[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niemal z zadowoleniem przyjęłam wieść, że Campen chce się ze mną spotkać na pierwszym piętrze.W połowie drogi uświadomiłam sobie, że musiał już wrócić z Anellą.Skoro znaleźli się na pierwszym piętrze, to Anella spodziewa się, że zamieszka w pokojach gościnnych.Osobiście umieściłabym ją przy wewnętrznym korytarzu na piątym piętrze.Apartamenty gościnne są dla niej za dobre.Za nic w świecie nie pozwoliłabym jej wprowadzić się do pokojów matki mających wygodne połączenie z sypialnią ojca.Mój ojciec przechodził, bądź co bądź, kwarantannę, a matka przebywała w Ruathcie.Anella zastosowała się do polecenia Tolocampa jak najdosłowniej.Przyprowadziła nie tylko swoje dzieci, ale także matkę, ojca, trzech młodszych braci i na dodatek sześcioro słabowitych pociotków.Jak zdołali wdrapać się na wzgórza ogniowe - nie pytałam nawet, ale dwoje wyglądało na bliskich omdlenia.Powinni się nimi zająć nasi staruszkowie mieszkający na wyższych piętrach.Anella dąsała się trochę, gdyż wyznaczono jej kwaterę daleko od Tolocampa, ale ani Campen, ani ja nie przejmowaliśmy się jej humorami i kwaśnymi uwagami jej mamuśki.Cieszyłam się, że nie ściągnęła więcej krewniaków.Uznałam, że starsi bracia mieli dość rozumu, aby nie liczyć na korzyści związane z „awansem” bezwstydnej siostrzyczki.Jakkolwiek sądziłam, że Anella sama powinna dać sobie radę z opieką nad własnymi dziećmi, przydzieliłam jej dwie służące, w tym jedną z ochronki.Nie chciałam narażać się na pretensje ze strony ojca.Każdego gościa potraktowałabym z podobną kurtuazją.Nie musiałam jednak czuć się uszczęśliwiona z tego powodu.Pognałam potem do kuchni, aby porozmawiać z Felimem.Trzeba mu było powiedzieć, że radzi sobie wspaniale.Kuchnia jest wylęgarnią najgorszych plotek.Na szczęście nikt tam nie rozumiał szyfrowanych przekazów, choć z pewnością zauważono, że nadawane były niezwykle często.Czasami można się zorientować, że bębny przesyłają dobre nowiny.Rytm wydaje się weselszy, dźwięki wyższe, tak jakby instrumenty wyśpiewywały z radością to, co ludzie mieli do powiedzenia.Dziś w ich melodii słyszałam łkanie.Pod wieczór, gdy ręce doboszy omdlały z wysiłku, wysyłano już przekazy z błędami.Z trudem znosiłam powtarzane w kółko błagania z Keroon i Telgaru o uzdrawiaczy - na miejsce tych, którzy umarli próbując ratować chorych.Zatkałam uszy, żeby zasnąć.Ale nawet wtedy docierało do mnie echo złych nowin.Rozdział IV3.14.43Zatyczka wypadła, gdy przewracałam się w łóżku, tak więc wiadomość o śmierci matki, a potem o śmierci sióstr usłyszałam aż nadto wyraźnie.Ubrałam się i wyszłam, by pocieszyć Lilię, Nie i Marę.Przywlókł się Gabin.Twarz poczerwieniała mu z wysiłku, aby nie rozpłakać się publicznie.Zaszlochał, chowając głowę na moim ramieniu.Ja też płakałam.Z żalu nad siostrami i nad sobą, że nie pożegnałam się wówczas z nimi.Później przyłączyli się do nas bracia, wszyscy z wyjątkiem Campena.Ciekawe, czy któreś z nas życzyło Tolocampowi, aby padł ofiarą choroby, na którą zmarły porzucone przez niego matka i siostry.Posłańca od Desdry powitałam z ulgą.Dzięki jego przybyciu mogłam pozostawić pogrążonych w żalu braci.Aby spełnić prośbę Desdry o zaopatrzenie, mogłam użyć tylnych schodów, ale wybrałam drogę głównym korytarzem.Ojciec wykrzykiwał coś energicznie przez okno, a Anella kryła się za pierwszym załomem pasażu.Uciekła ze zwinnością jaszczurki.Pełen głupawego zadowolenia fałszywy uśmiech na jej twarzy sprawił, że nabrałam do niej obrzydzenia raz na zawsze.Uczeń od uzdrawiaczy mocno wyciągał nogi, żeby za mną nadążyć, kiedy pędziłam jak burza po spiralnych schodach wiodących do niższych poziomów.Gdy ułożyłam stos ziół zamówionych przez Desdrę, uczeń zaprotestował, twierdząc, że takiej ilości nie zdoła dotaszczyć do Cechu Uzdrowicieli.Wrzasnęłam piskliwie wzywając sługę.Sim, z okrągłymi z przestrachu oczami, przybiegł natychmiast, zastanawiając się, o czym to ważnym zapomniał.Opanowałam się i przeprosiłam uzdrawiacza, że chciałam go tak objuczyć.Mogłam wezwać drugiego sługę do pomocy, ale przy wejściu do kuchni mignęła mi Anella, władczym gestem nakazująca Felimowi, aby się zbliżył.Wiedziałam, że jeśli wkroczę do kuchni i zobaczę, jak ta bezczelna dziwka zgrywa się na panią Warowni, pożałuję tego, co się stanie.Wyszłam bocznymi drzwiami razem z uzdrawiaczem i służącym.Chłodne powietrze mnie uspokoiło.Zmuszałam swoich towarzyszy do szybkiego marszu.W Cechu Harfiarzy panował harmider, dobiegały stamtąd krzyki i śmiechy.Nie miałam pojęcia, co tę wesołość wywołało, ale uśmiechnęłam się z ulgą, że gdzieś ludzie potrafią jeszcze być szczęśliwi.Potem głosy ucichły i rozległ się dobrze znany mi baryton.- Mgła zatrzymała mnie w drodze do Warowni - mówił mistrz Tirone.- Do tego okulał mi biegoń.Zabrałem z łąki świeżego wierzchowca i po drodze usłyszałem bębny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]