[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oddaliłyśmy się w kierunku nieczynnego na razie stołu do black-jacka. Dobrze, że zdążyłaś powiedziała półgłosem bez wstępów. Przy tym ostatnimstole po dwadzieścia pięć złotych siedzi facet.Przyjrzyj mu się.Przyjrzyj się wszystkimi sprawdz, czy go rozpoznasz.Jakoś nieznacznie, niech on cię nie zauważy!Nie wytrzymałam. Bo kto to jest? W tym rzecz, że sama zobacz!Przy ostatnim stole, zważywszy wysokość stawki, nie było wielkiego tłoku.Tkwiłotam dwóch Japończyków i trzech naszych, z czego dwóch siedziało, a jeden stał.Japończykom przyjrzałam się z dużym powątpiewaniem, bo i tak pewnie nie potrafiła-bym ich pózniej rozróżnić, naszych natomiast obrzuciłam baczniejszym spojrzeniem.Jednym okiem co prawda, drugie bowiem zajęło się odruchowo elementami gry, aledzięki temu moja akcja rozpoznawcza wypadła naturalniej.136Wszystkich trzech miałam naprzeciwko siebie i widziałam ich twarze.%7ładna nie wy-dała mi się znajoma, aczkolwiek przy jednej coś mi drgnęło.Szczupły facet, dość wyso-ki, w wieku zbliżającym się do średniego, krótko ostrzyżony, ogolony dokładnie.Czy jago kiedykolwiek widziałam.?Im dłużej na niego patrzyłam, tym bardziej wydawało mi się, że coś w nim jest.Tobył ten stojący.Odwrócił się do kelnerki i nagle ujrzałam go z profilu. No, jeśli chciał stać się do Bydgoszczy, powinien zrobić operację plastyczną nosa powiedziałam wzgardliwie do Martusi, znów wyciągnąwszy ją z grona przy jej stole. Oczywiście, że to ten z kitką i z wąsami! Kretyn, niechby sobie przyczepił siwą brodęna świętego Mikołaja albo ogolił się na zero, dużo mu z tego przyjdzie! Ten garbek nanosie zostaje, drugiego takiego w życiu nie widziałam. No więc właśnie, nie chciałam cię sugerować.Też go nie rozpoznałam od frontu,tylko z nosa.To on! Co teraz? Nie mam pojęcia.Warto by się chociaż dowiedzieć, jak on się nazywa. Potrafisz? Tu nie chcą mówić. Nie chcą.Nie wiem, czy mi się uda.Spróbuję.Może sprowadzić kogoś jeszcze? Kogo? Gliny.? Nonsens.Niech pierzem porosnę, jeśli jakiś tajniak tu się nie plącze.Kajtek.nie, Kajtka mógł widzieć.Cholera, Bartek byłby dobry. Nie przypominaj mi, co.? Witek! Czekaj, spróbuję ściągnąć Witka!Witek znajdował się właśnie na Saskiej Kępie, ale obiecał, że za pół godziny przyje-dzie.Przez ten czas dyplomatycznie uczepiłam się pana Stasia.Pan Stasio był dżentelmenem w drugiej połowie średniego wieku, aparycją zaś dziśjeszcze mógł budzić żywsze bicie serca jednostek płci przeciwnej.O ile jednak zdołałam się zorientować, nie płeć stanowiła sedno jego życia i nawetnie czysty hazard, jako taki.Miewaliśmy niekiedy wspólne interesy, załatwiane ku obo-pólnemu zadowoleniu.Chwilowo miał przestój. Wie pan, od lat mnie gnębi jedna zgryzota zwierzyłam mu się tak sobie, poprzyjacielsku. I na wyścigach, i tutaj, ciągle to samo. Co za zgryzota? zainteresował się grzecznie pan Stasio. Nazwiska.Setki ludzi zna się z twarzy, dziesiątki z imienia, a z nazwiska, ja przy-najmniej, prawie nikogo.I potem przychodzą straszne chwile, umawia się człowiek, dokogoś trzeba zadzwonić albo co i proszę bardzo, nagle stwierdzam, że, Jezus Mario, jakon się nazywa?! Pan Kazimierz, na przykład, a to, okazuje się dyrektor departamentualbo doradca prawny prezydenta, a ja przez telefon pana Kazia proszę.Ma pan pojęcie,jak to wychodzi? Kompromitacja ogólna.Co przez lata przeżyłam, to moje! I dopytaćsię o kogoś samym imieniem, też niezła sztuka!137Pan Stasio okazał mi współczucie i wyraził pełne zrozumienie. Ci tutaj kontynuowałam, czyniąc wskazujący gest brodą to samo.Pani Basia,na przykład, kiedyś mi zależało, żeby ją złapać i co? I bez nazwiska drętwa chała.Terazznów mam kłopot. A kto pani potrzebny? Dwóch, ale jednego akurat nie ma, a drugi to ten, o tam, przy ruletce po dwadzie-ścia pięć.Za Japończykiem stoi.Pan Stasio spojrzał i okiem nie mrugnął. Rzadko tu bywa.Pomógłbym pani, ale też nie wiem.Recepcja może.? Recepcja nie lubi. A do czego on pani?Popatrzyłam na pana Stasia z ciężkim wyrzutem. Mogłam się w nim zakochać, nie? I chcieć go poderwać na neutralnym terenie.Wiek nie ma znaczenia.No mogłam czy nie?Pan Stasio wyraził skruchę, bo też istotnie jego pytanie było wysoce nietaktowne,ukomplementował mnie zdziwieniem, że to ja mam podrywać faceta, a nie facet mnie,po czym obiecał pomoc.Obydwoje doskonale wiedzieliśmy, że obietnicy nie dotrzyma,ale dzięki temu upewniłam się ostatecznie w przynależności gościa do jakiejś mafii.Pozostał mi Witek.Wyszłam do holu we właściwej chwili, pojawił się po minuciei od razu uświadomiłam sobie idiotyzm tego, co robimy, i wszystkie kłopoty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]