[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jaże łyżki zawisły nad michą, tak się zdumieli, a on tocząc zuchwałymi ślepiami dodał:- Wiecie, jak jej nie szczędzą.Nic mi do niej, chociaż mi powinowata z ojcowej strony, ale żeby tak namnie padło, dobrze bym pleciuchom gęby pozatykał: zapamiętaliby! A już kobiety la drugich najgorsze:niechby najbielsza, nie przepuszczą i błotem obwalą.- Pewnie co tak, pewnie! - przywtórzyli wbijając oczy w michę.- Byliście już u Boryny? - zagadnął niespokojnie.- Dyć zbieram się i zbieram, a co dnia cosik przeszkodzi.- Za wszystkich cierpi, a nikto o nim nie pamięta.- Zaglądałeś to do niego? co?- Hale, pójdę sam, to powiedzą, co do Jagny ciągnę:- Cie! uważny kiej dziewka po przypadku - mruknęła stara Agata, siedząca pod płotem z miseczką nakolanach.- A bo mi już obmierzły szczekania.- I wilk się statkuje, kiej mu kły spróchnieją - śmiał się Kłąb.- Albo kiej się za barłogiem rozgląda - podpowiedział Mateusz.- Ho, ho, to ino patrzeć, jak do której z wódką poślesz - żartował Kłębiak.- Właśnie, cięgiem już deliberuję, do której by przepić.- Prędko wybieraj, a w druhny me proś, Mateusz - pisknęła Kasia, najstarsza.- Cóż, kiej niełacno: wszyćkie zarówno wybrane i jedna w drugą najlepsze.Magdusia najbogatsza, alejuż przez zębów i ze ślepiów jej cieknie; Ulisia niby kwiat, jeno co ma jedno biedro grubsze i beczkękapusty we wianie; Franka z przychowkiem; Marysia zbyt szczodra dla parobków; Jewka, choć ma całesto złotych samą koprowiną, wałkoń, pod pierzyną cięgiem wyleguje.A wszystkie by tłusto jadły,słodko popijały i nic nie robiły.Czyste złoto takie dzieuchy! A zaś jeszcze drugie mają la mnie zakrótkie pierzyny.Gruchnęli śmiechem, jaże się gołębie porwały z dachów.- Prawdę mówię.Przymierzałem u niejednej, ledwie mi do pół łyst sięgają, jakże bym to zimą wyspał?cheba w butach, co?.Zgromiła go Kłębowa, iż zbereżeństwa gada przy dzieuchach.- La śmiechu jeno mówię.Przeciek powiedają, co poczciwe żarty nie szkodzą i pod pierzyną.Ale dziewczyny rozczapierzyły się kiej te jendyczki.- Hale, jaki przebierny!.będzie się tu przekpiwał ze wszystkich! Kiej ci w Lipcach malo, na drugichwsiach se szukaj! - jazgotały.- Jest ich w Lipcach, jest: przeciek łacniej o dostałą pannę nizli o całą złotówkę.Po dydku i już zojcowym litkupem je przedają.Bych jeno kupce się nalazły! Tyle tego, jaże się wieś trzęsie odskrzeków pannowych, wszyćkie gotowe pod kozik, że co sobota w każdej chałupie już od świtaniapucują się do czysta, kosy we wstęgi pletą i kokoszki po sadach gonią, bych je ponieść %7łydowi nagorzałkę, a od samego połednia jeno zza węgłów patrzą, czy z której strony swaty nie ciągnąWidziałem, które i z dachów, zapaskami powiewały wrzeszcząc: "Do mnie, Maciuś, do mnie!" Zaś matkiwtórzyły: "Do Kasi przódzi, Maciusiu, do Kasi! Syrek i mendel jajków przyłożę do wiana! Do Kasi!"Rozpowiadał uciesznie, jaże chłopaki kładły się ze śmiechu, jeno Kłębianki podniesły wrzask na niego,że stary krzyknął:- Cichojta! skrzeczą kiej te sroki na deszcz.Nie zaraz się uspokoili, więc by przerwać te przekpinki, zapytał:- Byłeś to, Mateusz, przy wójtowej wojnie?- Nie.Mówili, co Kozłom sielnie się dostało.- %7łe już lepiej nie można.Strach, jak wyglądali! Wójt se pozwolił, no!.- Gromadzki chleb tak go roznosi, to i bryka.- Głównie, co się nikogo nie boja.Któż to mu stanie na sprzeciw? Drugi za taką sztukę dobrze byzapłacił, ale jemu włos z głowy nie spadnie.Z urzędnikami się zna, to w powiecie mocen wszystko, coino zechce.- Bośta barany, że dacie takiemu przewodzić nad sobą! Poniewiera i wynosi się nad wszystkie, a oni godziw po nogach nie całują!- Sami go wybralim nad sobą, to i uważać musim.- Kto go wsadził, ten i zesadzić rmoże.- Dyć nie krzycz, Mateusz, jeszcze się, rozniesie.- A doniesą mu, to będzie wiedział.Niech me ino zaczepi!- Maciej chory, to kto mu inszy poredzi? Każden się waguje iść na pierwszego, bo każden ledwie swoimbiedom wydoli - szepnął stary podnosząc się z ławy.Podnieśli się wraz i drudzy.Kto po jadle legł odpoczywać, kto na drogę wychodził kości przeciągnąć i pasa odpuścić, a kto, jakdzieuchy, do stawu poszły myć garnki a chłodzić się i rajcować.Mateusz zabrał się zaraz doobciesywania podpór do chałupy, zaś Kłąb fajkę zapalił i na progu przysiadł.- Kto jeno o drugich stoi, tego bieda wydoi! - mruknął pykając smacznie.Słońce wisiało nad samą chałupą, przypołudnie zrobiło się nagrzane, ciepłem wiało od pól.Sady stojaływ cichości, między drzewinami mieniło się od słońca, okwiat cichuśko słał się na trawy, pszczołybrzęczały po jabłoniach, staw polśniewał wskroś gałęzi, nawet ptactwo pomilkło.Przedpołudniowa,słodka senność siała się po świecie.%7łe Kłąb, aby nie zadrzemać, powlókł się do dołu z ziemniakami.Zaś potem cosik ostro pykał przygasłą fajkę i spluwał, odrzucając głową włosy, opadające mu na twarz.- Obejrzałeś, co? - zapytała żona wychylając się ze sieni.- Juści.żeby tak raz w dzień warzyć, starczyłoby ziemniaków do nowych!- Hale, raz na dzień! Młode i zdrowe, to i zreć potrzebują.- Nie dociągniem.Tyla narodu.Dziesięć gąb, a brzuchy mają kiej ćwiercie.Trza będzie cosik zaradzić.- O jałówce myślisz, co? To ci zapowiadam, że przedać jej nie pozwolę.Rób se, co chcesz, a bydlątkanie dam.Zapamiętaj sobie.Zatrzepał rękoma, kiejby od osy uprzykrzonej, i gdy odeszła, jął znowu fajkę zapalać.- Psiachmać baba
[ Pobierz całość w formacie PDF ]