[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od czasu do czasu otrzepywała rękawy z niewidzialnego brudu i nerwowo rzucała głową z boku na bok.Doktor Jarvis wrócił właśnie z golfa.Cały w angielskich tweedach, z grzywą siwych włosów, emanował jak zwykle autorytetem i wdziękiem.Na widok Marjorie doznał widocznego szoku.Pomógł nam przenieść ją do domu i ułożyć na kanapie stojącej w obszernym, wyłożonym mahoniem gabinecie.Natychmiast też zabrał się z wielką wprawą za ocenę stanu pacjentki, po czym zaaplikował jej łagodny środek uspokajający.— To może być opóźniony szok wywołany śmiercią Maxa — powiedział z namysłem, obserwując, jak Marjorie z wolna zapada w niespokojny sen.— Z drugiej strony dostrzegam jednak także symptomy histerycznego lęku.— Cóż to oznacza? — zapytała Anna.Rozległ się kaszel profesora Qualta.— To oznacza strach, Anno.Została ciężko przestraszona.Doktor Jarvis przytaknął.— Objawy wyraźnie to potwierdzają.Czy wiecie państwo, co mogło ją doprowadzić do takiego stanu?Doktor Jarvis popatrzył na profesora Qualta, ten wymienił spojrzenie z Anną, a potem wszyscy zwrócili się w moją stronę.— To wy jesteście specjalistami — odezwałem się.— Jeśli jednak chcecie znać moje zdanie, to uważam, że jak dotąd zbyt wiele mieliśmy do czynienia z przypuszczeniami i mitami, a za mało z konkretnymi faktami.Na przykład, jak wygląda sprawa panny Johnson?— A o co chodzi? — zainteresował się doktor Jarvis.— Więc tak: nie wiemy, kim ona naprawdę jest ani skąd się tutaj wzięła.Na podstawie posiadanych wiadomości nie możemy wykluczyć, że to właśnie ona kryje się za wszystkimi wydarzeniami.Może chodzi o ubezpieczenie lub spadek, a może robi to dla kawału.Może zdaje sobie sprawę z wartości Dzbana Dżinnów i zamierza wejść w jego posiadanie.— To nie może być żart, Harry — wtrąciła Anna.— Dzban Dżinnów jest prawdziwy.Wiesz, że tak jest.Sam widziałeś postać w kapturze i razem ze mną słyszałeś muzykę.— Nie twierdzę, że nie jest prawdziwy — podjąłem.— Ale nie chcę, abyśmy wpadli w ślepą panikę tylko dlatego, że nie rozumiemy, co się wokół nas dzieje.Profesor Qualt wyciągnął fajkę i z namaszczeniem przystąpił do nabijania jej tytoniem.— Myślę, że ma pan rację, panie Erskine — powiedział.— Równocześnie wiele przemawia za tym, że Dzban Dżinnów wywiera niekorzystny wpływ na pańską babkę i cały dom.Nie powiedziałbym, że dowody są niezbite, niemniej jest ich dość, aby utwierdzić mnie w przekonaniu o potrzebie daleko idącej ostrożności.— To znaczy, co mamy robić? Jakie środki ostrożności można podjąć przeciwko duchowi w dzbanie?Profesor Qualt przytknął płonącą zapałkę do tytoniu i zaczął głośno ssać cybuch.— Istnieje wiele sposobów utrzymania dżinna w ryzach.Tak przynajmniej mówią legendy.Czy są to metody skuteczne, czy też mamy do czynienia tylko z fantastycznymi spekulacjami, tego nikt nie potrafi powiedzieć.Wzruszyłem ramionami.— Zawsze można wypróbować je na prawdziwym dżinnie — zauważyłem.— Tylko co się stanie, jeśli metoda zawiedzie?Profesor wypuścił kłąb dymu.— Jeżeli ten dżinn jest istotnie Czterdziestoma Rozbójnikami Ali Baby, to sądzę, że osoba, której nie uda się go pokonać, nie będzie miała czasu, aby odpowiedzieć na to pytanie.— I na tym właśnie polega problem z wami, naukowcami — stwierdziłem.— Zawsze jesteście niepoprawnymi optymistami.Rozmowa urwała się na chwilę i wszyscy skierowaliśmy zamyślone spojrzenia na uśpione ciało Marjorie.Pierwszy odezwał się doktor Jarvis.— Niezależnie od tego, co się dzieje naprawdę, naszym obowiązkiem jest sprawdzić, czy nic złego nie spotkało panny Johnson.Czy moglibyście tam pojechać i zobaczyć, co się z nią dzieje?— Właśnie przed chwilą jej szukaliśmy — odparła Anna.— Ale nie otworzyła nam drzwi.— No cóż — rzekł lekarz.— To duży dom, przypuszczam, że po prostu was nie słyszała.Zapewne była gdzieś na górze.— Tak — wtrąciłem.— Może i była.Ale jeśli tak, to chciałbym wiedzieć gdzie.— Czy zechciałby pan nas zawieźć? — zwrócił się do mnie profesor Qualt.— Uważam, że rzeczywiście powinniśmy to sprawdzić.Mieliśmy właśnie wyjść, gdy Marjorie ocknęła się z bezruchu.Jej usta poruszały się, a przez ręce przebiegało drżenie, przechodzące momentami w konwulsyjne skurcze.Doktor Jarvis natychmiast sprawdził tętno i oddech, a ponadto zbadał oczy, odsuwając kciukiem zamknięte powieki.— Jak się czuje? — spytała Anna.Doktor Jands ściągnął brwi.— Nadal pozostaje w szoku.To nic poważnego, ale trwa zbyt długo.Chyba będę musiał wezwać karetkę.— Naprawdę pan musi? — wpadłem mu w słowo.— Jeśli zadzwonimy do szpitala, dowie się o tym także i policja.Pan wie, co myślała Marjorie o Maxie i jego śmierci.Będą zadawać mnóstwo pytań.Doktor Jarvis nie wyglądał na przekonanego.— Jeżeli życiu Marjorie zagraża jakiekolwiek niebezpieczeństwo, oni wręcz będą musieli zadawać pytania.Nie mam zamiaru utrzymywać tajemnicy, ryzykując życiem kobiety.Zwłaszcza tej kobiety.To moja stara przyjaciółka.Nim jeszcze skończył mówić, Marjorie zadrżała na całym ciele i zaczęła coś szeptać.Lekarz pochylił się nad jej białą, udręczoną twarzą.— Marjorie? Czy mnie słyszysz, Marjorie? Czy dobrze się czujesz?Marjorie odpowiedziała, lecz doktor Jarvis najwyraźniej tego nie zrozumiał.Nachylił się jeszcze bardziej.— Marjorie, czy nic ci nie jest? Jak się czujesz? Ponownie rozległ się jej szept i jeszcze raz doktor Jarvis wyprostował się z zafrasowaną miną.— Wygląda na to — powiedział — że ona mówi w jakimś obcym języku.— Może ja spróbuję? — zaoferowała swe usługi Anna.Zajęła miejsce lekarza przy chorej i zbliżyła ucho, na ile to tylko było możliwe, do warg starej kobiety.— Marjorie? To ja, Anna.Czy zechcesz ze mną rozmawiać, Marjorie?Niemal natychmiast Marjorie podjęła swój ochrypły, głuchy szept.Wyczuwało się, że mówi spójnymi zdaniami, jednakże zupełnie nie potrafiłem rozpoznać języka, którym się posługiwała.Anna najwidoczniej nie miała takich problemów, kiedy tylko bowiem Marjorie zamilkła, zadała jej pytanie w tym samym języku.— Co ona mówi? — zapytałem profesora Qualta.Qualt, który zdawał się rozumieć przynajmniej niektóre fragmenty rozmowy, przytknął palec do ust.— Powiem za chwilę — rzucił cicho.— To jest bardzo ważne.To było ważne i trwało bardzo długo.Anna i Marjorie szeptały ze sobą prawie dziesięć minut.Pod koniec zaczęły we mnie narastać zdenerwowanie i niecierpliwość.Sądząc z wyrazu twarzy profesora Qualta, Marjorie przekazywała wiadomości więcej niż alarmujące.Gryzł fajkę tak, jak wielki, kudłaty, czarny mastiff gryzie swoją smycz.Wreszcie Marjorie ucichła.Jej głos coraz bardziej przechodził w bełkot, ustąpiły wstrząsające całym ciałem dreszcze i wkrótce zapadła w sen.Doktor Jarvis zbadał po raz kolejny puls.— Wygląda na to, że poczuła się lepiej.Dobrze jej teraz zrobi parę godzin odpoczynku.Jeśli chcecie, zostawcie ją tutaj.Zapewniam was, że się nią zajmę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]