[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczywiście nie był to w grun-cie rzeczy jego oddział  gdyby zaszło coś poważnego, miał tylko wrzeszczećo pomoc.Zważywszy jednak, że przebywał tu dopiero od dwóch miesięcy, niekrzywił się zbytnio na to, wiedział bowiem, że upłynie jeszcze wiele czasu, nimpowierzą mu przypadki wymagające czegoś więcej poza mechanicznymi meto-dami leczenia.Pełną wiedzę o fizjologii każdej obcej rasy można było zdobyćw ciągu kilku minut za pomocą hipnotaśmy, jednak zdolność wykorzystania tejwiedzy, szczególnie w chirurgii, przychodziła dopiero z czasem.Z poczuciem du-my Conway patrzył w przyszłość, którą spędzi, nabywając ową zdolność.Na przecięciu korytarzy natknął się na znanego mu przedstawiciela klasyFGLI, stażystę z Tralthana, który niósł swe słoniowate ciało na sześciu gąbcza-stych nogach.Jego kończyny wyglądały jeszcze bardziej gumowate niż zwykle.Siedzący mu na grzbiecie mały symbiont klasy OTSB był tak zmęczony, że prawienieprzytomny. Dzień dobry  powiedział Conway rześko.41  A bodajby cię. padła odpowiedz z autotranslatora, przez co pozba-wiona emocji.Conway uśmiechnął się.Poprzedniego wieczoru w izbie przyjęć panowałoznaczne ożywienie.Jego nie wzywano, ale wyglądało na to, że Tralthańczykaominęła zarówno pora wypoczynku, jak i snu.Kilka kroków za nim szedł inny Tralthańczyk w towarzystwie przedstawicie-la klasy DBDG, czyli tej samej co Conway.Nie całkiem jednak przypominał onczłowieka  DBDG było ogólnym oznaczeniem obejmującym ważniejsze cechyfizyczne, jak liczba rąk, głów, nóg i tak dalej, a także ich rozmieszczenie.Tego, żeistota ta miała dłonie o siedmiu palcach, zaledwie półtora metra wzrostu, a w su-mie wyglądała jak ogromnie kosmaty pluszowy miś (Conway zapomniał, z jakie-go układu pochodzi ta rasa, ale pamiętał, że przybyła z planety, na której nastąpiłogwałtowne zlodowacenie, co spowodowało u najbardziej zaawansowanej umysło-wo formy życia rozwój inteligencji oraz wystąpienie gęstego czerwonego futra)klasyfikacja nie uwzględniała, chyba że ktoś chciałby rozbić ją na dwie lub trzypodgrupy.DBDG miał ręce założone na plecach i uparcie wpatrywał się w podło-gę.Jego olbrzymi towarzysz okazywał podobne skupienie, wybrał jednak sufit zewzględu na odmienne położenie organów wzroku.Obaj mieli na ramionach złoteopaski zdradzające ich specjalizację; byli to ni mniej, ni więcej tylko arystokraciprofesji, czyli Diagnostycy.Mijając ich, Conway nie śmiał nawet głośno zaszuraćnogami, a co dopiero się przywitać.Zapewne, myślał, obaj zajęci są jakimś problemem medycznym albo, co rów-nie prawdopodobne, dopiero co się posprzeczali i rozmyślnie nie zwracają nasiebie uwagi.Diagnostycy byli dziwnymi osobnikami.Nie to, żeby od razu od-znaczali się pomieszaniem zmysłów, ale praca wymagała od nich pewnej dozyszaleństwa.* * *Na każdym przecięciu korytarzy głośniki wyrzucały z siebie niezrozumiałybełkot, na który Conway ledwie zwracał uwagę, gdy jednak rozległy się słowaw jego ojczystym, ziemskim języku i padło jego nazwisko, stanął jak wryty..natychmiast do luku przyjęć numer dwanaście  powtarzał monotonniegłos. Klasa VTXM-23.Doktor Conway zgłosi się natychmiast do luku przyjęćnumer dwanaście.Klasa VTXM-23.Z początku przemknęło mu przez myśl, że to nie o niego chodzi.Brzmiałoto tak, jakby miał się zająć jakimś przypadkiem, i to poważnym, gdyż  23 posymbolu klasy