[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przytuliłam się do Karoliny i powiedziałam, że nie chcę wyjeżdżać, że chcę z nią zostać.Tłumaczyła mi, że wie o tym, ale będzie dla mnie lepiej, jeżeli wyjadę, a poza tym oszczędzę jej w ten sposób wielu zmartwień.Tutaj wtrąciła się panna Williams:- Najlepiej pomożesz siostrze, Angelo, jeżeli usłuchasz jej bez oporu i łez.Powiedziałam więc, że zrobię, cokolwiek Karolina sobie życzy, a ona powiedziała na to: “Jesteś bardzo kochana, Angelo”.Uściskała mnie i zapewniła, iż nie mam się czym martwić i powinnam o tym wszystkim jak najmniej mówić i myśleć.Musiałam zejść na rozmowę z inspektorem policji.Był dla mnie bardzo uprzejmy, pytał, kiedy widziałam ostatni raz Amyasa i zadawał mi wiele innych pytań, które mi się wtedy wydały bezprzedmiotowe, ale których cel, oczywiście, dzisiaj rozumiem.Przekonał się, że nie potrafię dodać nic takiego, czego by już nie słyszał od innych.Oświadczył więc pannie Williams, że nie ma żadnych zastrzeżeń co do mojego wyjazdu do Ferrilby Grange, domu lady Tressillian.Pojechałam więc tam i lady Tressillian była dla mnie bardzo dobra.Ale rzecz prosta dowiedziałam się wkrótce prawdy, Karolinę natychmiast niemal aresztowano.Byłam tak tym przerażona i wstrząśnięta, że się rozchorowałam.Potem dowiedziałam się, że Karolina ogromnie się o mnie martwiła.To na jej naleganie wysłano mnie z Anglii, zanim się jeszcze rozpoczął proces.Ale już panu zresztą to wszystko mówiłam.Jak pan widzi, niewiele, niestety, mam do opisania.Od czasu naszej rozmowy usilnie starałam się odświeżyć te moje skąpe wspomnienia, dokładałam wysiłków, żeby uprzytomnić sobie wyraz twarzy lub reakcję tej czy innej osoby.Nie przypominam sobie nic, co by nasuwało przypuszczenie o czyjejś winie.Furia Elzy, szara zatroskana twarz Mereditha, gniew i wściekłość Filipa - wszystko wydaje mi się zupełnie naturalne! Sądzę jednak, że któreś z nich mogło przecież udawać.Wiem tylko jedno: Karolina tego nie zrobiła.Jestem o tym najgłębiej przekonana i nigdy nie zmienię zdania, lecz nie jestem w stanie przytoczyć na to żadnego dowodu, prócz dokładnej znajomości jej charakteru.Część 3ROZDZIAŁ PIERWSZYWnioskiKarla Lemarchant podniosła oczy, w których malowało się zmęczenie i ból.Gestem pełnym znużenia odsunęła włosy z czoła.- Wszystko to jest tak zawiłe - rzekła.Ręką dotknęła zwoju manuskryptów.- Punkt widzenia jest za każdym razem inny.Każda z tych osób widzi moją matkę inaczej.Fakty jednak pozostają te same.Jeżeli chodzi o fakty, wszyscy są zgodni.- Czy po przeczytaniu tych sprawozdań czuje pani zniechęcenie? - zapytał Poirot.- Chyba tak.A pan nie?- Nie.Moim zdaniem to bardzo cenne dokumenty i zawierają moc informacji.Poirot powiedział to powoli i jakby z ociąganiem.- Bodajbym ich nigdy nie czytała.- Ach, więc tak na panią podziałały?- Wszyscy myślą, że to ona zrobiła - rzekła z goryczą Karla.- Wszyscy, z wyjątkiem jednej cioci Angeli.A jej zdanie nie gra tu żadnej roli, bo pozbawione jest wszelkich podstaw.Należy po prostu do osób lojalnych, które trwają przy kimś w doli i niedoli.Powtarza po prostu: ,,Karolina nie mogła tego zrobić!”- Tak interpretuje pani jej słowa?- A jak inaczej mogłabym je interpretować? Sama się zorientowałam, że jeśli moja matka nie popełniła zbrodni, to musiała ją popełnić jedna z pozostałych pięciu osób.Stworzyłam sobie nawet kilka teorii co do pobudek.- Ach, to ciekawe! Niech mi pani o nich opowie.- O, to byty tylko teorie.Weźmy na przykład Filipa Blake'a.Jest maklerem giełdowym, był najlepszym przyjacielem mojego ojca.Ojciec pewnie mu ufał, a artyści są zwykle niedbali w sprawach pieniężnych.Być może Filip Blake znalazł się w trudnościach i użył pieniędzy ojca.Może skłonił ojca do podpisania jakiegoś dokumentu, a potem wszystko miało wyjść na jaw i tylko śmierć mojego ojca mogła go uratować.To pierwsza koncepcja.