[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Tak, i pamiętam dodał, tryskając entuzjazmem że Charles pokazał mi kilkaniezwykłych zdjęć leju krasowego, który pojawił się w nocy w Schmalkaldenw Niemczech.Stacjonowałem niedaleko Schmalkalden w czasie wojny.Tak.pamiętam, jak tego wieczoru przyjaciel przerwał mi opowieść o wizycie Quine aw księgarni pisarze go nie interesują. Prawda, że byłeś kiedyś w Schmalkalden? spytał. Kruche, guzowate ręce uwijały się teraz przy kasie. I powiedział, żepojawił się tam olbrzymi krater.Następnego dnia w gazecie były niezwykłezdjęcia.Pamięć to cudowna rzecz podsumował zadowolony z siebie staruszek,podając Robin brązową papierową torbę z dwiema książkami i przyjmując od niejdziesięciofuntowy banknot. Pamiętam ten lej krasowy powiedziała Robin, co było kolejnym kłamstwem.Wyjęła z kieszeni komórkę i wcisnęła kilka przycisków, podczas gdy staruszeksumiennie odliczał resztę. Tak, mam.Schmalkalden.Jakie to zadziwiające:ogromna dziura pojawiła się nie wiadomo skąd.Tylko że to się stało dodała,spoglądając na niego pierwszego, a nie ósmego listopada.Zamrugał. Nie, to był ósmy powiedział z przekonaniem, jakie mogło się zrodzić tylkoz głębokiej niechęci do uznania własnej pomyłki. Niech pan spojrzy odrzekła Robin, pokazując mu maleńki ekranik.Odsunąłokulary na czoło, żeby na niego spojrzeć. Jest pan pewny, że mówił o wizycieOwena Quine a i o leju krasowym podczas tej samej rozmowy? To jakaś pomyłka wymamrotał i nie było jasne, czy ma na myśli stronęinternetową Guardiana , siebie czy Robin.Gwałtownie odsunął od siebie telefon. Nie pamięta pan.? zaczęła. To wszystko? spytał głośno, rumieniąc się. W takim razie miłego dnia,miłego dnia.I Robin, widząc upór urażonego starego egoisty, wyszła przy akompaniamenciebrzęczącego dzwonka.36Panie Skandal, z wielką radością podzielę się z panem tym, com od niego usłyszał słowa jego są nader tajemnicze i zagadkowe.William Congreve,Love for LoveStrike pomyślał, że Jerry Waldegrave dokonał dziwnego wyboru, decydując się nalancz w Simpson s-in-the-Strand.Jego ciekawość rosła, gdy zbliżał się doimponującej kamiennej fasady z obrotowymi drewnianymi drzwiami, mosiężnymitabliczkami i wiszącą latarnią.Wyłożone płytkami wejście zdobiły motywyszachowe.Nigdy się tam nie zapuszczał, mimo że restauracja była wiekowąlondyńską instytucją.Zakładał, że to siedlisko nadzianych biznesmenówi dogadzających sobie przybyszy z innych miast.Jednakże gdy tylko postawił nogę w korytarzu, poczuł się jak w domu.Simpson s,dawny osiemnastowieczny klub szachowy dla dżentelmenów, przemówił do niegostarym, znajomym językiem hierarchii, porządku i dostojnych obyczajów.Zastał tuciemne, muliste kolory nocnych klubów wybieranych przez mężczyzn bezporozumienia z ich żeńską połową: kolumny z grubego marmuru i solidne foteleobite skórą, zdolne utrzymać pijanego dandysa, a dalej, za dwuskrzydłowymidrzwiami, za szatniarką restaurację pełną ciemnej boazerii.Zupełnie jakby znalazłsię z powrotem w jednym z oficerskich kasyn, do których chodził w czasie służbyw armii.%7łeby poczuł się naprawdę swojsko, brakowało jedynie kolorów pułkui portretu królowej.Twarde krzesła z drewnianym oparciem, śnieżnobiałe obrusy, srebrne tace, naktórych spoczywały olbrzymie wołowe pieczenie siadając przy stoliku dla dwóchosób pod ścianą, Strike zastanawiał się, co pomyślałaby o tym miejscu Robin:rozbawiłoby ją czy zdenerwowało ostentacyjnym tradycjonalizmem?Dziesięć minut pózniej zjawił się Waldegrave, wodząc oczami krótkowidza pocałej sali.Strike podniósł rękę i redaktor ruszył chwiejnym krokiem w stronę stolika. Witam, witam.Miło pana znowu widzieć.Jego jasnobrązowe włosy były jak zwykle rozczochrane, a na klapie wygniecionejmarynarki widniała smuga pasty do zębów.Leciutka woń winnych wyziewówdotarła na drugą stronę stolika i dosięgła Strike a. Dziękuję, że zechciał się pan ze mną spotkać powiedział Strike. Nie ma za co.Chcę pomóc.Liczę, że nie ma mi pan za złe wyboru tego miejsca.Zdecydowałem się na nie ciągnął Waldegrave dlatego że nie natknę się tutaj nanikogo znajomego.Kiedyś, wiele lat temu, przyprowadził mnie tu ojciec.Zdaje się,że od tej pory nic się tu nie zmieniło.Okrągłe oczy Waldegrave a, otoczone rogową oprawą okularów, przesuwały siępo grubej warstwie tynku strukturalnego nad ciemną boazerią.Po latach działaniadymu tytoniowego drewno miało kolor plamistej ochry. Po godzinach spędzonych w redakcji woli pan unikać współpracowników? spytał Strike. Nie mam im nic do zarzucenia powiedział Jerry Waldegrave, poprawiającokulary i machając do kelnera ale akurat teraz w redakcji panuje toksycznaatmosfera.Poproszę kieliszek czerwonego zwrócił się do młodego mężczyzny,który zareagował na jego gest. Obojętnie jakiego, wszystko mi jedno. Przyślę kelnera podającego wino, proszę pana odrzekł jednak studząco kelnerz małym szachowym skoczkiem wyhaftowanym z przodu marynarki, po czym sięoddalił. Widział pan ten zegar nad drzwiami wejściowymi? spytał Waldegrave, znowupoprawiając okulary. Podobno stanął w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątymczwartym, kiedy po raz pierwszy wpuszczono tu kobietę.To taki tutejszy żarcik.A na menu jest napis karta dań.Widzi pan, nie użyli słowa menu , bo onopochodzi z francuskiego.Mój ojciec uwielbiał takie klimaty.Przyprowadził mnie tuzaraz po tym, jak dostałem się na Oksford.Nie znosił zagranicznych potraw.Strike wyczuwał zdenerwowanie Waldegrave a.Przywykł do tego, że wywołujew ludziach takie emocje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]