oznaczało liczbę pacjentów.Symbol klasy zaś, VTXM, był mucałkowicie obcy.Conway wiedział oczywiście, co oznaczają poszczególne litery,ale nigdy nie przyszło mu do głowy, że mogą występować w takim zestawieniu.42 Zdołał jedynie wywnioskować, że chodziło o jakąś rasę telepatyczną (informowa-ła o tym litera V na początku oznaczenia, gdzie podawano najważniejszą cechęistot, przy której wszystkie cechy fizyczne były drugorzędne) egzystującą dzię-ki bezpośredniemu przetwarzaniu energii promienistej, a występującą zazwyczajw ściśle współpracującej ze sobą grupie lub nawet we wspólnocie.Kiedy jeszczezastanawiał się, czy poradzi sobie z takim przypadkiem, nogi same doprowadziłygo do luku dwunastego.Jego pacjenci czekali już, zamknięci w małej kasetce obudowanej ołowiany-mi cegłami i złożonej na wózku do noszy.Dyżurny lekarz poinformował Con-waya w kilku słowach, że rasa nazywa się Telfi, że wstępne badania wykaza-ły konieczność skorzystania z bloku radiacyjnego, który właśnie przygotowywa-no, ze względu zaś na to, że pacjentów łatwo było przemieszczać, Conway możeoszczędzić czas, wstępując po drodze do hipnotaśmoteki po nagrania dotyczącefizjologii Telfi, gdy tymczasem pojemnik z pacjentami zaczeka na korytarzu.Conway wyraził wdzięczność skinieniem głowy, wskoczył na transporteri uruchomił go, starając się sprawiać wrażenie, że coś takiego robi codziennie.Miłe, choć pracowite życie Conwaya w tym wielkim, osobliwym zakładzieo nazwie Szpital Główny zakłócała jedna tylko nieprzyjemność, która spotkała gokolejny raz po wejściu do hipnotaśmoteki: służbę pełnił tam Kontroler.Conwaynie lubił Kontrolerów.Obecność któregokolwiek z nich działała na niego tak jakkontakt z nosicielem choroby zakaznej.Conway chlubił się tym, że jako istotarozumna, cywilizowana i etyczna nigdy nie zdoła znienawidzić kogokolwiek lubczegokolwiek.Jednak Kontrolerów uparcie nie znosił.Wiedział oczywiście, że sątacy, którym zdarzy się coś przeskrobać, i że powinien być ktoś, kto może pod-jąć kroki konieczne do utrzymania spokoju.Ale ponieważ brzydził się przemocąw każdej postaci, nie mógł się zmusić do tego, by polubić ludzi, którzy musząpodejmować takie kroki.I po co w ogóle Kontrolerzy w szpitalu?Mężczyzna w schludnym ciemnozielonym kombinezonie siedzący przed pul-pitem kontrolnym hipnoedukatora odwrócił się szybko, usłyszawszy Conwaya,a ten doznał kolejnego szoku.Poza dystynkcjami majora na ramionach Kontrolermiał również odznakę lekarza z wężem Eskulapa! Nazywam się O Mara  powiedział major miłym głosem. Jestem na-czelnym psychologiem w tym domu wariatów.A pan to doktor Conway, jak są-dzę. Uśmiechnął się.Conway również się uśmiechnął, wiedząc, że uśmiech ten wygląda na wymu-szony i że major wie o tym. Chce pan taśmę o Telfi  rzekł O Mara nieco chłodniejszym tonem.Cóż, doktorze, tym razem trafił się panu istny dziwoląg.Niech pan nie zapomniwymazać go sobie z pamięci po zakończeniu leczenia.Proszę mi wierzyć, niezechce go pan zatrzymać.Proszę złożyć odcisk palca, a potem tam usiąść.43 * * *Podczas dopasowywania na głowie opaski i elektrod hipnoedukatora Conwaystarał się zachować kamienną minę i nie uchylać się przed sprawnymi, twardymidłońmi majora.O Mara miał włosy krótko przycięte, o szarej, metalicznej bar-wie.W jego oczach również pojawiały się przenikliwe metaliczne błyski [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl