[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Krzykiem z góry poprosiłyśmy Elżusię o drobne opóznienie śniadanka.Darła sięKrystyna, ja zaś mamrotałam pod nosem różne prognozy na tle głodowej śmierci,bo nie ma obawy, żadne pożywienie przez gardło nam nie przejdzie. Czy rękawiczkę też zgubiłaś?  spytała kąśliwie Kryśka, grzebiąca w mo-jej torebce, napotkanej w jej kwadracie. Masz tylko jedną? Gdzie druga?Oderwałam się od obmacywania wierzchu szafy, stojącej w moim metrze kwa-dratowym, i zlazłam z krzesła.Przez całe dwie sekundy przyglądałam się ręka-wiczce, po czym właściwy błysk we mnie nastąpił.Padłam na kolana i zza nogitejże szafy wyciągnęłam dużą zamszową bułę.Rozciągliwą rękawiczkę, do którejsama przed paru godzinami siłą wepchnęłam diament. Elżusiu!!!  wrzasnęła Krystyna ku dołowi w następnych dwóch sekun-dach. Błagamy o podwójną jajecznicę!!! Ze stu jajek i dwóch kilo sera!!!145  Słuchaj, to jest niemożliwa rzecz  powiedziałam, ochłonąwszy ze strasz-nych emocji. Nie możemy przeżywać takich stresów dzień po dniu.Co z tymgównem zrobić? Aadny on jednak  stwierdziła moja siostra, zaglądając do rękawiczki. Skoro już padło na ciebie, włóż go tam, gdzie trzymasz na przykład paszport.Albo książeczkę czekową.Tego na ogół nie gubisz. Tam gdzie pieniądze  postanowiłam. Pieniędzy używam częściej niżpaszportu i też ich raczej nie gubię.Zeszłyśmy wreszcie na to skomplikowane psychicznie śniadanko, pozosta-wiwszy skarb w mojej torebce, dostatecznie pakownej, żeby zmieścił się w niejnawet tuzin diamentów.Krystyna, na wszelki wypadek, porządnie zamknęłaokno.Zatroskana Elżusia krzyki z góry potraktowała poważnie i nasz posiłek pa-rował w wielkiej, kopiastej salaterce.Nie pojmując osobliwych skoków naszegoapetytu, dołożyła do tej jajecznicy kiełbasę, szynkę i fenomenalnej jakości pasz-tetówkę własnej roboty.Oraz marynowane grzybki, korniszonki i sałatkę z po-midorów.Otworzyłam usta, żeby zaprotestować przeciwko tej przesadzie, i naglepoczułam, że nic podobnego, żadna przesada, czuję w sobie wilczy głód i gotowajestem zjeść to wszystko sama, bez udziału Krystyny.Stanowiłam otchłań, a nieczłowieka. Stresy niewątpliwie skracają życie  powiedziałam z przekonaniem.Ale za to cholernie dodają apetytu. Zgadzam się i nie zamierzam być grzeczna i dobrze wychowana  odparłamoja siostra z pełną gębą.Elżusia przyglądała się nam z zachwytem i rozczuleniem, kiedy pożerałyśmycałe to bogactwo na stole.Krystyna próbowała coś powiedzieć i omal się nie za-dławiła. Pół litra  wycharczała z trudem. Nasze rodzime, krajowe, ojczyste,tradycyjne pół litra! Na kolację! Zaraz ktoś pojedzie kupić. Nie potrzeba  odparła Elżusia, zdumiona jej nagłym wybuchem alkoho-lizmu. Jest w lodówce, nawet parę butelek.A co się stało, bo wy przecież tegonie pijecie?Jak zwykle, rozumiałam Krystynę doskonale.Przezornie najpierw przełknę-łam. Musimy uczcić wydarzenie  wyjaśniłam. Nic na świecie nie przebijanaszej polskiej wódki.Elżusia była dobroduszna i macierzyńska, ale nie głupia. Znalazłyście ten skarb?  ucieszyła się. I gdzież on był?! Jakże wygląda?! Pokażecie wszystkim? Wszystkim nie  odparła Krystyna głosem już dość swobodnym. Tylkoosobom zaufanym.Dużo do oglądania nie ma, ale za to efektowne.146  I niech Elżusia na razie nikomu nie mówi  dodałam. Przy kolacjipowiemy, ale wyłącznie rodzinie Kacperskich. Przy kolacji!  wykrzyknęła rozanielona Elżusia. No to zrobimy kola-cję, że ho, ho!Zanim doszło do kolacji ho, ho, omówiłyśmy sprawę między sobą.Była tokontynuacja nocnych rozważań.Ten upiorny diament zaczynał nam się coraz bardziej podobać.Samo patrzeniena niego sprawiało przyjemność, a myśl, że należy do nas, wprawiała w euforię.Przeciąć go.? Może i zyska na wartości, ale straci ten niesamowity błysk ześrodka, błysk, chwytający za serce i dławiący w gardle.Szkoda.Cholerna szko-da.Nagle zrozumiałam, że można kochać diamenty.Pojęłam także, w jednej eks-plozji natchnienia, dlaczego dotychczas nie został przecięty.Przecież, poza pra.ile tam jeszcze tych pra.a, tyle samo co przy Klementynie, cztery pra.dziad-kiem Ludwikiem de Noirmont, dysponowały nim wyłącznie kobiety, po tych ko-bietach dziedziczyłyśmy cechy i niewątpliwie stosunek do klejnotu.Któraż, namiły Bóg, zdobyłaby się na zniweczenie tego uroku.?!!! %7ładna, jak widać  powiedziała Krystyna, wyzuta z wątpliwości, czy napewno nasza myśl biegnie tymi samymi drogami. I coś mi się wydaje. Dobrze ci się wydaje.Obejrzyj może te znaczki. Przecież sama mówiłaś, że one Kacperskich! Nie wszystkie.Nie powiem, gdzie je Kacperscy mają, bo po co mam sięwyrażać w obliczu arcydzieła natury.Za wycenę i sprzedaż należy ci się, o ilewiem, dziesięć procent, też pieniądz. %7łal mi. Opanuj się.Mnie też żal komódki po pani de Pompadour.Przodków narynek nie wypchnę, ale ten zegar z holu.? A jeśli Kacperscy pary z gęby niepuszczą, może Heaston kupi całą posiadłość? Chyba już nie.Taki głupi to on nie jest.W dodatku połapie się, że ma-my diament, i spróbuje nas wymordować, a co najmniej go rąbnąć.Będziemy gomiały na karku bez przerwy. Bez przerwy to nie.Jest nas dwie, a on jeden. Z przerwami też nie chcę.Czekaj, nie wiem, co zrobić.Pierwsza sprawa:idziemy w ślady przodków czy zastosujemy jakąś odmianę?Wiedziałam, co ma na myśli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl