmierci Chlupa oczywiście wiedziała, Tadzio żałobę po ojcu na rękawie nosił, możliwe, że w związku z tym do jego domu się przeniósł, możliwe nawet, że rozsądnie postąpił, ale nie rozsądek Bożenka miała teraz w głowie.Nigdy dotychczas nie interesowała się miejscem zamieszkania Chlupa, to jednakże nie stanowiło problemu, wystarczyło zajrzeć do starej książki telefonicznej.Był tam i adres, i telefon, numer telefonu wprawdzie nieaktualny, ale cóż to szkodziło, jej zależało na adresie.Oczywiście, że po prostu tam pojedzie i niech się Tadziowi nie wydaje, że tak łatwo umknie z jej rąk.Zaplanowała sobie egzystencję przy jego boku, błogą i beztroską, i te plany postanowiła zrealizować.Myśl.że Tadzio mógłby przeciwko nim naprawdę poważnie i skutecznie zaprotestować, nie miała do niej dostępu.W podróż na drugą stronę Wisły wyruszyła znacznie później niż zamierzała.Przede wszystkim bardzo długo szukała tej starej książki telefonicznej, zresztą jedynej, jaka istniała w jej rodzinnym domu.Znalazłszy ja, zaczęła szukać planu miasta.Plan miasta był już nieco nowszy, z wielkim mozołem zdołała się w nim zorientować, odruchowo sprawdzając trasy autobusów.Następnie przystąpiła do upiększania własnej osoby.Dzień wciąż jeszcze trwał długo i ciemności zapadały późno.Poczucia czasu Bożenka nie miała.Nic nie powiedział jej fakt.że ojciec zdążył wrócić z pracy, że wszyscy zjedli obiad, że po tym obiedzie zostało posprzątane, że nawet zaczęły rozchodzić się wonie kolacji.Zajęta wyborem stroju, uczesaniem i makijażem, nie zwracała na te zjawiska najmniejszej uwagi.Pani Halusia.trochę na nią zła, a trochę współczująca, nie absorbowała jej niczym, w mniemaniu, iż nieszczęście uczuciowe ma swoje wymagania i osobę, dotkniętą nim.należy zostawić w spokoju.W rezultacie słońce zaszło, kiedy młoda furia stała jeszcze na przystanku autobusowym w Palenicy, wciąż nic nie myśląc o porze doby.Do Siekierek dotarła o wpół do jedenastej wieczorem, nawet dość zadowolona z tej późnej godziny, bo wcześniej mogła wszak Tadzia nie zastać w domu.Wysiadła z ostatniego autobusu, przejechawszy całą trasę trzema różnymi liniami, i rozpoczęła poszukiwanie posesji Chlupa.Okazało się to wcale nie łatwe.Ciemność zapadła całkowita, dzielnica oświetlona była raczej po macoszemu, planu miasta Bożenka ze sobą nie wzięła, na los szczęścia jęła zwiedzać jakieś czarne uliczki, tonące w obfitej zieleni.Usiłowała odczytywać nazwy i numery domów, poukrywane tak.jakby się ktoś specjalnie o to starał.Nie bała się, utrwalony w niej gniew nie zostawiał miejsca na żadne strachy, ponadto nie miała wyobraźni, za to zaczynała być wściekła dodatkowo.Gdzież, do diabła, znajduje się ta ojcowizna Tadzia i czy będzie jej tak szukać do rana…?Nieszczęśliwym dla siebie przypadkiem zaczęła tę penetrację od niewłaściwej strony i zmieniając wreszcie kierunek, natknęła się na jakąś babę, wielką i grubą, czekającą na przystanku autobusowym.Uznała to za rodzaj cudu, bo wokół panowała pustka kompletna, społeczeństwo omijało jakoś ten teren.— Proszę pani, gdzie tu będzie Korzenna szesnaście? — spytała, nawet dość grzecznie, choć z wyłażącym spod grzeczności zniecierpliwieniem.Jadąca właśnie na swój dyżur pani Bogusia nastroszyła się natychmiast.A czegóż to ta wypindrzona dziewucha, łażąca tu po nocy, szuka w jej własnym domu? Już prawie uczyniła ruch ręką, żeby jej wskazać drogę, na szczęście zdołała się powstrzymać.— A co to pani ma za interes pod szesnastką? — zainteresowała się opryskliwie.Bożence.w jej obecnym stanie, niewiele było potrzeba.— Nie pani interes, jaki ja mam interes
[ Pobierz całość w formacie PDF ]