[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale kto i co? Doktor Rathbone? Czy sama Gałązka Oliwna? Victorii trudno było uwierzyć, żeby podejrzany był doktor Rathbone.Zrobił na niej wrażenie jednego z tych zwariowanych entuzjastów, co to upierają się przy swej idealistycznej wizji świata, nie zważając na realia.I co w ogóle Edward miał na myśli? Nie sprecyzował te­go.Może sam dokładnie nie wiedział.Czy Rathbone mógł być na przykład wielkim oszustem?Victoria, wciąż pod wrażeniem jego kojącego uroku, po­kręciła głową.Tak, oczywiście, jego zachowanie uległo lekkiej zmianie, kiedy dowiedział się, że Victoria chce praco­wać u niego za pieniądze.Wyraźnie wolał pracujących społecznie.Ale akurat ta cecha - pomyślała Victoria - jest objawem zdrowego rozsądku.Pan Greenholtz, na przykład, miałby identyczne po­dejście.Rozdział dwunastyVictoria miała zupełnie poocierane nogi, kiedy wreszcie dotarła z powrotem do Tio.Marcus powitał ją entuzjastycznie.Siedział na trawniku, na tarasie wychodzą­cym na rzekę i rozmawiał ze szczupłym zaniedbanym męż­czyzną w średnim wieku.- Zapraszam panią na drinka.Martini czy koktajl sidecar? Pan Dakin, panna Jones z Anglii.Czego się pani napije?Victoria poprosiła o koktajl i dodała pełna nadziei, że chętnie skosztowałaby “tych wspaniałych orzeszków", pamiętała bowiem, że orzechy są pożywne.- Lubi pani orzechy? Mój Boże! - Marcus wydał szybkie polecenie po arabsku.Pan Dakin oświadczył smętnym głosem, że prosi o le­moniadę.- Och! - wykrzyknął Marcus.- To zabawne.Idzie pani Cardew Trench.Zna pani Dakina? Czego się pani napije?- Poproszę o dżin z cytryną - powiedziała pani Cardew Trench, skinąwszy bezceremonialnie Dakinowi głową.- Chyba się pani zgrzała - zwróciła się do Victorii.- Dużo chodziłam i zwiedzałam - odparła Victoria.Podano drinki.Victoria zjadła pełen talerz orzeszków pi­stacjowych i trochę frytek.Po schodach wchodził jeszcze jeden gość - krępy męż­czyzna, którego gościnny Marcus zaprosił do towarzystwa.“Kapitan Crosbie" - Marcus przedstawił go Victorii.Spo­sób, w jaki kapitan zerknął na nią swymi lekko wyłupiastymi oczami, wskazywał, że nie jest on obojętny na kobiece wdzięki.- Chyba niedawno pani przyjechała? - zapytał.- Wczoraj.- Właśnie, nigdzie tu pani nie spotkałem.- Jest bardzo miła i piękna - powiedział radośnie Mar­cus.- Tak, jest nam bardzo miło z panną Victorią.Wydam dla niej przyjęcie, wspaniałe przyjęcie.- Czy będą kurczaczki? - spytała z nadzieją Victoria.- Tak, tak, i pasztet, pasztet strasburski, i może kawior, a potem danie rybne, bardzo dobre, ryba z Tygrysu, w sosie i z grzybami.I będzie indyk przyrządzony tak jak u mnie w domu, z ryżem, rodzynkami i korzeniami, wszystko mniam, mniam.Bardzo dobre.Ale trzeba zjeść bardzo du­żo, nie tylko dziubnąć widelcem.A jeśli pani woli, może być stek, wielki stek, kruchutki, sam dopilnuję.To będzie długa kolacja, na wiele godzin.Bardzo miła kolacja.Ja nie jem, ja tylko piję.- To brzmi cudownie - powiedziała Victoria słabym gło­sem.Opis tych potraw wzbudził w niej wilczy apetyt.Zastanawiała się, czy Marcus rzeczywiście ma zamiar wydać przyjęcie, a jeśli tak, to kiedy.- Myślałam, że pojechał pan do Basry - pani Cardew Trench zwróciła się do kapitana Crosbiego.- Wróciłem wczoraj.Spojrzał na górny taras.- A to co za pirat? - spytał.- Ten facet w przedziwnym stroju i wielkim kapeluszu?- To jest, drogi panie, sir Rupert Crofton Lee - wyjaśnił Marcus.- Pan Shrivenham przywiózł go wczoraj wieczo­rem z ambasady.Bardzo miły człowiek, wielki podróżnik.Jeździ na wielbłądach przez Saharę, chodzi po górach.Bar­dzo niewygodne życie i niebezpieczne.Ja bym tak nie chciał.- Ach, to ten! - powiedział Crosbie.- Czytałem jakąś je­go książkę.- Leciałam z nim razem samolotem - wtrąciła Victoria.Obaj mężczyźni spojrzeli na nią badawczo, w każdym razie tak się jej zdawało.- Strasznie zadziera nosa, zarozumialec - dodała dys­kredytujące.- Poznałam kiedyś jego ciotkę w Simla - powiedziała pani Cardew Trench.- Cała rodzina jest taka sama.Bardzo zdolni ludzie, ale cienia skromności.- Siedział tak bezczynnie cały ranek - stwierdziła Victoria z lekkim potępieniem.- Z powodu brzucha - wyjaśnił Marcus.- Nic dzisiaj nie je.To smutne.- Niech mi pan powie, Marcus - spytała pani Cardew Trench - jak pan to robi, że wygląda pan tak dobrze, cho­ciaż w ogóle pan nie je?- Picie - stwierdził Marcus z głębokim westchnieniem.-Piję o wiele za dużo.Dzisiaj przychodzą siostra i szwagier.Będę pić do samego rana.- Znowu westchnął, po czym swoim zwyczajem, krzyknął nagle: - Ojojoj! Jeszcze raz to samo.- Ja nie, dziękuję - zaprotestowała szybko Victoria.Pan Dakin również odmówił, skończył lemoniadę i spo­kojnie opuścił towarzystwo.Także Crosbie udał się do swojego pokoju.Pani Cardew Trench przejechała palcem po szklance Dakina.- Lemoniada, jak zwykle? - spytała.- To zły znak.Victoria spytała dlaczego.- Mężczyzna pije, kiedy jest samotny.- Tak, tak - wtrącił Marcus.- To prawda.- On rzeczywiście pije? - spytała Victoria.- Dlatego nic mu nie wychodzi - odparła pani Cardew Trench.- Tyle że utrzymuje się na posadzie, ani kroku dalej.- Ale to bardzo miły człowiek - stwierdził litościwie Marcus.- Ba! - powiedziała pani Cardew Trench.- Pije jak gąb­ka.Rozlazły guzdrała, nie ma w nim za grosz twardości, słowem, nie radzi sobie z życiem.Jeszcze jeden Anglik, który wyjechał na Wschód i się zmarnował.Victoria podziękowała za drinka, odmówiła następnej kolejki i poszła do siebie na górę.Zdjęła buty, położyła się na łóżku i zabrała się do poważnych rozmyślań.Jej majątek skurczył się do trzech funtów, a i tak jest winna Marcusowi za mieszkanie i jedzenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl