[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na wprost klasztoru, w rynku, który stanowi³a piaszczysta wydma, obstawiona szczytamidomów wspartych na drewnianych kolumnach, by³o kilka domów Swie¿o spalonych, z któ-rych tylko wSród rumowisk i Scian porozdzieranych stercza³y nagie kominy.Przez porozpadane mury ogrodzenia klasztornego, zaroSniête chwastami i kêpami popie-latego ligustru i obsadzone wielkimi brzozami o zwis³ych ga³êziach i bia³ej korze, widaæ by³oodrapany fronton koScio³a i wysmuk³¹ dzwonniczkê, ukryt¹ w rogu cmentarza.Pod samym murem, w cieniu brzóz, sta³o kilkadziesi¹t ch³opskich fur i bryczek, nieco da-lej, na Srodku rynku, pod p³Ã³ciennymi dachami tuli³o siê kilkanaScie straganów, a poza tympusto by³o zupe³nie, bo s³oñce pra¿y³o coraz mocniej.Zostali na cmentarzu, bo z powodu nat³oku nie by³o mo¿ebnym dostaæ siê do wnêtrza ko-Scio³a.Anka usiad³a na schodach prowadz¹cych do zakrystii i modli³a siê, Maks zaS i Karol po-szli pod brzozy i przysiedli na jakiejS starej ozielenia³ej p³ycie grobowej, których ca³y szeregtuli³ siê pod murami.Nabo¿eñstwo by³o ju¿ rozpoczête.Z wnêtrza koScio³a przez pootwierane drzwi brzmia³yprzyt³umione dxwiêki organów, a czasem wznosi³ siê g³os organisty, czasem chór g³osówdxwiêcza³ uroczyScie, czasem s³aby g³os ksiêdza przedar³ siê po tej ruchomej fali g³Ã³w, jaka226par³a siê od drzwi, bi³a o kraty prezbiterium i cofa³a siê ze szmerem mod³Ã³w, westchnieñi kaszlañ; a czasem przycicha³o wszystko i wtedy ostre i przenikliwe g³osy dzwonków Spie-wa³y spi¿em i odpowiada³o im wielkie, g³êbokie westchnienie, wyrwane ze wszystkich pier-si, a wszyscy znajduj¹cy siê na cmentarzu przyklêkali, bili siê w piersi i powracali znów podbrzozy i w rumowiska murów, gdzie siedzieli. Nasze chustki! szepn¹³ Maks, wskazuj¹c na kilka kobiet, które jak maki jaskrzy³y siêna piasku i s³oñcu, siedz¹c z podwiniêtymi nogami i przesuwaj¹c ziarna ró¿añca. Ju¿ wype³z³e odpowiedzia³ z ironi¹ nieco Karol. Te wype³z³e to pabianickie; mówiê o tych amarantowych z zielonym deseniem, te nigdynie wype³zn¹, mo¿na wygotowaæ w s³oñcu i nie wygryzie. Wierzê, ale co mnie to obchodzi. Dzieñ dobry panom! rozleg³ siê przyt³umiony g³os z boku.Stach Wilczek, z cylindrem w rêku, elegancki, pachn¹cy, sta³ przy nich i wyci¹ga³ rêkê jakdobry znajomy. Co pan robi w Kurowie? zapyta³ Maks. Przyjecha³em na Swiêta do rodziny.To mój rodzic w tej chwili dudli na organach powie-dzia³ z pogardliw¹ pob³a¿liwoSci¹ i bawi³ siê przekrêcaniem licznych pierScionków na palcach. D³ugo pan tu zabawi? W nocy wyje¿d¿am, bo mój ¯yd nie da³ mi d³u¿szego urlopu. A gdzie¿ pan teraz pracuje? W kantorze Grosglika, ale to chwilowo tylko. PuSci³ pan wêgiel? Nie.Mam kantor na Miko³ajewskiej, bo Grosglik swój czarny interes sprzeda³ Kopel-manowi, a u tego parcha nie chcia³em byæ.Czy panowie macie ju¿ dostawê wêgli do swojejfabryki? zapyta³ ciszej, pochylaj¹c siê ku Karolowi. Jeszcze nie odpowiedzia³ Maks. Jakie pan daje warunki? zapyta³ Karol ch³odno.Stach przysiad³ na grobie obok niego i szybko zacz¹³ pisaæ w notesie i obliczaæ, a¿ w koñ-cu podsun¹³ papier pod jego oczy. Za drogo! Brauman o siedm i pó³ kopiejki daje taniej na korcu. Z³odziej i oszust! Da panu za to