[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Skąd ci to przyszło dogłowy?- Jam stary wyga, wojewodo.- Wilczarz się uśmiechnął.- Mam oczy i patrzę.Kiedy się biliwtedy, Pliszka unikał ciosów, których nie da się uniknąć.A potem niby to nie zauważył bardzoprostego ciosu, którym Narlak go powalił.Spryt, który miał w pogardzie drewniane miecze, wyciągnął z pochwy swój miecz bojowy izażądał:- Pokaż!Wilczarz pokazał, jak było.Nie udało mu się tknąć bojara, ale nie o to chodziło.- Odbijasz je, jak ja wtedy - tłumaczył.- A Pliszka bronił się tak, jak gdyby wiedział zawczasu.Bojar opuścił miecz i spytał:- He masz lat?- Dwadzieścia trzy.- Od jak dawna walczysz?- Cztery lata.- A ja od czwartego roku życia - z jakąś chłopięcą zajadłością oświadczył Spryt.- Wtedy, czyjawiem, może twój ojciec się urodził.Dlaczego od razu dostrzegłeś to, co ja zrozumiałem dopieroteraz?- Zapewne miałeś zawsze do czynienia ze szlachetnymi wojownika mi, wojewodo.Nie tak jak ja- z łotrami.*Następny dzień był ciepły i słoneczny.Młoda knezinka wyraziła ochotę przejechania się konno.Kazała Wilczarzowi się zbierać.Bojar Spryt wezwał jednego z młodszych witezi i zaczął wydawać mu polecenia, każąc siodłaćkonie dla dziesięciu zbrojnych, ale Hellona go powstrzymała:- Pojadę sama z ochroniarzem.Nikogo więcej nie trzeba.- Jak to tak? - Stary bojar klasnął w dłonie.- A jeśli złych ludzi spotkasz na swej drodze? Nigdynic nie wiadomo.Knezinka, która wbiegła już na ganek, zmierzyła go wzrokiem.- A wtedy jak było? Czy dziesięciu zbrojnych stanęło w mojej obronie, czy on jeden mnieuratował?I zniknęła za drzwiami, by ubrać się do konnej jazdy.Bojar, pozbawiony możliwości udzieleniajej reprymendy, zamierzał wylać całe swoje niezadowolenie na Wilczarza.- No, Wenie.Wilczarz popatrzył mu w oczy i rzekł:- Ja też uważam, że z dziesięcioma zbrojnymi byłoby o wiele bezpieczniej.Ale pani tak kazała,więc nam nie pozostaje nic innego, jak uczynić wedle jej słowa.A my musimy teraz zadbać, by niktjej nie skrzywdził.Bracia Dobrzy z zazdrością patrzyli na plecy odjeżdżającego u boku knezinki Wilczarza.Doskonale wiedzieli, że nieprędko dochrapią się takich honorów.Siarko wyginał potężną szyję, równomiernie uderzając kopytami o wyłożoną drewnianymiklocami ulicę.Gdyby każdy jezdziec galopował po mieście co koń wyskoczy, mistrzowie nienadążyliby wstawiać coraz to nowych rozbitych bierwion, a mieszkańcy miasta poszliby z torbami,wiecznie wydając pieniądze na naprawę ulicy za swoim płotem.Dlatego też w mieście z dawiendawna zabroniona była szybka konna jazda.Pozwalano na to tylko witeziom i gońcom wiozącympilne wiadomości.Wilczarz widział, jak leciały drzazgi spod kopyt, kiedy Promień mknął przezmiasto ze swą świtą.Knezinka, szanując nakaz pradziada, jechała stępa.Poczciwi mieszkańcy Haliradu pozdrawiali swoją panią, kłaniali się jej, ustępowali z drogi,machali na pożegnanie.Swoją porcję uwagi otrzymał też Wilczarz.Nie miał czasu na rozdawaniegrzecznych ukłonów w odpowiedzi, tak jak to czyniła knezinka.Ani nawet na wspominanie, jak cisami ludzie jeszcze niedawno z ironicznym uśmieszkiem oglądali się za nim, kiedy szedł zamówićsobie pochwę do miecza.Siedział w siodle jak kot przed mysią dziurą, na jego ramionach pod skó-rzanym wdziankiem cichutko poskrzypywała kolczuga.Wilczarz patrzył na miejski ludek, trzymającdłonie na wysokości pasa.Ręce mu mimowolnie podskoczyły, kiedy w stronę knezinki ruszyłmłody syn piekarza.Z ramienia chłopczyny zwisała szeroka taśma, do której przymocowany byłprzenośny kramik pełen wspaniale pachnących ciasteczek i pasztecików.Knezinka wzięła jeden zpasztecików i coś powiedziała gołowąsowi, wskazując ochroniarza.Chłopiec cofnął się,przepuszczając srebrzystą klacz, i wyciągnął kosz w stronę Wilczarza.Wen wziął maleńkąbułeczkę z makiem i rzucił sprzedawcy grosik.Jeszcze tylko tego brakowało, żeby się częstował inie płacił.Chłopiec lekko złapał monetę w locie i popędził dalej, a duma go rozpierała.Nie bezpowodu.Najdalej jutro cała ulica się zbiegnie, żeby kupić chałkę z pieca, z którego sama knezinkaraczyła skosztować pieczywa! I nigdy się nie dowiedział, że zbyt gwałtowny ruch w stronę knezinkimógł go kosztować życie.Wilczarz odgryzł kawałek bułki i podał Gackowi.Czasami w środku lata Halirad nawiedzały duszne upały, ale ten dzień był inny.Lekki wietrzykgonił po niebie małe białe obłoczki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]