- Wcale nieźle pomyślane.Cóż dalej?- Następnie Elza.Filip Blake twierdzi, że była zbyt trzeźwa i rozważna, żeby się uciekać do trucizny, ale ja wcale tego nie jestem pewna.Przypuśćmy, że moja matka poszła do niej i powiedziała, że nie da rozwodu, że nic nie zdoła jej do tego skłonić.Może pan mówić, co pan chce, ale moim zdaniem Elza była w głębi duszy mieszczką i chciała wyjść za mąż według wszelkich prawideł.W takim wypadku Elza była całkowicie zdolna do tego, żeby skraść truciznę.Miała owego popołudnia doskonałą sposobność.Pragnęła pozbyć się mojej matki.Uważam, że to by zupełnie leżało w charakterze Elzy.A potem, być może, na skutek jakiegoś przypadku zamiast Karoliny wypił truciznę Amyas.- I to znowu wcale nieźle wykoncypowane.No, a co dalej?- No więc.przypuszczam, że może.Meredith - rzekła z wolna Karolina.- Ach, Meredith Blake?- Tak.Widzi pan, dla mnie Meredith to typ potencjalnego mordercy.Człowiek powolny, lękliwy, z którego inni się podśmiewali, i w głębi duszy może czuł o to urazę.A potem mój ojciec ożenił się z kobietą, którą on chciał poślubić.Ojciec osiągnął w życiu powodzenie i był bogaty.I to przecież Meredith preparował te wszystkie trucizny! Może świadomość, że będzie kiedyś mógł kogoś otruć, sprawiała mu przyjemność.Chcąc odwrócić od siebie podejrzenia, postarał się rozgłosić, że mu tę truciznę skradziono.Ale najprawdopodobniej to on sam ją zabrał.Dopuszczam nawet myśl, że chciał, żeby Karolinę powieszono, bo go przed laty odrzuciła.Wie pan, to, co on opisuje w swoim sprawozdaniu, wydaje mi się trochę podejrzane.to, że ludzie robią często rzeczy niezgodne z ich charakterem.Bo jeżeli miał siebie samego na myśli?- Ma pani rację, przynajmniej pod tym względem, że nie należy wszystkiego brać bezkrytycznie.Ktoś mógł napisać coś celowo, żeby wprowadzić czytelnika w błąd.- O, wiem.Pamiętam też i o tym.- A czy ma pani jeszcze jakieś inne koncepcje?- Zanim przeczytałam sprawozdanie, zastanawiałam się także nad panną Williams.W razie wyjazdu Angeli do szkoły musiała stracić posadę.Gdyby jednak Amyas zmarł nagle, Angela najprawdopodobniej zostałaby w domu.Oczywiście, zastrzegam, że tylko wówczas, gdyby tę śmierć uznano za naturalną, co mogłoby się łatwo zdarzyć, gdyby Meredith nie zauważył braku cykuty.Czytałam o działaniu tej trucizny i dowiedziałam się, że nie pozostawia ona wyraźnych śladów, dających się wykryć w razie sekcji.Można było podejrzewać udar słoneczny.Wiem, że groźba utraty posady nie jest wiarygodnym motywem zbrodni.Ale popełniano już zbrodnie dla bardzo błahych powodów.Niekiedy w grę wchodziły drobne kwoty pieniężne.A guwernantka w średnim wieku, może niezbyt wykwalifikowana, mogła się przestraszyć, bo nie widziała przed sobą żadnej przyszłości.Jak powiadam, taki był tok moich myśli przed przeczytaniem sprawozdań.Ale z tego opisu wylania się zupełnie inny obraz panny Williams.Nie sprawia też wcale wrażenia osoby o niedostatecznych kwalifikacjach.- Bo też nią nie jest.To jeszcze dziś energiczna i inteligentna niewiasta.- Wiem o tym.To się od razu czuje.A przy tym sprawia wrażenie osoby całkowicie godnej zaufania.I to mnie właściwie najbardziej zmartwiło.Ach, pan wie, pan rozumie.i nie bierze mi pan tego za złe, oczywiście? Przez cały czas podkreślał pan, że chodzi panu wyłącznie o wykrycie prawdy.Cóż, wykryliśmy ją chyba? Panna Williams ma słuszność.Trzeba przyjąć prawdę taką, jaka jest.Nie wolno budować życia na kłamstwie tylko dlatego, że chce się wierzyć w to, a nie w co innego.A więc dobrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]