[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było już dawno po południu.Mieli dosyć nagranych taśm, by zapewnić sobie długie godziny badań.Propozycja Varian, by wracać do obozu, została błyskawicznie wprowadzona w czyn przez obu przedstawicieli płci męskiej.Kai sprawdził tylko zabezpieczenie wejścia ślizgacza i dał Bonnardowi znak, by zapiał pasy, co sam zresztą bezzwłocznie uczynił.Byli gotowi do drogi, zanim Varian, rozbawiona nimi do łez, zdążyła usiąść.Wystartowali.Varian zatoczyła jeszcze kółko ponad szczytem urwiska, gdzie na skalnym podłożu ptaki znów pozostawiły małe płaszczaki, by prażyły się w słońcu i gniły.Varian znalazła odpowiedź na parę pytań, jednak wydarzenia tego dnia przyniosły ich jeszcze więcej.Była bardzo zadowolona z tej wyprawy, choćby dlatego, że było to coś, na co naprawdę miała ochotę.ROZDZIAŁ ÓSMYOkrążyli dziwnie spokojny obóz i wtedy właśnie Kai zauważył brak ślizgaczy.Widać było tylko rozespanego Dandy'ego.To do pewnego stopnia uspokoiło Kaia, ponieważ zwierzak miał zwyczaj przeczekiwać wszelkie napięcia i niepokoje w obozie, siedząc skulony w kącie swego wybiegu.- Rzeczywiście wszyscy odpoczywają - odezwała się Varian.To ona pilotowała.- Moje zespoły musiały wcześnie powrócić do obozów - powiedział Kai.- Owszem, owszem, tylko gdzie się podziali moi grawitanci? Powinno zostać kilka ślizgaczy.- Bakkun wspomniał coś o wyprawie do swojego zakątka - wtrącił Bonnard.- Swojego zakątka? - Varian i Kai spytali chórem.- Tak.Na północy - odparł Bonnard, wskazując kierunek.- Do szczególnie osobliwego zakątka na północy.- Co to za osobliwy zakątek? - zapytała Varian, przelotnym spojrzeniem dając Kałowi znak, by pozwolił jej prowadzić dochodzenie.- Byłeś tam?- Tak, w zeszłym tygodniu, gdy pracowałem z Bakkunem - przyznał chłopiec.- Ja nie widzę w nim nic osobliwego, po prostu zwykła, okrągła polanka pośród drzew, z jednej strony zamknięta ścianą skalną.Mieszka tam spora gromada ogromnych pożeraczy zielska, takich jak Mabel, i kilka mniejszych gatunków.Wszystkie mają wyżarte kęsy ciała, Varian.Bakkun mówił, że interesuje się nimi Paskutti.Nie wspomniał ci o tym?- Najwyraźniej nie miał czasu - odrzekła Varian w tak pretensjonalny sposób, że od razu było wiadomo, iż Paskutti nic jej o tym nie powiedział.- Nie miał czasu? To było tydzień temu!- Wszyscy byliśmy zajęci - rzuciła Varian i marszcząc brwi, leciutko sprowadziła ślizgacz na ziemię.Lunzie zaraz znalazła się przy wlocie, gotowa natychmiast go otworzyć.- Wycieczka się udała? - zagadnęła.- Wyjątkowo.Tu także wszyscy zażywają błogich chwil odpoczynku? - spytała Varian.Lunzie obrzuciła ją przeciągłym, badawczym spojrzeniem.- O ile mi wiadomo, tak - odparła powoli, patrząc prosto w oczy Varian; jednocześnie zamykała wlot.- Terilla pracuje nad jakimiś mapami u Gabera, a Cleiti czyta coś w głównym budynku.- Mógłbym pokazać Cleiti nasze taśmy, Varian? - zaproponował Bonnard.- Ależ jak najbardziej.Tylko nie wymaż ich przypadkiem!- Varian! - Bonnard obruszył się śmiertelnie.- Obsługuję taśmy od tygodni i jeszcze nigdy niczego nie wykasowałem!Kai wyczuł, że Varian chciała pozbyć się Bonnarda, tak jak był świadom, że obie kobiety w ten czy inny sposób wymieniły milcząco informacje i niecierpliwiły się teraz, by móc otwarcie porozmawiać.On również miał kilka pytań do Varian dotyczących Bakkuna, Paskuttiego i usidlonych roślinożernych.- Moi ludzie radzili sobie dobrze, mam nadzieję? - zapytał Lunzie, by przerwać niezręczną ciszę, która zaległa, gdy Bonnard maszerował przez obóz.Chłopiec zatrzymał się, by pogłaskać Dandy'ego.- Owszem, wszyscy spisywali się dobrze, poza Bakkunem, który wybrał się z grawitantami na jakąś prywatną wycieczkę.- Lunzie wskazała ręką wahadłowiec i we trójkę udali się w jego kierunku.- Pamiętasz, Kai, jak pytałeś mnie o zapasy? - odezwała się ściszonym głosem.- Ktoś zagrabił cześć podstawowego sprzętu medycznego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]