[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hugo nie próbował do mnie podejść, a zresztą i tak nie zaczęłabym z nim rozmawiać.Choć wyrywało mi się do niego serce.Samolubnie cieszyłam się, ze się nie ożenił.Przynajmniej mogłam o nim myśleć i do niego tęsknić.Ta tęsknota była pewnie bardzo niemądra, ale musiałam wypełnić czymś moje życie.Z początku każda myśl o nim sprawiała mi wielki ból.Jednakże po jakimś czasie zaczęłam o nim myśleć z przyjemnością, jak o utraconym cudownym kraju.Upłynęło dziesięć lat.Estera umarła.Nagle zachorowała, choroba trwała krótko, lecz przed śmiercią zdążyła uzyskać ode mnie obietnicę, że nigdy nie wyjdę za mąż za Hugona Blaira.Od lat nie wymieniała jego nazwiska, sądziłam, że już dawno o nim zapomniała.— Ależ siostrzyczko, po cóż mam ci to obiecywać? — spytałam płacząc.Hugo Blair już na pewno przestał o mnie myśleć.Nawet mu nie przyjdzie do głowy, żeby się o mnie starać.— Nie ożenił się.Nie zapomniał o tobie — szepnęła z zawziętością w głosie.Nie zaznam spokoju w grobie, jeżeli ty.Małgorzato, zhańbisz nasze nazwisko wychodząc za człowieka nierównego ci urodzeniem.Przysięgnij!Przysięgłam.Zrobiłabym wszystko, by tylko ulżyć jej agonii.Zresztą, co to miało za znaczenie? Byłam pewna, że nic już nie obchodzę Hugona.Estera uśmiechnęła się i uścisnęła mi dłoń.— Moja kochana siostrzyczka.Tak.Małgorzato, zawsze byłaś dobrym i posłusznym dzieckiem, chociaż często bywałaś sentymentalna i niemądra.Jesteś podobna do naszej matki, ona także była słaba i łatwo poddawała się emocjom.Ja wdałam się w Meredithów.Istotnie.Nawet w trumnie na jej twarzy malowała się stanowczość i duma.I to utkwiło mi w pamięci zacierając wspomnienia serdeczności, z jaką zwykle na mnie patrzyła.Nie mogłam sobie z tym poradzić.Chciałam myśleć o jej dobroci i miłości do mnie, a widziałam chłód i dumę, z jakimi potraktowała moje uczucia.Ale nie czułam do niej urazy.Wiedziałam, że w swoim przekonaniu postąpiła tak dla mojego dobra.Tyle że się myliła.W miesiąc po śmierci Estery Hugo Blair przyszedł i poprosił, żebym została jego żoną.Wyznał, że cały czas mnie kochał, nie potrafił pokochać innej kobiety.Znów odżyła moja stłumiona miłość.Chciałam powiedzieć: tak, chciałam, żeby mnie objął, chciałam znaleźć oparcie w cieple jego uczucia.Ale istniała ta przysięga, złożona Esterze na łożu śmierci.Nie mogłam jej złamać i musiałam mu to powiedzieć.Nic nigdy nie przyszło mi z taką trudnością.Tym razem nie odszedł bez słowa.Błagał mnie, starał się przekonać, robił mi wymówki.Każde jego słowo bolało jak pchnięcie nożem.Ale nie wolno mi było złamać przysięgi.Gdyby Estera żyła, stawiłabym jej czoło, zniosła jej gniew i poszła za nim.Wreszcie wybiegł zrozpaczony i zagniewany.Było to trzy tygodnie temu — i teraz siedziałam w zalanym światłem księżyca ogródku i płakałam.Po chwili łzy wyschły i ogarnęło mnie przedziwne uczucie.Jakbym znalazła się w czyichś czułych objęciach.Teraz nastąpi najdziwniejsza część mojej opowieści, w którą trudno wręcz uwierzyć.Gdyby nie pewien szczegół — sama bym nie wierzyła.Uznałabym, że był to sen.Niemniej wiem, że nie był to sen.Otaczała mnie cicha i spokojna noc.Śladu wiatru.Księżyc świecił jaśniej niż kiedykolwiek.W samym środku ogrodu, tam gdzie nie padał cień topól, jasno było jak w dzień.Można by czytać książkę.Powietrze było słodkie i nabrzmiałe marzeniami, uroda świata zapieniła dech,I nagle zauważyłam, że z głębi ogrodu nadchodzi kobieca postać.Myślałam z początku, że to Marynia Sloane, ale gdy zbliżyła się, zobaczyłam, że nie jest to krępa niska sylwetka naszej starej służącej, ale ktoś wysoki i wyprostowany.Ten ktoś przypominał mi Esterę, ale jeszcze nie podejrzewałam prawdy.Choć Estera zawsze lubiła w księżycowa noce przechadzać się po ogrodzie.Widziałam to tysiąc razy.Zastanawiałam się, kim może być ta kobieta.Pewnie któraś z sąsiadek.Ale dlaczego nadchodzi z tej strony? I idzie tak wolno.Wciąż zatrzymuje się i nachyla, jakby chciała pogłaskać jakiś kwiat.Wreszcie znalazła się na środku ogrodu.Zamarło mi serce, zerwałam się.Była to Estera.Trudno mi wyrazić, co przeżyłam.Wiem, że nie zdziwiłam się.Byłam i nie byłam przerażona.W głębi serca nie byłam.Wiedziałam, ze widzę siostrę, nie mam więc powodu się bać.Ona mnie przecież kocha, tak jak kochała zawsze.Estera zatrzymała się o parę kroków przede mną.Widziałam wyraźnie jej twarz, na której malował się nie znany mi wyraz lękliwej czułości.Estera często spoglądała na mnie z miłością, ale miłość wyzierała spoza maski dumy i surowej powagi.Teraz ta maska znikła, czułam, że siostra bliższa mi jest niż za życia.I zrozumie mnie.Estera skinęła i powiedziała:— Chodź.Wstałam i poszłam za nią.Wyszłyśmy z ogrodu alejką wśród brzóz i znalazłyśmy się na wiejskiej drodze.Czułam się jak we śnie.Poruszałam się nie o własnej sile.Choćbym chciała, nie mogłabym przystanąć.Ale nie chciałam.Wciąż czułam tę przedziwną błogość.Teraz byłyśmy na tym odcinku drogi wśród jabłoni, którą Ania Shirley z Avonlea nazwała Białą Drogą Rozkoszy.Tu było niemal ciemno, jednakże widziałam twarz Estery równie wyraźnie jak przedtem, w księżycowej poświacie.Estera patrzyła wciąż na mnie z tkliwym uśmiechem.Przejechał koło nas Jakub Trent.Nawiedzają nas najdziwniejsze uczucia.Rozgniewało mnie, że Jakub Trent, największy plotkarz w Nowych Mostach widzi mnie z Esterą i zacznie o tym na lewo i na prawo opowiadać.Ale Jakub Trent skinął tylko głową i zawołał:— Dobry wieczór, panno Małgorzato.Spaceruje pani sobie przy księżycu? Piękna noc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]