[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chambers popatrzył szklistymi i nieruchomymi oczyma na Rourke’a.- Co mamy robić?- Czy kapitan Reed mówił panu, że w U.S.II jest zdrajca?- Zdrajca? Co pan chce przez to powiedzieć?- Wyjaśnię to, ale teraz, żeby dotrzeć do generała Warakowa, musze tego zdrajcę znaleźć, i to prędko.- Rourke odwrócił się twarzą do paleniska.Rzucił w płomienie palące się cygaro.Ogień pozostał nieporuszony.John miał nadzieję, że to co powiedział prezydentowi, odniosło większy wpływ.ROZDZIAŁ XXIIIŚciskając rękojeść noża, Sarah przywarła jak najbliżej wewnętrznej ściany sterburty przy podstawie schodów.Słyszała, jak w górze klapa włazu otwiera się z hałasem.Wpadł snop światła - nie światła naturalnego, lecz latarki elektrycznej.Wstrzymując w napięciu oddech, patrzyła.Czuła krople wody spływające z włosów na jej błękitną koszulkę, na różowe szorty.Jej oczy rozszerzyły się, gdy światło latarki zatrzymało się na kałuży wody w miejscu, gdzie przedtem stała.Ze szczytu schodów dobiegł ją głos, męski głos, ale słowa były dla niej niezrozumiałe - rosyjskie.Nie poruszyła się.Głos odezwał się znowu, tym razem mówił łamanym angielskim:- Ktokolwiek tam jest, wychodź albo zastrzelę!Wcisnęła ramiona mocniej w ścianę, żałując, że nie zabrała broni, chociażby zawiniętej w folię automatycznej “czterdziestki piątki”.- Wychodź no stamtąd! Już!Znowu pozostała nieruchoma.Usłyszała, jak głos - tym razem po rosyjsku - cedzi jakieś słowo.Cieszyła się, że nie rozumie jego znaczenia.Na schodach odezwał się odgłos kroków schodzących w dół, ku niej.Sarah podniosła nóż niejako automatycznie, nie zastanawiając się nad tym, a po chwili uświadomiła sobie, że trzyma go w górze, gotowa do zadania ciosu.Kroki zatrzymały się: dostrzegła plecy człowieka w mundurowej kurtce, rosyjską czapkę wojskową, zarys karabinu w rękach.Chciała pchnąć go nożem, lecz nie mogła się na to zdobyć.Plecy były od niej o kilka cali.Wstrzymała oddech.Patrzyła czując się, jakby obserwowała kolejne sekwencje filmu.Mężczyzna odwracał się w jej stronę.Snop latarki padł w jej oczy i w ciemnym tle poza kręgiem światła ledwie mogła wychwycić rysy twarzy człowieka, do którego należał tamten rosyjski głos.- Ręce do góry!- Nie! - krzyknęła przeraźliwie, wyprowadzając spoza światła cios nożem.Ostrze wbiło się w ciało żołnierza, a gdy utkwiło nieruchomo, zdawało jej się, że kości jej prawej ręki nie wytrzymują.Nastąpił głuchy łoskot metalu uderzającego o pokład między nimi; “karabin” - zdała sobie sprawę.Ku niej zbliżała się ręka, a druga dłoń z latarką poruszała się również, kreśląc na stropie kabiny jakiś szalony wzór.Poczuła palce na gardle.Szarpnęła rękojeść noża, niemal tracąc równowagę, gdy brzeszczot wychodził z piersi Rosjanina.Widziała, jak latarka wzniosła się w górę, potem opadła.Zadała drugie pchnięcie.Latarka upadła na pokład; Sarah poczuła coś ciepłego i mokrego na całej prawej dłoni.Lewą podniosła do ręki żołnierza, wciąż zaciśniętej na jej krtani.W oczach miała ciemność, próbując oderwać palce napastnika od swej szyi.Wreszcie runęła naprzód, przykrywając sobą pogrążone w mroku na pokładzie ciało.Puściła nóż, próbowała złapać oddech.Żołnierz był silny.Oburącz starała się rozewrzeć jego palce, rozluźniając nieco ich uchwyt.Sięgnęła za siebie, chwyciła latarkę i zaczęła nią tłuc w tę dłoń, aż palce odpadły od szyi.Latarka wysunęła jej się z ręki.Gdy ją podniosła, zobaczyła na szkle czerwone odciski palców, jak preparat w podświetlonym mikroskopie.Dłonie miała lepkie od krwi.Zaczęła się podnosić, lecz zatrzymała się.W przysiadzie, opierając się o ścianę, wyszeptała:- Boże.- Upuściła latarkę i zamknęła oczy.Ostrze noża rozcięło policzek Rosjanina i utkwiło w szyi.Te martwe oczy, wpatrzone w nią - wciąż je widziała.ROZDZIAŁ XXIVNatalia ominęła werandę i wyszła na plażę, patrząc w lewo i prawo, lecz nie widząc Diega Santiago.Uśmiechnęła się.Bawiłoby ją, gdyby po umyślnym obstawaniu przez nią przy kąpieli, on nie dotrzymał umowy.- Diego? - zawołała, patrząc na ciemne fale przybrzeżne z białymi grzywami.- Diego?Nie było odpowiedzi.Odwróciła się i ruszyła w przeciwną stronę, po czym dosłyszała z tyłu okrzyk i zawróciła ku wodzie.- Tutaj, Natalio, tutaj!Machnęła ręką w stronę długiej, leniwej fali, z której wyłoniła się postać, nadbiegająca teraz plażą.Światło księżyca było dość jasne, aby mogła go dobrze widzieć.Był to Santiago, ociekający wodą, z czarnymi, kręconymi włosami, zlepionymi na czole.Zatrzymał się o jard od niej.- Obróć się wokół, żebym ci się przyjrzał - polecił.Uśmiechnęła się.Robiąc pełny obrót, rozpięła biały żakiet w pasie; żakiet obsunął się z ramion na łokcie, kiedy zwróciła się znów do niego twarzą.- Podoba się panu, towarzyszu generale?- Si.tak, bardzo mi się podoba, towarzyszko majorze.Roześmiali się oboje.Ruszył w jej stronę, a ona postąpiła krok ku niemu.Gdy wyciągnął ręce, odwróciła się.- Dziękuję - powiedziała, zrzucając z siebie do końca płócienny żakiet.Wskazała gestem biały, metalowy fotel o kilka stóp dalej.- Mógłby pan?- Oczywiście - odparł Santiago głosem już nieco mniej entuzjastycznym.Podała mu torebkę.Spojrzał na Natalię.- Bardzo ciężka.- Mam w środku pistolet - rzekła z uśmiechem.- Ha, ha! Uczciwość, to mi się podoba.- Santiago zaśmiał się i oddalił.Patrzyła, jak kładzie żakiet i torebkę na fotelu, po czym spogląda na nią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]