na wagonie dziesiêæ korcy mniej zawo³a³ cicho Stach. Pan mySlisz, ¿e siê tego wêgla nie bêdzie sprawdzaæ u mnie, czy co? Wywa¿y siê nawet wiêcej, bo przecie¿ Brauman nie na pró¿no zlewa wêgiel wod¹ przedwysy³k¹. Byæ mo¿e, ale kto mi zarêczy, ¿e pan tego samego nie bêdziesz robiæ? Dobrze, dam panu po cenie takiej, jak¹ Brauman deklarowa³.Nie zarobiê prawie nic, aleidzie mi bardzo o tê dostawê.Mówi³em ju¿ o tym z panem Weltem, ale mi powiedzia³, ¿epan Borowiecki decyduje.Wiêc jak¿e? zapyta³ uprzejmie, nie zwa¿aj¹c na poprzednie s³o-wa Karola i na jego ch³odny, pogardliwy ton mowy. Przyjdx pan jutro do nas, to siê rozmówimy. W jakiej mniej wiêcej iloSci bêdziecie panowie potrzebowali wêgla? pyta³ Maksa.Nie us³ysza³ odpowiedzi.Umilkli wszyscy, bo przy odg³osie dzwonów bij¹cych powa¿nie i Spiewów ca³ego luduprocesja wysz³a z koScio³a i niby d³ugi w¹¿ o czerwonej g³owie baldachimu, pod którym szed³227ksi¹dz, wysuwa³a siê z wielkich drzwi i migota³a ³usk¹ czerwonych, ¿Ã³³tych i bia³ych ubio-rów kobiet, popstrzonych czarnymi kapotami ch³opów i z³otymi p³omykami Swiec zapalo-nych, pe³za³a pomiêdzy szarymi murami koScio³a a zielonym wa³em brzezin i okrêca³a d³ugimcia³em koSció³.Ogromny chór g³osów bi³ w rozpalone powietrze i rwa³ siê do bia³awego nieba, a¿ chmurygo³êbi zrywa³y siê z wie¿yc koScio³a, ze zrujnowanych dachów klasztoru i ko³owa³y wysoko.Procesja wróci³a do koScio³a, g³osy umilk³y, tylko liScie brzóz szemra³y i chwia³y siê sen-nie w rozpalonym powietrzu, od zabudowañ klasztornych dochodzi³y gêgania gêsi, a wnêtrzekoScio³a rozbrzmiewa³o g³osami Spiewów, dzwonków i organów.Upa³ potêgowa³ siê coraz bardziej, s³oñce la³o ogieñ na gontowe dachy miasteczka i jakbywypija³o wszelk¹ moc, taka cisza bezw³adna le¿a³a w rozdrganym powietrzu, nad obrêcz¹ pólzielonych, ogrodów stoj¹cych bez ruchu, ³¹k zielonych, jakby przys³oniêtych opalon¹ mg³¹,i nad lasami, co wstêg¹ ciemn¹ opasywa³y miasteczko i ¿Ã³³ci³y siê ³ysinami piasków i wydmgórzystych. Nie s³ysza³ pan, czy Neuman po³o¿y³ siê? zapyta³ Maks Stacha. Ju¿. Zupe³nie? Nie, boczkiem tylko, na jakie trzydzieSci procent.Panowie trac¹? Mamy na nim coSkolwiek i machn¹³ niecierpliwie rêk¹. Mo¿e bym znalaz³ kogo, co by pañskie pretensje naby³, ma siê rozumieæ, jeSli tanio i zdobrym procentem dla mnie. Có¿, u diab³a, we wszystkim pan robi ? I w niektórych innych rzeczach! zawo³a³ g³oSniej i ze Smiechem Wilczek. Pan dobrze zna Kurów? zagadn¹³ Maks, aby odwróciæ rozmowê z interesów, bo Karolniechêtnie spogl¹da³ na Wilczka i milcza³ uparcie. Ja siê tutaj urodzi³em, tutaj pasa³em ojcowskie gêsi i bydl¹tka, tutaj bra³em po grzbieciepostronkiem, ksi¹dz Szymon móg³by o tym obszerniej pomówiæ.A, pan mo¿e nie wierzy, ¿eja pasa³em byd³o? zapyta³ ironicznie, widz¹c zak³opotan¹ minê Maksa. Trudno mi w to uwierzyæ patrz¹c na pana. Ha, ha, ha! to mi pochlebia.Pasa³o siê bydl¹tka, pasa³o! bra³o siê postroneczkiem poplecach, kalikowa³o124 siê ojcu na organach, czySci³o siê ojcom w klasztorze buty, zamiata³osiê nie tylko koSció³! ró¿nie bywa³o.Nie wstydzê siê tego zupe³nie, bo i co to pomo¿e, faktpozostaje faktem, a zreszt¹, doSwiadczenie to kapita³ umieszczony na procent sk³adany
[ Pobierz całość w formacie PDF ]