[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak więc, czy Beregond działał według swego uznania czy  co bardziej miwygląda na prawdę  wykonywał pańskie zadanie?130  No i koniec  zrozumiał Faramir. Po co oni wysłali na kontakt akuratRankorna? Przecież naprawdę łatwo go rozpoznać po słownym opisie.Słowneopisy kaprali  och, głęboko grzebią w tych swoich dochodzeniach.I  Czer-wony Jeleń jest lepiej, niż sądziłem, inwigilowany.Przegraliśmy wszystko docna, tylko płacić nam przyjdzie różnie: mnie czeka ciąg dalszy honorowego wię-zienia, kapitana  śmierć na torturach.Najgorsze, że nic nie mogę dla niego zro-bić, będę musiał zostawić Beregonda swojemu losowi i żyć dalej z niezmywalnympiętnem własnej podłości.Ale nie mogę iść na układy, najgłupsza to na świe-cie iluzja, że ze zwycięskim wrogiem można się dogadać.Na takich  układachz definicji nie można nic wytargować  ani dla siebie, ani dla innych; wszystkotoczy się według starego schematu:  Co moje  to moje, a co twoje  też mo-je.Oto dlaczego zrodziła się niepodważalna zasada tajnej wojny: w dowolnychokolicznościach należy milczeć albo zaprzeczać wszystkiemu  łącznie z faktemwłasnego istnienia.Przyznając się swojej roli w kontaktach z Ithilieńczykami, nieuratuję Beregonda, a tylko przyspieszę zgubę Gragera i jego ludzi.Wszystko to niczym wicher przemknęło przez głowę księcia, zanim podniósłwzrok na Geparda i powiedział: Nie mam najmniejszego pojęcia o kontaktach komendanta z ludzmi PułkuIthilien, jeśli takowe w ogóle miały miejsce.Pan świetnie wie, że przez cały tenczas nie zamieniłem z nim więcej niż dziesięć zdań.Ten człowiek, w końcu, zabiłmojego ojca. To znaczy  podsumował bezbarwnym głosem wywiadowca  nie chcepan uchronić swego człowieka, jeśli nie od śmierci, to przynajmniej od tortur? Wiedział, na co się waży  pomyślał Faramir, a głośno odpowiedział: Jeśli naprawdę miała tu miejsce zdrada, a co do tego jeszcze mnie pan nieprzekonał, kapitan Beregond winien ponieść surową karę. I starannie dobiera-jąc słowa, zakończył:  Ja natomiast jestem gotów przysiąc na komnaty Valarów,że nigdy nie zamierzałem  i nie zamierzam  złamać danego słowa: zobowią-zania przed suzerenem są nienaruszalne. Rozumiem  powiedział w zamyśleniu Gepard. A pani co powie, Eowi-no? Pani też jest gotowa dla dobra sprawy zdradzić i rzucić wilkom na pożarcieswego człowieka? Zresztą  uśmiechnął się szyderczo  o czym ja mówię.Prze-cież na tortury trafi tylko jakiś oficer z ludu.Też mi problem dla osoby z królewskąkrwią w żyłach.Ostatecznie wam nic nie grozi!Wśród licznych zalet Eowiny umiejętność panowania nad własną twarzą niebyła szczególnie dobrze opanowana  pobladła teraz i bezsilnie popatrzyła naFaramira.Gepard bezbłędnie utrafił w czułe miejsce ich obrony: dziewczyna byłaorganicznie niezdolna do pozostawienia w biedzie przyjaciela. Milcz!  spoj-rzeniem nakazał jej Faramir, ale było już za pózno. A teraz wysłuchajcie mnie oboje!  syknął Gepard. Wcale mnie nieinteresuje czyjeś przyznanie  nie jestem sędzią, jestem z kontrwywiadu.Potrze-131 buję tylko wiadomości o rozlokowaniu żołnierzy z Pułku Ithilien.Nie zamierzamzabijać tych ludzi, moim celem jest wręcz uniknięcie przelewu krwi.Przyjdziewam uwierzyć mi na słowo.Przegraliście, i nic innego wam nie pozostaje.Po-trzebne mi wiadomości uzyskam od was, bez względu na cenę.Nikt rzecz jasnanie może poddać przesłuchaniu trzeciego stopnia siostry króla Rohanu  ale mo-że ona śmiało być obecna podczas tortur wiernego wam Beregonda, i zmuszę jądo przypatrywania się od początku zabawy do końca, klnę się na milczenie Man-dosa!Książę w tym czasie bawił się jakby w roztargnieniu piórem, leżącym na niedokończonym rękopisie, nie zauważając, że lewym łokciem niechcący przesunąłna sam brzeg stołu kielich z niedopitym winem.Jeszcze trochę i puchar upadniena podłogę, Gepard odruchowo odwróci głowę, a wtedy on przeskoczy przez stół,żeby sięgnąć gardła szefa kontrwywiadu.Potem niech się dzieje, co diabeł pode-śle.Ale nagle drzwi otworzyły się bez pukania i do pokoju energicznie wszedłporucznik Białego Oddziału.Dwaj szeregowcy zamarli w półmroku korytarza za-raz za progiem. Tu też się spózniłem  zrozumiał Faramir, jednakże poruczniknie zwrócił nań najmniejszej uwagi, pochylił się i bezdzwięcznie wyszeptał cośna ucho Gepardowi, co bardzo tego ostatniego zdziwiło. Dokończymy rozmowę za dziesięć minut  rzucił kapitan już przez ramię,kierując się do drzwi.Szczęknął zamek, rozległ się oddalający tupot ciężkich buciorów, i zapadłacisza  mętna i jakaś wątpiąca, jakby sama zdawała sobie sprawę ze swej tym-czasowości. Czego tam szukasz?  Eowina była nad podziw spokojna, żeby nie po-wiedzieć obojętna. Czegoś na kształt broni. Tak, masz rację.Mam nadzieję, że i dla mnie? Widzisz, mała, wciągnąłem cię w to wszystko i nie potrafiłem zapewnićbezpieczeństwa. Głupstwa gadasz.Wszystko zrobiłeś dobrze, Far, po prostu Fortuna tymrazem znalazła się po ich stronie. To co? Pożegnamy się? Pożegnamy.Cokolwiek się stanie, mieliśmy ten miesiąc.Wiesz co? Topewnie zwyczajna zawiść Valarów: za dużo przypadło nam szczęścia. Jesteś gotowa, zielonooka?  Teraz, po tych kilku chwilach, stał się zu-pełnie innym człowiekiem. Tak.Co mam robić? Patrz uważnie.Drzwi otwierają się w naszym kierunku, futryna też wystajedo wewnątrz. 27A Gepard tymczasem, opierając się na zrębach palisady nad bramą, nie spusz-czał oczu z okrutnego jastrzębiego oblicza Gragera, znanego mu wcześniej tylkoz portretu pamięciowego.Przed bramą fortu, zalegała plama światła składającasię z dziesięciu pochodni, które trzymali tworzący świtę barona jezdzcy w ma-skujących pelerynach Pułku Ithilien.Rozmowy toczyły się z oporami:  wysokieumawiające się strony były zgodne co do tego, że należy uniknąć rozlewu krwi i tylko co do tego.Nie ufały sobie  co było uargumentowane  ani za grosz. A jeśli po prostu schwytam teraz pana, baronie, i za jednym zamachemskończę ze wszystkimi swoimi problemami? Do tego będzie pan musiał otworzyć bramę, kapitanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl