[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uniosła obie ręce, rozprostowała palce, a potem postawiła oczy w słup, tak że widać byłotylko ich białka. TRZYMAJ SI Z DALEKA, WIEDyMO powtórzyła kilka razy tak niewyraznie, że prawie jejnie rozumiałem.Przez krótką chwilę trwało trudne do zniesienia napięcie.A potem nagle wszystko wydarzyło się rów-nocześnie.Liz wydała z siebie piskliwy jęk i przewróciła się.Brązowy Jenkin zatrzasnął świetlik i zniknął.Charity opadła w dół i wylądowała na sztywno wyprostowanych stopach na podłodze.Dym zawirował,światła zamigotały, a detektyw sierżant Miller obudził się z szoku, niczym pasażer pociągu, który zdał so-bie sprawę, że przespał swoją stację.Nie tracąc ani chwili wspiąłem się po drabinie i otworzyłem świetlik. Jenkin! wrzasnąłem. Oddaj mi syna, Jenkin!Wystawiłem głowę na zewnątrz i uderzyło mnie to, co zobaczyłem.%7łółte, zatrute wyziewami siarkiniebo; rząd bezlistnych, nagich drzew.W ogrodzie nie było trawy, krzewów ani kwiatów nic opróczmokrych bladych chwastów.Nie widziałem żadnych barw oprócz żółtej i szarej.W powietrzu nie krzy-czała ani jedna mewa; nie bzyczał ani jeden owad; nic.Od strony plaży dochodził niespokojny szum mo-rza ale jego powierzchnia była czarna od ropy, a piana na szczytach fal żółta i fluoryzująca; i wystar-czyło tylko na nie spojrzeć, żeby się domyślić, że nie pływają w nim żadne ryby; żadne normalne ryby.Wokół zegara słonecznego, tam gdzie kiedyś znajdował się równo przystrzyżony trawnik, ciągnął siępas zdewastowanej nagiej ziemi.Pod żółtosiarczanym niebem zobaczyłem Brązowego Jenkina, którybiegł w stronę potoku, ciągnąc za rękę Danny ego: dwie małe figurki ze snu.Musieli zejść z dachu po dra-binie przeciwpożarowej. Danny! krzyknąłem i Danny odwrócił się.Przez krótką chwilę ujrzałem całkiem wyraznie jegozrozpaczoną twarz, ale potem Brązowy Jenkin, pohukując, pociągnął go w dół, w stronę potoku i w stro-nę kaplicy.Próbowałem wdrapać się na górę, ale kiedy tylko oparłem się łokciami o dach, złapał mnie okropnyatak kaszlu i musiałem z powrotem opaść na szczyt drabiny.Poczułem, jak ktoś delikatnie ciągnie mnieza nogawkę, i zobaczyłem, że Charity również wdrapała się po stopniach i uśmiecha do mnie, zadziera-jąc w górę głowę.Liz cofnęła się w kąt strychu, gdzie otoczyły ją tak gęste kłęby dymu, że prawie zniknę-ła nam z oczu. Jeśli za nim pójdziesz, Davidzie ostrzegła Charity możecie obaj nie wrócić. To mój syn. Wiem o tym odparła z uśmiechem. Podobnie jak ja byłam córką mego ojca i jak wszystkiedzieci z Fortyfoot House były czyimiś synami i córkami. Kim jesteś? zapytałem.Zamknęła i leniwie jak kot otworzyła z powrotem oczy.225 Chcesz zapytać mnie, kim jestem. Nie wiem przyznałem. Czy o to właśnie chcę cię zapytać?Podszedł do nas, wycierając oczy chusteczką, detektyw sierżant Miller. Posłuchaj zaczął. Na dole muszą już być moi ludzie.Każę im przeszukać teren.Tej.rzeczynie uda się daleko porwać twego syna.Miałem zamiar poinformować go, że przeszukiwanie ogrodu w roku tysiąc dziewięćset dziewięćdzie-siątym drugim będzie czystą stratą, gdyż Brązowy Jenkin zabrał Danny ego w odległą przyszłość; ale Cha-rity podniosła lekko dłoń, nakazując mi milczenie. Pozwól, żeby się czymś zajął zaproponowała. Nie może ci w niczym pomóc. Puść mnie warknęła Liz. Słyszysz, co mówię, ty żałosny bachorze? Puść mnie!Charity obróciła się w jej stronę, skinęła głową i Liz pogrążyła się jeszcze głębiej w mroku. Co, do licha, jej zrobiłaś? chciałem wiedzieć. Co tu się dzieje? Wiesz chyba, że została odmieniona powiedziała po prostu Charity. Odmieniona? Opanowana.opętana.odmieniona.Nie mogłem uwierzyć, że naprawdę rozmawiam z Charity.Ale kiwnąłem potakująco głową. Widziałem, jak to się stało.Młody pan Billings wytłumaczył mi, o co w tym wszystkim chodzi. Ach, on uśmiechnęła się Charity. Biedaczek.Biedny pan Billings.Chciał wszystkiego.Chciałbyć świętym i grzesznikiem, wygranym i przegranym.Pod warunkiem, że otrzyma swoją wielką nagro-dę. Kim jesteś? zapytałem ponownie. Czym jesteś?Dotknęła mojej dłoni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]