[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedna z jego dziewięciu wieżyczek już implodowała i zapadła siędo środka, wyrzucając w powietrze chmurę szczątków, które pomogłyKerrze osłaniać manewry grupki dzieci.Na Chelloi Kerra Holt miała okazję prowadzić Jedi do ataku, jednak to byłozupełnie coś innego.Tutaj miała setki dzieci - może więcej niż tysiąc -rozbiegających się nieustannie we wszystkich kierunkach po śliskiej,błotnistej niecce.Trzymała zapalony miecz świetlny nad głową, używającgo jako boi kierunkowej, aby prowadzić swoją trzódkę naprzód, jednak, jaksię okazało, nie było to konieczne.Na widok wznoszących się w kurzawiewież arxeum kilkudziesięciu uczniów zaczęło biec w stronę potencjalnegoschronienia.tylko po to, żeby zawrócić w panice, kiedy kolejna wieżyczka od południarunęła, zestrzelona.Mimo to żołnierze Odiona wciąż parli naprzód, rozprawiając się z siłamiDaimana, które teraz ostrzeliwały chaotycznie Spiralę Zmierci zpółnocnego stoku.Kerra zakręciła i obleciała rozgorączkowany tłumek zjednej i z drugiej strony, usiłując pilnować, żeby nikt nie odłączył się odgrupy.Stwierdziła, że mali przedstawiciele niektórych ras nie mogą wogóle biec, a inni - tak jak Tan- poruszali się tylko w takim tempie, na jakie pozwalały im ich krótkie nóżki.Zaganiając swoje stadko na spokojniejszy teren, w pół drogi międzypółnocnymi a wschodnimi stanowiskami sił Daimana, zatoczyła szerokiekoło, zbierając po drodze maruderów.Za sobą usłyszała świst blasterowych strzałów, więc uchyliła się raptowniena bok.Jeden z vodrańskich żołnierzy Daimana, poz bawiony nóg iwykrwawiający się na śmierć w czarnym szlamie, leżał nieopodal nabrzuchu i strzelał do niej zkarabinu.Kerra wcisnęła gaz do dechy i ruszyław jego stronę, ale to nie skłoniło żołnierza do zaprzestania ostrzału.To oni was atakują idioto! - wrzasnęła do niego, zawijając w bok.-Dlaczego strzelasz do mnie?Na widok przebiegających przed skuterem dzieci skręciła ostro.Obok niejprzelatywały z wizgiem promienie energii; zeskoczyła z siodełka i rzuciłasię na strzelającego do niej żołnierza.Kiedy spróbował się odwrócić iznów wycelować w nią swój karabin, wydała z siebie gniewny okrzyk iopuściła na niego klingę miecza.Szybko podniosła broń, zacisnęła zęby i cofnęła się od Vodranina.Wyłączywszy miecz, obejrzała się na grań.Miała nadzieję, że Daimanowiteż się niezle obrywa, ale jego namiot wciąż stał w tym samym miejscu,nienaruszony, całkiem jakby Sith z niej drwił.Pewnie obozowisko otaczapole ochronne, pomyślała.Zastanowiła się nad ładunkami, które z takim trudem zgromadziła i wlokłaprzez pół Daimanatu, aż do tylnych wrót namiotu stwórcy chaosu.Aadunki,które przenikną każde pole, chroniące Daimana.Zmrużyła oczy.Zrób to! - nakazał jej wewnętrzny głos.Zakończ sprawę!Stojąc obok zarytego w czarnym błocie skutera, wyobraziła sobie siebiesamą kucającą przy namiocie zaledwie godzinę wcześniej i zdejmującąprzez głowę bandolier.Mogła to wtedy zakończyć.Możesz też skończyć tu i teraz.Właśnie tutaj.Zrób to!Sięgnęła do plecaka i namacała detonator.Zerknęła dla pewności nawyświetlacz- była teraz w zasięgu potencjalnej eksplozji; skupiła wzrok na namiocie.Wtym jednym ułamku sekundy wezbrały w niej cała gorycz i gniew.Widziałateraz namiot taki, jakim chciała go widzieć: zniszczony, a w nim jej martwyprześladowca.i koniec jej problemów.Widziała to samo, co wtedy naSzlaku Wytwórców, kiedy zniszczyła Czarny Kieł za pomocą tego samegourządzenia.W tej właśnie sekundzie zobaczyła zakończenie całej tej farsy.Tym, czego nie widziała - bo nie zauważyła - był fakt, że bandolier byłwciąż przewieszony przez jej pierś.Od chwili, kiedy bezmyślnie założyła goz powrotem na stoku, godzinę temu.Strona 54John Jackson Miller - błędny rycerz.txt ROZDZIAA 9- Kerro? Kerro! - Trzymając palec zawieszony nad czerwonymprzyciskiem, Jedi obejrzała się za siebie.Jeden z małych maruderów -tych o krótszych, mniej sprawnych nóżkach - zatrzymał się i patrzył w jejstronę: to Tan Tengo.Jej czarne oczy były szkliste od łez, tak jak w dniu,kiedy rozstawały się na Darkknell.- Kerro, co ty tu robisz? Skąd się tuwzięłaś?Opuściła detonator.Przez ostatnich kilka tygodni zadawała sobie to samopytanie już tyle razy! Teraz zadała je sobie znowu i - niemal bezwiednie -poklepała bandolier przepasujący jej pierś.Co ja tutaj robię?- Ojej! - Zaskoczona, odrzuciła detonator, podnosząc do piersi obie dłonie.Przez sekundę, pośród chaosu i gwaru walki, wsłuchiwała się we własnyspazmatyczny oddech.O czym ja w ogóle myślałam? - jęknęła w duchu.Tan pochyliła się i podniosła z ziemi urządzenie detonujące.- Coś ci wypadło - pisnęła.- Czy ty.czy ty jesteś Jedi?Kerra westchnęła i przytuliła swoją byłą podopieczną do piersi.Wzięła od niej detonator.- Tak - powiedziała cicho.- Chyba tak.- Wciąż tuląc w objęciach drżącąTan, spojrzała w stronę Spirali Zmierci.Wiedziała już, co się stało.ToOdion wykorzystał swoje niezwykłe zdolności we władaniu Mocą, abyskłonić uczestników walki do aktów autodestrukcji.Nieważne, czy w swoimimieniu - czego przykładem byli przypuszczający samobójcze atakiżołnierze - czy w innym celu.Zbiorowe szaleństwo nie ominęło teżoddziałów Daimana, rozmieszczonych na grani.Oni także wyrzynali sięnawzajem w dzikim amoku.Tan zaszlochała i pociągnęła nosem.- Nasza szkoła.Nasze.arxeum! Zniszczyli je! Dlaczego to robią? -Obejrzała się na zbitych w grupkę pod osłoną północno-wschodniej ścianykrateru kolegów i koleżanki.- Dlaczego oni chcą nas zabić, Kerro? Cotakiego zrobiliśmy?- Nic - syknęła Kerra, czując wzbierającą znów w piersi falę gniewu.Podniosła wzrok na złowrogą wieżę Odiona, teraz zajmującą sięniszczeniem budynków w centrum arxeum i zamienianiem ich w hałdężużlu.- Ale powinni się zacząć martwić tym, co ja wkrótce zrobię im.-Wypuszczając Tan z objęć, obróciła się na pięcie tylko po to, żebyzobaczyć kolejnego żołnierza na skuterze, pędzącego w jej stronę istrzelającego z działek.Ani drgnęła; podniosła po prostu ręce do góry.i opuściła je w dół, całkiem jakby ciskała niewidoczny ciężar na ziemię.Odionita spadł z siodełka, a skuter uderzył w dno krateru, kilka metrów odjej stóp.Kerra podeszła niespiesznie do oszołomionego jezdzca,zamachnęła się i wymierzyła mu solidny cios w szczękę.To był Givin
[ Pobierz całość w formacie PDF ]