[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przerwałam niezręczne milczenie.– Pomożesz mi czy nie?Daniel przechylił głowę i uśmiechnął się chytrze.– Lubisz go?To już było nieznośne.– Dobra, dajmy temu spokój – mruknęłam i odwróciłam się na pięcie.Daniel usiadł na łóżku.– Okej, okej, pomogę ci, ale tylko dlatego, że mam poczucie winy.– Wstałi podszedł do mnie.– Powinienem powiedzieć ci o sprawie taty.– Dobrze, więc będziemy kwita – odparłam i uśmiechnęłam się podstępnie.– Jeślipomożesz mi nakryć stół.– Cóż to za święto? – zapytałam tatę przy kolacji.Zerknął na mnie pytająco.–Trzeci raz od naszej przeprowadzki wracasz tak wcześnie do domu.– Ach.– Uśmiechnął się.– Po prostu miałem dobry dzień w kancelarii.– Przełknąłkęs kurczaka w curry.– Szanse mojego klienta rosną.Naocznym świadkiem jeststuletnia babcia.Oskarżenie zostanie ośmieszone.Mama wstała, żeby donieść jedzenie z kuchni.– To świetnie, Marcusie – powiedziała, zerkając na mnie.Zadbałam o nieprzenikniony wyraz twarzy.– I bez tego dałbym sobie radę.Sama postawa Lassitera świadczy na jego korzyść.Jest mocno związany z lokalną społecznością.To jeden z najbardziej szanowanychdeweloperów w południowej Florydzie.Łoży tysiące dolarów na ochronę przyrody…– Deweloper i ekologia? Czy to nie sprzeczność? – wtrącił Joseph.Daniel z aprobatą uśmiechnął się do młodszego brata i dorzucił swoje trzy grosze:– Myślę, że Joseph ma rację.Może to tylko zasłona dymna.Facet jestdeweloperem i łoży na organizacje, które go nienawidzą.Sprawa jest ewidentnie napokaz i pewnie ułatwi mu wyjście za kaucją.Ja też solidarnie postanowiłam się wtrącić.– Racja.To brzmi, jakby miał coś do ukrycia – orzekłam błyskotliwie.Mama w kuchni poparła mnie, pokazując uniesiony kciuk.Misja spełniona.– Też o tym pomyślałem – odpowiedział ojciec.– Ale potra ę wyczuć, kiedy ktośchce mnie wpuścić w kanał.Zresztą gdyby nawet tak było, dowody przeciwko temuczłowiekowi są za słabe.– Czyli jako adwokat jesteś w porządku – podsumował Joseph.– Joseph, daj już spokój.Nie słuchaj go, tato – powiedział Daniel i za plecami ojcapuścił oko do brata.– A ja chciałabym wiedzieć – zaczęła mama, zanim ojciec zdążył zareagować – najakie studia wybiera się w przyszłym roku mój najstarszy syn?Cała uwaga przeniosła się na Daniela.Jak tego oczekiwano, zdał dokładny raportze swoich studenckich planów.Słuchałam jednym uchem, nabierając widelcem ryżbasmati, który przed chwilą sobie nałożyłam.Miałam właśnie unieść kolejną porcjędo ust, kiedy zobaczyłam coś pomiędzy zębami widelca.Coś małego.Coś białego.Coś, co się poruszało.Zamarłam z ręką w powietrzu i spojrzałam na talerz.Białe robaki roiły się naporcelanie, na wpół zatopione w sosie curry.Gwałtownie zakryłam usta.– Coś się stało? – zapytał Daniel, połykając porcję ryżu.Popatrzyłam na niego wybałuszonymi oczami, a potem znów przeniosłamspojrzenie na talerz.Żadnych robaków.Tylko ryż.Ale nie byłam w stanie jeść dalej.Wstałam od stołu i powoli wyszłam do holu.Dopiero za rogiem przyspieszyłami pędem wpadłam do łazienki dla gości.Tam wyplułam do umywalki wszystko, comiałam w ustach.Kolana mi się trzęsły i było mi niedobrze.Spryskałam chłodną wodąspoconą, pobladłą twarz i wbrew swojemu zwyczajowi zerknęłam w lustro.Jude stał za mną, w tym samym ubraniu, w jakim widziałam go w snach.Uśmiechał się, ale w tym uśmiechu nie było odrobiny ciepła.Nie mogłam oddychać.– Za bardzo się przejmujesz tym miejscem – powiedział.Rzuciłam się do toalety i wszystko zwymiotowałam.25W niedzielę rano dźwięk budzika gwałtownie wyrwał mnie ze snu.Niepamiętałam, kiedy zasnęłam.Miałam na sobie wczorajsze ubranie.Czułam się zmęczona.I pewnie trochę spięta z powodu dzisiejszego spotkaniaz Noahem.Może trochę.Podeszłam do szafy i zaczęłam się zastanawiać, co włożyć.Spódnica – nie.Sukienka – wykluczone.W takim razie dżinsy.Wybrałamnajbardziej wytartą parę i wyciągnęłam z szuflady swój ulubiony T-shirt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]