[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zatem wydaje się to pani logiczne - zastanawiał się Poirot.- A panu nie?- Obawiam się, że też - westchnął Poirot.Rozległo się dzwonienie i panna Lemon wyszła z pokoju, aby odebrać telefon.- To znowu inspektor Sims - powiedziała, wracając.Poirot pobiegł do telefonu.- Allo, allo.Co pan mówi?- W sypialni dziewczyny znaleźliśmy paczuszkę strychniny - powtórzył Sims.- Była wetknięta pod materac.Sierżant właśnie wrócił z tą wiadomością.To ostatni brakujący dowód.- Tak, to rozstrzyga sprawę - rzekł Poirot.W jego głosie zabrzmiało przekonanie.Odłożywszy słuchawkę, usiadł przy stole i mechanicznie uporządkował leżące na nim przedmioty.- Coś było nie tak - mruknął do siebie.- Czułem to.nie, nie czułem, widziałem.En avant, szare komórki.Trzeba pomyśleć, zastanowić się.Czy wszystko jest logiczne? Dziewczyna, jej niepokój o pieniądze; pani Delafontaine; jej mąż i ta jego wzmianka o Rosjanach - idiotyczna, ale bo to idiota; pokój; ogród.Ach! Tak, ogród.Nagle wyprostował się, oczy zaświeciły zielonym blaskiem.Zerwał się i poszedł do sąsiedniego pokoju.- Panno Lemon, czy będzie pani tak miła, odłoży to, co pani robi, i przeprowadzi dla mnie śledztwo?- Śledztwo, panie Poirot? Obawiam się, że nie potrafię.- Kiedyś pani mówiła, że wie pani wszystko na temat sprzedawców - przerwał jej Poirot.- To prawda - odparła z pewnością siebie panna Lemon.- Sprawa jest prosta.Chcę, by udała się pani do Charman's Green i poszukała sklepu rybnego.- Sklepu rybnego? - zdumiała się sekretarka.- Dokładnie.Sklepu, który dostarczał ryby do Rosebank.Kiedy go pani znajdzie, proszę zadać właścicielowi takie oto pytanie.Poirot wręczył sekretarce kartkę papieru.Panna Lemon bez zainteresowania przeczytała to, co było na niej napisane, i nałożyła pokrywę na maszynę do pisania.- Razem pojedziemy do Charman's Green - powiedział Poirot.- Pani pójdzie do sklepu rybnego, a ja na komendę policji.Ze stacji przy Baker Street dostaniemy się tam w ciągu pół godziny.Inspektor Sims przywitał detektywa ze zdziwieniem.- Jest pan szybki - powiedział.- Zaledwie pół godziny temu rozmawiałem z panem przez telefon.- Mam prośbę, żeby pan pozwolił mi zobaczyć się z tą dziewczyną, Katriną.jak ona się nazywa?- Katriną Rieger.Chyba nie ma żadnych przeciwwskazań.Katrina wyglądała jeszcze bardziej ponuro i niezdrowo niż zwykle.- Mademoiselle - powiedział łagodnie Poirot - chcę, żeby pani uwierzyła, że nie jestem jej wrogiem.Pragnę, żeby powiedziała mi pani prawdę.Dziewczyna spojrzała na niego wyzywająco.- Powiedziałam prawdę.Każdemu mówiłam prawdę.Jeśli panią otruto, to nie ja to zrobiłam.To pomyłka.A pan nie chce dopuścić, żebym odziedziczyła majątek - wołała Katrina chrapliwym głosem.Poirot znów pomyślał, że wygląda jak nieszczęsny, przyparty do muru szczur.- Czy to prawda, że nikt inny nie miał w rękach opłatków z lekarstwem oprócz pani?- Tak powiedziałam, prawda? Tego samego dnia po południu zrobiono je w aptece.Przyniosłam je w torebce, to było tuż przed obiadem.Otworzyłam pudełeczko i podałam pannie Barrowby razem ze szklanką wody do popicia.- I nikt oprócz pani ich nie dotykał?- Nie!Szczur przyparty do muru.ale odważny!- A panna Barrowby zjadła na kolację tylko to, co wymieniono: zupę, rybę i jabłecznik?- Tak.Beznadziejne było to “tak” - ciemne oczy nie widziały znikąd światła.Poirot poklepał ją po ramieniu.- Odwagi, mademoiselle.Może czeka na panią wolność, pieniądze, łatwe życie.Dziewczyna spojrzała na niego podejrzliwie, a kiedy wyszła, Sims powiedział:- Nie całkiem zrozumiałem to, co powiedział mi pan przez telefon.O tym, że ta mała ma przyjaciela.- Owszem, ma.Mnie! - odparł Poirot i wyszedł z komendy, zanim inspektor ochłonął ze zdumienia.W herbaciarni Zielony Kot panna Lemon nie kazała Poirotowi czekać na relację ze śledztwa.Od razu przeszła do rzeczy.- Właściciel nazywa się Rudge, sklep mieści się na High Street.Miał pan rację.Dokładnie półtora tuzina.Zapisałam to, co mówił.- Wręczyła mu kartkę.Detektyw mruknął z satysfakcją, jak zadowolony kot.Herkules Poirot udał się do Rosebank i wszedł do ogrodu.W świetle zachodzącego słońca zobaczyła go pani Delafontaine.- Pan Poirot? - powiedziała zaskoczona, wychodząc przed dom.- Wrócił pan?- Tak, wróciłem.- Urwał, a po chwili dodał: - Kiedy po raz pierwszy tu przyszedłem, madame, przypomniała mi się dziecięca rymowanka:Panno Maryniu, pytam bez skutku,Jak rosną kwiatki w pani ogródku?Muszli i dzwonków równe grządkiJak ładne panny stoją w rządku.- To muszle po ostrygach, prawda, madame? - powiedział, wskazując palcem.Pani Delafontąine cicho krzyknęła, zaskoczona, a potem oniemiała.Tylko spojrzenie miała pytające.Poirot kiwnął głową.- Mais oui, wiem wszystko.Służąca zostawiła przygotowany obiad.Ona i Katrina przysięgną, że nie jedliście niczego więcej.Tylko pani i mąż wiecie, że kupiła pani półtora tuzina ostryg.smakołyk specjalnie pour la bonne tante [71].Tak łatwo jest włożyć strychninę do ostrygi! Połyka się wszystko na raz, comme ca! Ale w śmieciach zostają muszle.Na pewno zobaczy je służąca.Więc wymyśliła pani, żeby otoczyć nimi grządkę.Tylko, że było ich za mało.Nie wystarczyło na całą rabatkę.Źle to wygląda, łamie symetrię tak pięknego ogrodu.Tych kilka brakujących muszli uderzyło mnie jako obcy element
[ Pobierz całość w formacie PDF ]