[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Małpa leciutko przechyliła głowę w lewo.Skolopendra uniosła gło-wotułów w tym samym kierunku.Nie do wiary, że wyczuła czepiaka.Ale też przodkowie skolopendr żyli pod ziemią przez długi czas i na-uczyli się wyczuwać najdrobniejsze wibracje.Nastąpiła kolejna dłu-ga pauza, a potem małpa przesunęła się nieco w lewo, sprawdzającmożliwą drogę na południe.Skolopendra zareagowała w okamgnie-niu.Małpa zamarła, po czym pokuśtykała naprzód.Doliczyłem sięczterech uderzeń serca, nim skolopendra także się poruszyła - naj-pierw pogłaskała jedynie planszę wokół siebie, a potem potruchtałaau pas de loup na południe, równolegle do małpy.Czułki tylko odczasu do czasu muskały powierzchnię.Wydawało mi się, że słyszęklekot chityny o skałę i zmienny ton tych uderzeń.Skolopendra po-deszła do krawędzi pola, na którym stał kamień symbolizujący dzi-siaj.Jej czułki dotknęły pionka z różnych stron.Przypomniała mi sięfotografia Mareny przy skale, wyobraziłem sobie, jak kobieta wspinasię, wymacując pęknięcia i szczeliny nad głową.Małpa podeszła bliżej.Skolopendra prześlizgnęła się naprzód - wyglądało, jakby wygryzałasobie drogę przez przestrzeń - a potem nagle zamarła, smakując po-wietrze.Z daleka przypominała otwartą paszczę z zębami - krwawyuśmiech jaguara z Cheshire.Małpa zatoczyła się w lewo, wychodzączza osłony stojącego pionka.Skolopendra zesztywniała.Czepiak ujrzał ją.I zamarł.Wiedział, czym była? Ssaki instynktownie boją się segmentowa-nych stworzeń.Ale małpy, nawet owocożerne jak ta, zjadają takżemnóstwo owadów i robaków.A ten czepiak nie tylko wyglądał nawygłodniałego.Naprawdę był wygłodzony.Zmrużył oczy i po żądzyw jego ślepiach, jaką wzbudzić może tylko niedożywienie, wiedziałem,że gotów jest zaatakować wszystko, co nadawało się do wypchaniażołądka.Ciekawe, czy czepiak złapie skolopendrę za ogon i rozbije jejgłowę o kamień? Czy też podkradnie się i skoczy na nią, by rozerwać,jak to robią lisy ze skorpionami?Czepiak przyglądał się skolopendrze.Skolopendra zaś podeszłabliżej, czujnie, na żółtą część planszy, a potem obróciła się zgodnieze wskazówkami zegara do strefy czerwonej.Małpa nie drgnęła, aleuważnie śledziła ruchy przeciwniczki.Skolopendra przeszła do stre-fy czerwonej.Małpa przysiadła.Nagle, zbyt szybko, by to dostrzec,skolopendra wystrzeliła naprzód.Czepiak odskoczył i przyczaił się zajednym z kamieni-pionków.Skolopendra zwolniła i zawróciła.Nastąpił impas.Doliczyłem się pięciu uderzeń serca, potemdziesięciu.Małpa cofnęła się, cały czas ukryta za kamieniem.Przyczternastym uderzeniu znowu zaczął się ruch.Przeciwnicyrykoszetowali po planszy zbyt szybko dla oka, jak kulki we fliperzelub cząstki elementarne poruszające się w animowanym modeluchmury gazu.Najpierw wydawało mi się, że to małpa goniskolopendrę, potem - że skolopendra małpę, głównie w kierunkuprzeciwnym do ruchu wskazówek zegara, wokół kamieni, któretworzyły przeszkody na kursie.Po każdym okrążeniu skolopendrapodchodziła bliżej do czepiaka.Małpa znajdowała się teraz w czerwonej części planszy, a skolopendraprzesuwała się ku czerwieni i po bieli, potem czepiak przemknął doczerni ze skolopendra depczącą mu po piętach.A potem skolopendrajuż nie goniła małpy, lecz zawróciła, jakby domyślała się, gdzie cze-piak dobiegnie, i zanim nadążyłem wzrokiem, ślepy stawonóg przy-parł małpę do jednego z kamieni-pionków.Ale czepiak obiegł skolo-pendrę.Zmylił ją, pomyślałem.Skolopendra zamarła.Małpa chybazbierała się na odwagę, bo zaraz skoczyła, chwyciła ostatni segmentciała stawonoga, by rzucić wijem o ziemię.Ale zanim czepiak zdo-łał unieść skolopendrę, ta zwinęła się tak, by jej głowa znalazła się zaplecami małpy.Miałem nieodparte wrażenie, że stawonóg to zapla-nował, że przewidział taki przebieg zdarzeń.Skolopendra zacisnęłasię wokół tułowia czepiaka i wbiła jadowe ostrza w jego kark.Mały ssak szarpnął się, cofnął i zatoczył.Było jasne, że zostałśmiertelnie ukąszony.Zatoczył się na zachód, odczołgał się na czwo-rakach, ale przy polu 8 Trzcina łapy go zawiodły.Popełzł obok Wenusi z powrotem skierował się na północ.Doszedł do pola 13 Wiatr.Polatach grania wyczułem, choć nie umiałbym wyjaśnić jak, że przera-żenie czepiaka wiązało się z podstawowym wzorem na planszy.Zerknąłem na Koh.Koncentrowała się na dramacie, z palącą in-tensywnością - nie umiałem lepiej tego określić - obserwując strachmałpy.Skolopendra znieruchomiała w oczekiwaniu.Znajdowała się te-raz w samym centrum, na zielonym zerze, które równieżreprezentowało Teotihuacan w aspekcie planszy jako mapy świata.Po upływie pół minuty czepiak szedł jeszcze bardziej sztywno,sunąc z wysiłkiem naprzód, jak najdalej od stawonoga.Zapewne jużnie czuje bólu, pomyślałem.Sam czułem przerażające zimno.Dwieminuty pózniej czepiak znalazł się w najdalszym rogu czarnejćwiartki.Przewrócił się sztywno jak figurka z drewna i zamarłpyszczkiem w dół.Nadal mógł kurczyć i prostować dłonie, ale pozatym wydawał się sparaliżowany od szyi w dół.Skolopendra zbliżyłasię do niego, tym razem bardziej beztrosko, niespiesznieprzesuwając odnóża niczym wiosła galery.Kiedy znalazła się tużobok małpy, pogłaskała delikatnienieruchome ciałko długimi czułkami, po czym owinęła się wokółniego.Czepiak szarpnął się jeszcze, ale tylko zdołał zacisnąć ręce nadwóch odnóżach skolopendry, jakby próbował ją odepchnąć.To byłymałe zwierzęta, ale scena wydawała się wielka, epicka - jakbym oglą-dał prawdziwą, nieocenzurowaną opowieść o świętym Jerzym i smo-ku.Czepiak zaczął krzyczeć.Dzwięk był nieznośnie wysoki, niczym skrzyp, jaki wydaje szkłocięte diamentem.To był cichy dzwięk.Ale tak przenikliwy, że bezwątpienia słyszał go Hun Xoc i reszta grupy na dziedzińcu, nawet14 Zraniony mógł to usłyszeć po drugiej stronie miasta, ludzie na pu-styni, w Ix, na biegunie północnym i na Marsie.Po stu czterech ude-rzeniach serca szkło pękło w drobny mak i krzyk się urwał, a potemzabrzmiał znowu i umilkł, aż wreszcie małpka krzyczała już bezgłoś-nie, z otwartymi ustami i obnażonymi malutkimi zębami.Po trzechtysiącach uderzeń serca czepiak spuchł od soków trawiennych roba-ka, ale dalej drżał.Skolopendra zaczęła się pożywiać, na ciało ofiaryspłynęła galaretowata wydzielina, małe żuwaczki i szczęki stawonogaporuszały się jak usta dziecka ogryzającego kolbę kukurydzy.Wijejedzą niechlujnie, ciało małpy wkrótce lśniło od wilgoci wydzielin,a pod nim formowała się kałuża.Po sześćdziesięciu tysiącach ude-rzeń serca enzymy stawonoga rozpuściły większość mięśni i organówwewnętrznych czepiaka, przez co wyglądał już bardziej na skórzanybukłak niż żywe stworzenie.Skolopendra przeżuła jego kark, potemsięgnęła do miękkiej czaszki i mózgu, a pózniej do torsu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]