[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Jesteśmy elitarną jednostką! — wrzeszczała.— Jesteśmy najlepsze na rynku!Piechociarki na widok uciętej głowy zaczęły wyć.— Brawo zwiad! Fajnie!— Bei! — krzyknęła Achaja.— Jak mi załatwisz drugą taką głowę, to zostaniesz kapralem!— Ty mnie, szlag, od razu mianuj generałem.Dostaniesz sto takich głów, mała! Specjalnie dla ciebie.Nastroje w piechocie zaczęły się poprawiać.To, że nie każdy poddawał się panice, działało kojąco.To, że ktoś potrafił żartować w tym morzu trupów, ustawiało powoli rzeczy na ich właściwych miejscach.I to kto? Mała Bei.Szesnastoletni żołnierz Arkach.— Pani major — kapitan podeszła z boku — zaraz uderzą.— Wiem.Spróbujmy przenieść strzały tych dwóch batalionów na nasze pozycje.Niech żołnierze kryją się za tarczami.Potem będzie korytarz.— Wiem o tym korytarzu — powiedziała kapitan.— Pułkownik się dogadała z major, ale czy wejdą w głąb na tyle, żeby umożliwić nam przejście, to wątpię! Wątpię po tym, co widziałam.— Co pani widziała?— Źle się wyraziłam.Raczej słyszałam — Kapitan zaklęła szpetnie.— Słyszałam zagładę całej pierwszej kompanii.Nikt nie został przy życiu.Myśmy były w ryglu i w ruchu, a potem batalion zaczął szyć i nam się udało.Przypadek.— Zdaję sobie z tego sprawę.W najgorszym razie niech każdy biegnie w stronę korytarza.To trochę jak rzut kością.Ale na miejscu przeciwnika zakleszczyłabym naszą pozycję od strony wyjścia z lasu i uderzyłabym z tyłu, albo z boku.Tyle tylko, że oni nie mają pojęcia o planowanym korytarzu.Oddział zakleszczający dostanie znienacka w plecy.Tego nie przewidzą.— Myśli pani, że znowu pojawi się ten dym?— Wątpię.Nie mogą go utrzymywać zbyt długo.A poza tym mają tu bardzo małe siły.— Bardzo małe? Bogowie!— A jak pani myśli? Nie mają tylu ludzi, żeby utrzymywać większe oddziały na całej granicy lasu.Dam sobie rękę uciąć, że nie atakuje nas więcej niż stu żołnierzy.Trochę już poszarpanych.— Stu?— Może stu trzech? — zażartowała Achaja.— A może tylko pięćdziesięciu.Podeszła do ocalałych saperów.— Możecie coś rozpalić?— Pożar we własnej dupie — mruknęła osmolona porucznik z pierwszego plutonu.Cud, że ocalała.— A te pochodnie z magnezu?— Nie rozpaliły się! — Machnęła ręką- Zostały nam trzy.— No, to.— Nie mamy już rozżarzonych prętów.Nie mamy pieców.Wszystko zawiodło.— Ty mi, kurwa, tak nie odpowiadaj, dupo! Rozpal ognisko i spróbuj rozżarzyć miecz albo własny nos, idiotko!— Bo co? Sąd polowy mi tu zrobisz?— Nie.— Achaja przystawiła jej metalową rękawicę do twarzy.— Tak ci przyleję w mordę, że się posikasz uszami!Achaja wróciła do kapitan.— Dobra.Zaraz naprawdę zaatakują.Niech pani przekaże, żeby dwa bataliony strzelały w nasze pozycje.Potem korytarz.— Tak jest! — Po chwili rozległ się modulowany dźwięk gwizdka.— Kryć się pod tarczami, dziewczyny!Ktoś się przedzierał do stanowisk oficerów.Jakaś porucznik usiłowała zatrzymać intruza.— Mam tajne materiały wywiadowcze! — krzyknęła Shha, osadzając młodszą oficer.— Rozkaz samej Królowej!Trudno było jej nie przepuścić.Sierżant przypadła przy Achai.— No, więc Chloe nigdy nie wyobrażała sobie siebie samej nago na drodze, siostrzyczko.Achaja o mało nie ryknęła śmiechem.W takiej chwili! Miała ochotę pocałować swoją sierżant.— Ale wiesz.Śniła raz, że jest w karczmie.I przychodzi taki jeden facet i ją rozbiera przy wszystkich i.no wiesz.— Dzięki, Shha! Bardzo mi pomogłaś.— No, nie ma sprawy, siostrzyczko.Po to jestem.Achaja popatrzyła za odchodzącą sierżant.Szlag! Może była i głupia.Może nie nadawała się na nic więcej niż sierżant w jednostce specjalnej.Ale z całą pewnością była najlepszym człowiekiem, jakiego Achaja spotkała na swojej drodze.Nie mogła jednak sobie darować pewnej małej satysfakcji.Podeszła do Arnne i szepnęła:— A wracając do tej pani wizji.— Do błysku?— Tak.— Achaja nachyliła się bliżej.— Nie widziała pani samej siebie w karczmie?— Nie! — przerwała jej tamta.— Chwila.Siedzi pani w karczmie i w pewnej chwili przychodzi taki strasznie przystojny mężczyzna.I.podchodzi do pani.I.rozbiera panią, tam, na oczach wszystkich.I.No, wie pani.Z satysfakcją obserwowała rozszerzające się oczy tamtej.Czarownica niczego nie powiedziała.Przełknęła ślinę.Potem oblała się rumieńcem.— Ty świnio! — szepnęła wreszcie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl