[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle podskoczyła przy oknie.Czy ktoś chodzi pod lasem?Pojęcia nie miała, ile to już godzin minęło, odkąd Erling odjechał, ale światłodnia jakby zmatowiało.A może to tylko mgła?Nie, dzień chylił się ku zachodowi, i to z pewnością Erling wraca.Tiril sie-działa w kucki przy ścianie i wyglądała przez dolny narożnik okna.To nie był Erling.Ale też i nie tamci napastnicy.Z uczuciem nieopisanej ulgiTiril patrzyła na wędrującego drogą niedużego chłopczyka, który chyba trochębłądził we mgle.Opiekun jej psów, jak go nazywała.Więc pewnie i on już siępozbył czerwonej wysypki i wyzdrowiał.Tiril nie miała żadnych telepatycznych zdolności ani nie była jasnowidzem,nie przeczuwała więc, że ów mały chłopczyk jest zwiastunem nieszczęścia.Onzresztą też nie miał o tym pojęcia.Wpuściła dziecko do izby i z radością przyglądała się ceremonii powitania,jaką odprawiał Nero.Chłopiec jednak nie miał czasu na długie rozmowy. Mama jest chora oznajmił. I prosi, żeby panienka Tiril przyszła.166 A doktor by nie mógł. Nie mamy pieniędzy, a za darmo nie przyjdzie. Tylko, widzisz, ja nie mogę wychodzić z domu.Oczy chłopca zrobiły się duże, pojawił się w nich strach. Ja panienkę tak proszę! Mamę boli w piersiach.I kaszle tak strasznie.Nigdy dotychczas Tiril nie zawiodła swoich przyjaciół, gdy któreś z nich za-chorowało.Ufali jej, chociaż nie była pielęgniarką.Działała intuicyjnie i wystar-czyło, że przyszła, osoba z wykształconej klasy wyższej, by chorzy odzyskiwaliwiarę i chęć do życia. Czy w mieście mgła jest gęsta? O Jezu, jak jeszcze!Chciała zaczekać do powrotu Erlinga.Tak strasznie pragnęła, by Móri byłprzy niej.Ale Móri odjechał, a ona nie była w stanie znieść bólu na myśl, że jużgo więcej nie zobaczy.Nikt też nie wiedział, kiedy Erling może wrócić.Z ciężkim westchnieniem napisała kartkę do Erlinga Mllera.Wzięła swojątorbę, w której miała potrzebne rzeczy. Poza tym mam przecież Znak %7łycia mruknęła, dotykając drewienka,które ukryła pod bluzką.W jakimś przypływie rozsądku, czy też może instynktu samozachowawczego,zdjęła wiszącą nad wejściem Tarczę Arona.Przyda się, jeśli nie mnie, to możematce tego biedaka. Chodz, Nero! Idziemy!Pies jednym susem dopadł furtki.Chora kobieta rozpromieniła się na jej widok.Rzeczywiście wyglądała bar-dzo zle i Tiril robiła, co mogła.Mogła niewiele, ale już samo to, że ktoś się niązajmuje, daje pić i poprawia pościel, znaczyło dużo dla tej nieszczęsnej kobiecinyz gromadą małych dzieci.Zaczynało zmierzchać, gdy Tiril i Nero ruszyli w drogę powrotną do domu.Dziewczyna naciągnęła na oczy kaptur swojej peleryny i starała się jak najszybciejopuścić mroczne, brudne zaułki biednej dzielnicy.Nagle usłyszała głos: Patrz! To ten pies! O, i tu mamy naszą panienkę! A to panienka nie mieszka w Laksevag, jakniektórzy gadają!Laksevag! Ciarki przeszły Tiril po plecach.To oni! Napastnicy! Usłyszała, żeprzyspieszają kroku. Chodz, Nero! Nie, zostaw ich, uciekajmy! Poprzednim razem o mało gonie zabili.To się nie może powtórzyć.Tamci mieli na nogach drewniaki, które twardo uderzały o bruk.Tiril i Nerobiegli bezgłośnie, byli oboje młodsi i sprawniejsi, lepiej też znali drogę.167Znajdowali się wśród ruin spalonej w roku 1702 dzielnicy.Tiril niezle sięorientowała., tak, to narożnik spalonego domu, nad którego bramą stoi figurkasatyra.Wiedziała, gdzie są. Chodz, Nero! nakazała szeptem. Schodzimy w dół, na nabrzeże.Mgła im sprzyjała.Była tak gęsta, że nie widziało się nic na wyciągnięcie ręki.Napastnicy zgubili trop, słyszała, jak przeklinają na skrzyżowaniu dwóch uliczek.Ich głosy brzmiały dziwnie głucho w tej mgle. Cholera, gdzie ona się podziała? Idziemy tu! Nie tam! Stój i poświeć mi!Tiril również przystanęła.Zacisnęła rękę na pysku Nera.Czuła, że pies dygocez napięcia. Nic nie słyszę. Ona pobiegła pod górę, jestem tego pewien.Znowu stukot drewniaków.Tiril i Nero stąpali bezgłośnie.Jak najprędzej donabrzeża.Tam stoi łódz konsula.w małej przystani, tam gdzie duże statki anikutry nie wchodzą.Myśli krążyły gorączkowo.Konsul chciał mnie wepchnąć do łóżka.Nienawi-dzę go.Nienawidzę go.On nie żyje.Powinnam żałować.Nie mogę.Nie mogę.Carla.Cierpienie, przekraczające granice wyobrazni.On znał tajemnicę.Nie chciał powiedzieć! Nie chciał powiedzieć! Drań!Przystań małych łodzi.Ileż ich tu jest! Zabawki bogatych ludzi!Odnalazła łódz konsula.Teraz to przecież jej własność.Uff, jak najdalej odtakich myśli! Aódz chwiała się na wodzie i Tiril z trudem przekonała Nera, żebydo niej wskoczył.Pies chciał być posłuszny, wyciągał jedną łapę, ale kiedy łódzzaczynała się kołysać, odskakiwał.Tiril weszła pierwsza i dopiero wtedy on też sięodważył.Musiała go jednak przytrzymać i oboje runęli na dno z wielkim hałasem.Nasłuchiwała przerażona, ale napastnicy musieli pójść fałszywym tropem,w kierunku miasta.Tiril po omacku odnalazła wiosła, wyszarpnęła cumę i ruszyli.Wolniutko i bardzo ostrożnie zanurzała pióra wioseł w wodzie, raz, dwa, raz,dwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]