[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było to w czasach, kiedy jeszcze nikt nie miał traktora i kiedy wraz z ludźmi na roli pracowały zwierzęta.Kiedyś zobaczył go na polu pewien niezbyt życzliwy sąsiad nazwiskiem Woolbright.Tego dnia muły musiały być wyjątkowo oporne, ponieważ Woolbright twierdził, że dziadek tłukł je po łbie wielkim kijem.Opisując to wydarzenie w herbaciarni, powiedział tak: „Gdybym miał wtedy mokry worek, dałbym mu nauczkę”.Rzecz się rozniosła i dowiedział się o tym dziadek.Kilka dni później, po długim, gorącym dniu w polu, wziął worek, namoczył go w wiadrze z wodą i rezygnując z kolacji, poszedł piechotą do Woolbrighta, który mieszkał prawie pięć kilometrów dalej; odległość ta była bardzo płynna, bywało, że wynosiła osiem, a nawet szesnaście kilometrów, zależy od tego, kto tę historię opowiadał.Dotarłszy na miejsce, krzyknął, żeby Woolbright wyszedł z domu, by wyrównać z nim rachunki.Woolbright właśnie jadł kolację, sam albo z gromadką dzieci, zależnie od wersji.Tak czy inaczej, wyjrzał na podwórze i doszedł do wniosku, że bezpieczniej będzie zostać w domu.Dziadzio krzyczał do niego i krzyczał.- Masz tu swój worek, Woolbright! Wyjdź i zrób to, co chciałeś zrobić!Woolbright uciekł w głąb domu i kiedy stało się oczywiste, że nie zamierza wyjść, dziadek cisnął workiem w siatkowe drzwi.Potem wrócił do domu - ponownie pokonując osiem czy też szesnaście kilometrów - i poszedł spać bez kolacji.Słyszałem tę opowieść tyle razy, że w nią uwierzyłem.Nawet mama w nią wierzyła.Eli Chandler był za młodu w gorącej wodzie kąpany i nawet teraz, w wieku sześćdziesięciu lat, łatwo wybuchał.Ale na pewno nikogo by nie zabił, chyba że w samoobronie.Poza tym w walce wolał używać pięści albo mniej groźnej broni, choćby czegoś w rodzaju mokrego worka na bawełnę.Strzelbę zabrał tylko na wszelki wypadek.Siscowie byli obłąkani.Odziarniarnia wyła i ryczała.Przed nami czekał długi rząd przyczep i wiedziałem, że utkniemy na długie godziny.Kiedy dziadek wyłączył silnik i zabębnił palcami w kierownicę, zapadał już mrok.Kardynałowie grali kolejny mecz i chciałem wrócić do domu.Dziadzio powiódł wzrokiem po przyczepach, ciężarówkach i traktorach, popatrzył na farmerów i pracowników odziarniarni.Sprawdzał, czy nie dzieje się nic groźnego, i nie zauważywszy niczego podejrzanego, powiedział:- Pójdę się rozejrzeć.Ty siedź i czekaj.Przeszedł przez wysypany żwirem plac, dołączył do grupki mężczyzn przed biurem i stał tam jakiś czas, słuchając i rozmawiając.W połowie kolejki zebrała się grupa młodych farmerów.Palili, rozmawiali, czekali.Chociaż w odziarniarni zawsze coś się działo, tego dnia czas płynął bardzo leniwie.Kątem oka zauważyłem, że zza pikapu ktoś wychodzi.- Cześć, Luke.Drgnąłem, gwałtownie się odwróciłem i zobaczyłem przyjazną twarz Jackiego Moona, starszego chłopaka, który mieszkał na północ od Black Oak.- Cześć - odrzekłem z ulgą.Przez ułamek sekundy myślałem, że to któryś z Sisców zastawił na mnie pułapkę.Jackie oparł się o przedni błotnik i wyjął skręta.- Macie jakieś wiadomości od Ricky’ego?Patrzyłem na papierosa.- Ostatnio nie.Dwa tygodnie temu dostaliśmy list.- Jak sobie radzi?- Chyba nieźle.Jackie potarł zapałką o karoserię i przypalił papierosa.Wysoki i chudy, grał w reprezentacji ogólniaka w Monette i odkąd pamiętam, był ich najlepszym zawodnikiem.Ricky też tam grał do czasu, kiedy przyłapano go za szkołą na paleniu.Trener, stary kombatant, który stracił na wojnie nogę, wyrzucił go z drużyny.Rozwścieczony Dziadzio miotał się po farmie przez cały tydzień, grożąc, że zabije swego młodszego syna.Ricky wyznał mi wtedy, że i tak miał dość baseballu.Chciał grać w futbol, ale ze względu na bawełniane żniwa ci z ogólniaka nie mogli zorganizować drużyny.- Chyba też tam pojadę - powiedział Jackie.- Do Korei?- Tak.Chciałem go spytać, czy naprawdę uważa, że się tam na coś przyda.Chociaż nie znosiłem harować przy bawełnie, wolałem już to, niż dać się zastrzelić.- A co będzie z baseballem? - Krążyły plotki, że chce go zwerbować nasz stanowy uniwersytet.- Rzucam szkołę - odrzekł i wypuścił kłąb dymu.- Dlaczego?- Znudziło mi się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]