[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Alana.Chodzi z tobą do jednej klasy. Alan? Chudy typek.Wielkie zęby.Zupełny bęcwał.Alan Munns.Sophy skinęła głową. Będziesz tu zmywać.Ty i Kev.Kev to żartowniś. Myślałam, że mam robić różne rzeczy odparła Sophy. Zale-ży, gdzie Hil.pani Wood.będzie mnie potrzebować.Albo od tego,który z pracowników ma akurat migrenę.Steve ugniatał właśnie ciasto na bułeczki. Nie jest tu zle.Stary Larry jest w porządeczku.Ma wprawdziemałpie pomysły, ale jest w porządeczku.Będziesz mieszkać w hote-lu? Tylko wtedy, jak będę pracowała do pózna.W dni, gdy Sophy miała kończyć pracę tak pózno, że nie będziemogła wracać do domu, Hilary pozwoliła jej nocować w gościnnympokoju.Wprawdzie do Jego Wysokości było tylko pięć minut drogi,ale Sophy rozumiała, że Hilary z innych względów zapraszała ją doprzebywania w tym domu i zabranianie jej powrotu do Jego Wysoko-ści głęboką nocą stanowiło jedynie wymówkę. Mogę posyłać z tobą któregoś z chłopaków oświadczyła Hilary. Ale nie zawsze mam ich pod ręką.Najlepiej więc, gdybyś w takichrazach nocowała u nas.Sophy była bardzo zadowolona.Zapasowa sypialnia w PszczelimDomu miała dziwaczny sufit i stało w niej stare, lekko zapadnięte łożez miedzi nakryte narzutą uszytą ze skrawków materiału i tak starą, żepewne jej partie wytarły się aż do osnowy.Sophy spędziła w tym łożuwiele nocy, delektując się za każdym razem jego wielkością, skrzypie-niem oraz dobiegającym zza ścian po obu jej stronach pochrapywa-niem śpiących pod pierzynami chłopców, Gusa i George'a.Na naj-wyższym piętrze Jego Wysokości spała tylko ona, ponieważ był tamjeden pokój.Poza sypialnią Sophy mieściła się tam jedynie pakamerazawalona walizkami oraz sprzętami, pochodzącymi z czasów jej nie-mowlęctwa i dzieciństwa.Nie przeszkadzało jej, że mieszka sama na111piętrze, ale lubiła też odmianę, lubiła, gdy po obu jej stronach, tuż zaścianami, spali inni.Nawet jeśli chrapali.Właścicielem straganu z odzieżą był sikh z włosami całkowicieukrytymi pod wytwornie zawiniętym turbanem z cieniutkiej, błękit-nej bawełny. Bluza z Mickiem Hucknalem? zasugerował. Z Simply Red?A może z Lady in Red ? Z Chrisem de Burghem?Sophy pokręciła głową.Nad nią kołysały się w podmuchach wiatruubrania, tanie i nędzne, wykonane w warunkach, na myśl o którychogarniały ją podobne uczucia jak te, gdy mijała ciężarówkę rzeznika.W dodatku do niedzielnej gazety umieszczono reportaż ozdobionyprzerażającymi zdjęciami przedstawiającymi nędzny, brudny, lichooświetlony warsztat pełen pracujących na czarno ludzi; ludzi wystra-szonych, wyczerpanych, wykonujących swą pracę prawie za darmo.Wyciągnęła rękę i dotknęła czarnej spódnicy. Czy ma pan rozmiar dziesięć? zapytała. A może osiem.Hindus uśmiechnął się. Czy mam panienkę zmierzyć? Nie trzeba.Sprawdzę na oko.Za pomocą długiej tyczki sprzedawca zdjął wskazaną spódnicę ipodał ją Sophy.Spódniczka wyglądała nieciekawie, ale za to bardzostosownie. %7ładnych rozcięć poleciła kategorycznym tonem Hilary.%7ładnych niedopiętych guzików, żadnych mini.Przykro mi, Sophy, aletak już jest.Musisz się ubrać jak do szkoły.Pomacała materiał.Był szorstki, a zarazem delikatny. Poproszę też o dwie bluzki koszulowe.Jak najjaśniejsze.Rów-nież dziesiątki.Sikh zdjął bluzkę z jasnobłękitnego materiału przypominającegojedwab.Miała czarne guziki w kształcie gwiazdek. Proszę powiedział. Osiem funtów dziewięćdziesiąt dzie-więć pensów.Poliester w najwyższym gatunku.Zliczna robota.112 Muszę zwrócić im uwagę oświadczyła Cath Barnett, stojąc woknie swego służbowego mieszkania.Za szybą rozciągał się widok na Orchard Close i ogródek Dana po-rośnięty rzędami kwiatów, przypominających szeregi żołnierzy wbajecznie kolorowych mundurach.Doug Barnett pochylony nad poranną gazetą stawiał typy na po-południowe gonitwy końskie w Wincanton. Och, Cath, daj im spokój.Chwilę się wahała. Chodzi mi o to, że miałam skargi.Ludziom nie podoba się, że osiódmej rano chodzi do niego w koszuli nocnej i pozostaje tam przezgodzinę lub dłużej.Doug zrobił długopisem gwiazdkę obok Podwójnego Kłopotu, któ-ry miał biec o piętnastej dziesięć, oraz Mantry wyznaczonej na pięt-nastą czterdzieści pięć. Cath, nie bądz głupia.Przecież oni mają po osiemdziesiąt lat!Co są w stanie wykombinować? A jeśli, to kogo to obchodzi.Gdybynawet przy tym umarli, to rzeczywiście polegliby na polu chwały.Piękna śmierć. Doug, nie chodzi o nich.Chodzi o innych.O panią Hennell,emerytowaną dyrektorkę szkoły, i o pana Pageta, który pełnił wysokiefunkcje w radzie miejskiej.To bardzo szacowni ludzie.Mają swojewymagania i standardy.Nie chcą oglądać Vi Sitchell, włóczącej się wdesusach po ogrodzie niczym jakaś dziwka.Doug wyszczerzył zęby. Wspaniałe, stare desusy. Słowo daję, chyba jednak zwrócę im uwagę. Zje cię z butami, Cath.Ma tak ostry język, że jeśli zechce, możenim zdrapywać farbę.Cath odeszła od okna, usiadła przy stole, składając dłonie na ob-rusie z bawełny indyjskiej, i popatrzyła surowo na gazetę męża. Tylko nie szalej, Doug. Nie zamierzam.Po dwa funciaki na każdy z dwóch wyścigów ipięć na gonitwę główną. Zastanawiam się, czy nie porozmawiać z panem Bradshawem stwierdziła Cath. To przesympatyczny, stary dżentelmen.113Zastanawiam się, czy ona mu nie przeszkadza.Ostatecznie możeuważać ją za namolną, ale jest zbyt dobrze wychowany, aby jej topowiedzieć.Doug wzruszył ramionami. Spróbuj. Nie zaszkodzi.Nie wyrządzę nikomu krzywdy, jeśli powiem tobardzo oględnie.Wstała od stołu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]