[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miał narzeczoną.Posiadał także rodziców i za­mężną siostrę, ale Justynie instynkt kazał z tego całego towarzystwa wybrać dziewczynę.Narzeczona mieszkała w Calais i była córką cieśli okrętowego, fachowca wysokiej klasy.Jubiler znał jej nazwisko i adres, bo do pomocnika przychodziły listy.Ukrył tę informację przed policją, pewien był bowiem, że jego pomocnik ze śmiercią klienta nie miał nic wspólnego, i ukryłby ją także przed Justyną, gdyby nie to, że wyrwała mu się w pierwszej chwili.O najwcześniejszym poranku Justyna wyruszyła do Calais, wciąż obarczona pokojówką, kryjącą sta­rannie irytację.Pojąć nie mogła nagłej ruchliwości panienki i wszelkimi sposobami usiłowała dociec jej przyczyn, podejrzewając, że ma związek z nagłą śmiercią wicehrabiego Gastona.Śmierć wicehrabiego wprawiła ją we wściekłość dodatkową, bo tyle o niej wiedziała, ile zdołał powiedzieć jej stangret.W zasad­niczej chwili nie została zabrana z wizytą, ominęła ją największa sensacja, obłędny pośpiech Justyny unie­możliwił jej zdobycie szczegółowych informacji i ra­zem wziąwszy, doprowadziło ją to do furii.W końcu kłopoty państwa stanowiły najpiękniejszą rozrywkę służby, a tej rozrywki została pozbawiona.W dodat­ku tym razem w Paryżu jaśnie panienka nie zatrzy­mała się wcale, tylko od razu podążyła dalej, do Calais, tam zaś, wynająwszy fiakra i dojechawszy pod jakiś tajemniczy adres, pokojówkę zostawiła w po­wozie i gdzieś tam poszła sama.Oburzające.Wręcz potworne i sprzeczne z naturą.Odnalazłszy bez wielkiego trudu siedzibę panny Antoinette Gibbon, Justyna zachowała się nader oso­bliwie.Zamiast zapukać do drzwi, podkradła się pod okno, cieśla okrętowy posiadał bowiem własny dom w niewielkim ogródku, zajrzała przez szybę i ujrzała widok wzruszający.W objęciach młodego człowieka młoda dama szlochała rozdzierająco.Ani łkająca rzewnymi łzami panna Antoinette, ani trzymający ją w objęciach pan Trepon, pomocnik jubilera, nie mogli wiedzieć, jak przebiegało dzie­ciństwo i wczesna młodość panny Justyny Przyleskiej.Do głowy by im nie przyszło, iż panna Przyleska pierwsze lata życia spędziła na łażeniu po drze­wach, wczesną młodość po części na ujeżdżaniu młodych koni, po części zaś na ćwiczeniach cyrko­wych, wyniesionych z jednego jedynego przedsta­wienia, jakie udało jej się obejrzeć i podbudowanych pomocą zaprzyjaźnionego wsiowego chłopaka.Nie­jaki Wałek kowala zachwycił się pomysłami jaśnie panienki i wziął w nich żywy udział.Wszystko wskazywało na to, że Wielki Diament lubił kowalstwo.a resztę na tańcu, skakaniu konno przez płoty oraz wszelkich wyczynach akrobatycznych, jakie jej wpadły pod rękę.Wybicie szyby i wejście przez ok­no do pokoju było dla niej drobiazgiem.Pozosta­wiona w wynajętym fiakrze pokojówka na szczęście tego nie widziała.Dwie ogromnie zdenerwowane osoby wewnątrz zdrętwiały.Sprawnością fizyczną jednakże dyspo­nowała nie tylko młoda arystokratka.Ściskający za­płakaną damę młodzieniec zareagował w jednym ułamku sekundy, mając drogę już otwartą, porzucił przedmiot uczuć i prysnął w odwrotną stronę.Przez moment Justyna miała ochotę gonić za nim, ale opamiętała się i zrezygnowała.Dwie młode dziew­czyny zostały same.Dwie dziewczyny, zainteresowane tą samą spra­wą, albo się z miejsca znienawidzą, albo równie szyb­ko dogadają.Zważywszy, iż rywalizacja o względy młodzieńca nie wchodziła w grę, nastąpiło to dru­gie.O tym, że otrucie odpadało, Justyna już wiedziała, aczkolwiek nikły cień wahania w niej pozostał.Obie z babką nabrały delikatnych podejrzeń, bo w końcu dzieło o sokołach tkwiło w bibliotece całe wieki, przez nikogo nie oglądane, i ślad trucizny, w którą nikt nie wierzył, mógł się po nim pałętać.Hrabia de Noirmont wycinał dziurę i sklejał kartki bez oblizy­wania, uszedł z życiem, ale kto wie.? Gdyby ob­lizywał.? Należało koniecznie stwierdzić, co tam nastąpiło u wicehrabiego de Pouzac i jaka była przy­czyna jego nagłego zejścia ze świata, nie mówiąc już o tym, że zaginięcie zawartości dzieła było wysoce intrygujące.Dając pierwszeństwo uczuciom, Justyna najpierw wysłuchała zwierzeń sercowych i wzięła udział w roz­ważaniu kwestii wierności odbiegłego w dal amanta, a potem dopiero przystąpiła do pytań na tematy zbrodnicze.Antoinette nie próbowała nawet opano­wać wyzwolonej dramatem szczerości, powtórzyła wszystko, co narzeczony jej wyznał.Sam był wzbu­rzony i pełen rozpaczy i całkiem nie wiedział, co zrobić.Otóż tak, istotnie, był przy tym.W śmierci wice­hrabiego Gastona wręcz uczestniczył osobiście, ale bez winy, bez winy.!Justyna chętnie zgodziła się z tym poglądem, mając świeżo w pamięci opinię jubilera.Z zapałem potwier­dziła wiarę w niewinność podejrzanego, co ukoiło nieco doznania Antoinette.Opowiedziała wreszcie porządnie i dokładnie całą historię.Pan Trepon, pomocnik jubilera, przybywszy z wy­grawerowaną bransoletą, zastał wicehrabiego przy lekturze jakiejś wielkiej księgi.Przeglądając ją, wice­hrabia siedział przy małym stoliczku pod oknem.W chwili kiedy pomocnik jubilera wszedł, wyjął z sakwojażyka przyniesiony klejnot i zamknął za sobą drzwi, klient na coś w tej księdze trafił i rzeczywiście zaczął wydawać okrzyki, kontrastowe w treści.— Wielkie nieba.!!! Ach.! Cóż to.?!!! Na moce piekielne.!!!Zarazem chciwie wydłubał to coś, wyłuskał spoś­ród kart, błysnęło mu w palcach.Ręce mu się trzęs­ły, upuścił lśniącą rzecz, która upadła na dywan.Zemocjonowany był tak, że nie wzywał służby dla podniesienia przedmiotu, tylko sam schylił się gwał­townie.Równocześnie pomocnik jubilera, który już zdążył podejść bliżej, odruchowo rzucił się z pomo­cą i barkiem trącił ozdobną kolumnę, stojącą między oknami.Kolumna zachwiała się, zdobiąca ją mar­murowa rzeźba zleciała na zbity pysk i elegancko trafiła pochylonego wicehrabiego w łeb.Pomocnik jubilera, usiłując temu gwałtownie prze­ciwdziałać, popchnął jeszcze stolik.Stolik przewrócił się i kantem blatu dogodził wicehrabiemu ostatecznie.Pomocnik jubilera potknął się o to wszystko, podparł rękami i lśniący przedmiot znalazł się w jego dłoni.W ułamku sekundy, nie patrząc i nie myśląc, wie­dział, co trzyma, chociaż sam swojej wiedzy nie uwie­rzył.Za to olśnił go następny błysk.Wicehrabia nie żyje, na Boga, przecież będzie na niego.! Może zo­stać, wyjaśniać, ale kto mu uwierzy.?! Poza tym, pchnął przecież to coś, co tam stało, bez pchnięcia nic by nie spadło, a jak, u licha, wytłumaczyć pozycję wicehrabiego, z głową prawie na podłodze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl