[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak możesz się tak łudzić?— Przestań, bo się rozpłaczę.— Płacz.Chciałbym zobaczyć twoje łzy.Sporo przeczytałem o płaczu w książkach, które napisałeś, ale nigdy na własne oczy nie widziałem, jak szlochasz.— Ach, to czyni cię perfekcyjnym kłamcą — powiedziałem z furią.— Opisałeś mój płacz w swoim tragicznym pamiętniku, w scenie, która, jak obaj wiemy, nigdy nie miała miejsca.— Lestacie, zabij tę kreaturę! Będziesz szaleńcem, jeśli pozwolisz mu zbliżyć się do siebie choćby na krok.Poczułem się zdezorientowany.Totalnie skołowany.Ponownie klapnąłem na fotel i gapiłem się w przestrzeń.Noc wydawała się oddychać miękko i rytmicznie.Zapach powoju leciutko przenikał mgliste, chłodne powietrze.Rozgorączkowany Louis czekał na moją odpowiedź, chociaż nie miałem pojęcia po co mu ona.— Nigdy się tego po tobie nie spodziewałem — wyznałem zbity z tropu.— Liczyłem na długą, filozoficzną diatrybę w rodzaju tych, które pisałeś w swoim pamiętniku, ale to?Louis siedział, spoglądając na mnie spokojnie.Promyk światła padał na wielkie zielone oczy.Wyglądał, jakby moje słowa przysparzały mu bólu.Z pewnością nie chodziło o krytykę jego twórczości.Wyśmiewałem te zapiski przez cały czas.To był żart.Cóż, pewien rodzaj żartu.Nie wiedziałem, co mam powiedzieć lub zrobić.Działał mi na nerwy.Kiedy mówił, jego głos był bardzo miękki.— Chyba nie chcesz naprawdę zostać człowiekiem — powiedział.— Nie wierzysz w to, prawda?— Owszem, wierzę! — odpowiedziałem, upokorzony uczuciem emanującym z mojego głosu.Wstałem i ponownie rozpocząłem spacer po pokoju.Wyszedłem z małego domku i wkroczyłem do ogrodu, odpychając rękoma gałęzie dzikiego wina.Byłem tak zmieszany, że nie mogłem już dłużej rozmawiać z Louisem.Myślałem o swoim śmiertelnym życiu, usiłując nie mitologizować go, ale nie potrafiłem przegonić wspomnień — ostatnie polowanie na wilki i moje psy umierające w śniegu.Paryż.Teatr na bulwarze.Nie dokończony! Chyba nie chcesz naprawdę zostać człowiekiem.Jak on mógł coś takiego powiedzieć?Zdawało mi się, że włóczyłem się po ogrodzie przez całe wieki,ale wreszcie wróciłem do środka.Zastałem Louisa nadal siedzącego przy biurku, spoglądającego na mnie pozbawionym nadziei, przy-gaszonym wzrokiem.— Słuchaj — powiedziałem — są tylko dwie rzeczy, w które wierze.Pierwsza: żaden śmiertelnik nie odmówi przyjęcia Mrocznego Daru, jeśli naprawdę wie, czym on jest.I nie mów mi o Davidzie Talbocie, który odrzucił mą propozycję.On nie jest zwykłym człowiekiem.Druga: wierzę, że każdy z nas z wielką radością zostałby ponownie śmiertelnikiem, gdyby tylko mógł.Takie są moje przekonania.Inne pewniki nie istnieją.Louis wykonał nieznaczny gest akceptacji i oparł się na krześle.Drewno zachrzęściło miękko pod jego ciężarem.Uniósł prawą rękę, w pełni nieświadom czaru tego uwodzicielskiego gestu i przeczesał palcami luźno opadające na czoło ciemne włosy.Nagle przypomniała mi się noc, kiedy dałem mu krew.Do ostatniego momentu sprzeczał się, że nie wolno mi tego zrobić i w końcu się poddał.Wcześniej, na ile to możliwe, wyjaśniłem mu wszystko, chcąc przestrzec przed podejmowaniem zbyt pochopnych decyzji! A on był tak przekonany, że chce pójść ze mną, tak pewny, że śmiertelne życie nic dla niego nie znaczy — tak zgorzkniały i wypalony.I jakże młody!Co wtedy wiedział? Czy kiedykolwiek przeczytał jakiś wiersz Miltona albo poznał choć jedną sonatę Mozarta? Czy słyszał o Marku Aureliuszu? Pewnie uważał go za jakiegoś czarnego niewolnika o śmiesznym przezwisku.Ach, ci dzicy i zarozumiali plantatorzy ze swoimi szablami i pistoletami.Nigdy nie znali umiaru.Teraz Louis był daleki od charakteru roztrzepańca z tamtych lat, prawda? Autor Wywiadu z wampirem.Cóż za niedorzeczny tytuł! Próbowałem się uspokoić.Kochałem go za bardzo, by nie być cierpliwym, by nie poczekać, aż znów przemówi.Stworzyłem go z ludzkiej krwi i kości, żeby został moim ponadnaturalnym dręczycielem, czyż nie tak?— To nie może się dokonać w tak prosty sposób — powiedział, odrywając mnie od wspomnień i wciągając ponownie do zakurzonego pokoju.Jego głos był rozmyślnie delikatny i prawie błagalny.— Nic z tego.Nie jesteś w stanie zamienić się ciałem ze śmiertelnikiem.Szczerze mówiąc, nie wierzę, by w ogóle podobny akt był możliwy, ale jeśli tak.Nie odpowiedziałem.Chciałem zawołać: „A co jeśli jest to możliwe?! Jeśli znów mógłbym rozumieć, co oznacza być żywym?"— Czy pomyślałeś o swojej obecnej powłoce? — zapytał, umiejętnie powstrzymując złość i narastającą furię.— Nie oddasz przecież wszystkich mocy do dyspozycji tej kreatury.Inni powiedzieli mi, że nie potrafią nawet oszacować limitu twoich zdolności.Ach, nie.To przerażający pomysł.Powiedz mi, skąd on wie, jak cię znaleźć? To najbardziej enigmatyczna kwestia.— Mylisz się — odparłem.— Jeśli ten mężczyzna może zamieniać ciała, to tym bardziej potrafi opuścić swoje.Może krążyć jako duch wystarczająco długo, żeby mnie znaleźć.Muszę być dla niego bardzo widzialny, kiedy jest w takim stanie.Tu nie ma żadnego cudu, rozumiesz?— Owszem — oznajmił.— Tak też czytałem i tak słyszałem.Chyba trafiłeś na naprawdę niebezpieczną istotę.Gorszą od nas.— Co znaczy gorszą?— Mamy do czynienia z kolejną desperacką próbą osiągnięcia nieśmiertelności, tym razem poprzez zamianę ciał! Czy myślisz, że ten śmiertelnik, kimkolwiek jest, zechce się zestarzeć w tym czy innym ciele i pozwoli sobie umrzeć!?Musiałem przyznać, że przemawiało do mnie to rozumowanie.Powiedziałem Louisowi o głosie nieznajomego: o wyraźnym brytyjskim akcencie, kulturalnym tonie i o tym jak bardzo brzmienie wypowiadanych wyrazów nie pasowało do młodzieńczego wyglądu owego człowieka.Wzdrygnął się lekko.— Prawdopodobnie pochodzi z Talamaski — stwierdził.— Pewnie tam dowiedział się o tobie.— Wszystko, co musiał zrobić, żeby się o mnie czegoś dowiedzieć, to kupić jedną powieść.— Ach, ale żeby uwierzyć, Lestacie, potrzeba więcej dowodów.Powiedziałem mu, iż rozmawiałem z Davidem.Talbot wiedziałby, gdyby to był członek organizacji, w co ja osobiście nie wierzę.Ci uczeni nigdy nie zrobiliby takiej rzeczy.W tym śmiertelniku kryje się coś złowieszczego.Członkowie Talamaski są nieomal zmęczeni swą zdrowotnością.Poza tym to bez znaczenia.Sam się wszystkiego dowiem na spotkaniu.Louis ponownie się zasmucił.Prawie czułem ból, kiedy na niego patrzyłem.Miałem ochotę chwycić go za ramiona i mocno potrząsnąć, ale to jedynie by go rozwścieczyło.— Kocham cię — wyszeptał.Byłem zdumiony.— Zawsze chcesz zwyciężać — kontynuował.— Nigdy się nie poddajesz.Jednak tu nie ma drogi do zwycięstwa.Jesteśmy teraz w czyścu.Ty i ja.Możemy jedynie cieszyć się, że to nie piekło.— Nie, nie wierzę — powiedziałem.— Słuchaj, nie obchodzi mnie twoje lub Davida gadanie.Zamierzam porozmawiać z Rag-lanem Jamesem.Chcę wiedzieć, co się kryje za tą propozycją! Nic mnie nie powstrzyma.— Więc David Talbot również cię ostrzegał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]