[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To nie był silny głos.To był przerażony głos.Wiedziała o tym.Bała się już wcześniej i zawsze zdołała to w sobie zdusić.Tym razem wiedziała, iż będzie to bardzo długotrwały proces.Lekarz, który zajął się nią na oddziale nagłych wypadków u Sióstr Miłosierdzia, był młody i dość przystojny.W innych okolicznościach mogłaby od niechcenia (a może wcale nienadaremnie) spróbować ściągnąć go do domu i zabrać w seksualną podróż dookoła świata.Ale nie miała nastroju.Ból był zbyt dotkliwy.I strach równie mocno dawał się jej we znaki.Nazywał się Geffin i sposób, w jaki na nią patrzył, bynajmniej jej nie obchodził.Podstawił pod kran mały, biały kartonowy kubek, napełnił go do połowy wodą, wyjął z szuflady biurka paczkę papierosów i poczęstował ją.Wzięła jednego, a on go przypalił.Dłoń jej się trzęsła i przez sekundę czy dwie musiała gonić uciekający przed nią płomyk zapałki.Zgasił zapałkę w papierowym kubku - fsss.- Wspaniały nałóg - powiedział.- Prawda?- Związek oralny - odparła.Skinął głową i na chwilę zapadła cisza.Przyglądał się jej.Miała wrażenie, że oczekiwał, iż zacznie płakać, i to doprowadzało ją do szału, bo faktycznie miała na to ochotę.Nie cierpiała mentalnego przewidywania tego, co chciała zrobić, a zwłaszcza ze strony mężczyzn.- Chłopak? - spytał w końcu.- Wolałabym o tym nie mówić.- Ehe.- Palił, patrząc na nią.- Czy matka nie mówiła ci, że nieładnie się tak gapić?Chciała, aby to zabrzmiało w miarę mocno, ale jej słowa przypominały bardziej prośbę lub błaganie.Przestań się na mnie gapić, wiem, jak wyglądam, widziałam.Ta myśl poprzedzała inną, którą, jak przypuszczała, musiała często miewać Beverly - że miała całą masę obrażeń wewnętrznych i kto wie, może nawet wewnętrzny krwotok.Wiedziała, jak wygląda, o tak.A co gorsza, wiedziała, jak się czuła.Czuła się żółta.To było przerażające uczucie.- Powiem to tylko raz - stwierdził Geffin.Mówił cichym, przyjemnym głosem.- Podczas dyżurów na oddziale nagłych wypadków tygodniowo widzę około dwóch tuzinów pobitych kobiet.Na internie opatruję kolejne dwa tuziny.Spójrz, na stole jest telefon.Zadzwoń na mój koszt na posterunek, podaj swoje dane i adres i powiedz im, co się stało i kto ci to zrobił.Potem odłożysz słuchawkę, a ja wyjmę butelkę burbona, którą trzymam w szafce, o tam, naturalnie do celów stricte medycznych, i wypijemy sobie po kielichu.Bo moim zdaniem, i jest to wyłącznie moja prywatna opinia, jedyną niższą formą faceta, który bije kobietę, jest szczur cierpiący na syfilis.Kay uśmiechnęła się szeroko.- Dziękuję za propozycję - stwierdziła.- Ale muszę odmówić.Przynajmniej na razie.- Uhm - mruknął.- Ale kiedy przyjedzie pani do domu, niech pani dobrze przyjrzy się sobie w lustrze, panno McCall.Ktokolwiek to był, zrobił dobrą robotę.I wtedy zaczęła płakać.Nie mogła temu zaradzić.W dzień po wyjeździe Beverly Tom zadzwonił do Kay i dopytywał się, czy jego żona nie próbowała się z nią skontaktować.Jego głos był spokojny, opanowany, ani trochę nie podniesiony.Kay powiedziała mu, że nie widziała Beverly od dobrych dwóch tygodni.Tom podziękował jej i odłożył słuchawkę.Około pierwszej ktoś zadzwonił do drzwi.Akurat była zajęta pisaniem swojej pracy.Podeszła do drzwi.- Kto tam?- Kwiaty, proszę pani.Cragin Flowers - usłyszała wysoki głos.Jakże była głupia, że nie zdołała rozpoznać głosu Toma, który niezbyt udanie zmienił się w falset; jakże była głupia, sądząc, że Tom po prostu spasował; jakże była głupia, że zdecydowała się otworzyć drzwi.Kiedy wszedł, zdołała tylko wykrztusić: „Wynoś się, s.” zanim pięść Toma wyprysnęła znikąd, trafiając ją w prawe oko, zamykając je i przesyłając falę potwornego bólu do wnętrza jej czaszki.Zachwiała się w tył i zatoczyła na ścianę.Próbowała rozpaczliwie schwycić się czegoś, aby nie upaść.Delikatna waza z jedną różą roztrzaskała się na kafelkach, wieszak wywrócił się z trzaskiem.Zaplątała się we własne nogi i upadła, podczas gdy Tom zamknął za sobą wejściowe drzwi i podszedł do niej.- Wynoś się stąd! - wrzasnęła.- Jak tylko mi powiesz, gdzie ona jest - rzekł Tom, zbliżając się.Miała mglistą świadomość, że Tom nie wyglądał zbyt dobrze - raczej należałoby powiedzieć, iż wyglądał strasznie - i Kay w tej samej chwili poczuła szalone zadowolenie.Niezależnie od tego, co Tom zrobił Bev, wyglądało na to, iż odpłaciła mu pięknym za nadobne.Najwyraźniej cały dzień musiał przeleżeć w łóżku i nadal sprawiał wrażenie, jakby najodpowiedniejszym dla niego miejscem była szpitalna sala.Ale jednocześnie wyglądał na bardzo rozsierdzonego i bardzo złego.Kay podniosła się i zaczęła się cofać, przez cały czas patrząc na Toma, tak jak na dzikie zwierzę, które wydostało się z klatki.- Powiedziałam ci, że jej nie widziałam, i to prawda - rzuciła.- A teraz wynoś się stąd, zanim zadzwonię na policję.- Widziałaś ją - powiedział Tom.Jego obrzmiałe wargi próbowały wysilić się na uśmiech.Zobaczyła, że jego zęby były dziwnie postrzępione.Kilka przednich było złamanych.- Dzwonię do ciebie i mówię, że nie wiem, gdzie jest Bev.Ty mówisz, że nie widziałaś jej od dwóch tygodni.Nawet jednego pytania.Ani jednego zniechęcającego słowa, choć dobrze wiem, że mnie nienawidzisz z całego serca.No więc, gdzie ona jest, ty głupia cipo.Powiedz mi.Wówczas Kay odwróciła się i pobiegła w stronę końca korytarza, chcąc dostać się do salonu, zasunąć wielkie, mahoniowe drzwi, zatrzasnąć je i zablokować potężną zasuwą.Dotarła tam przed nim - Tom utykał - ale zanim zdążyła zatrzasnąć drzwi, wcisnął się pomiędzy nie.Szarpnął konwulsyjnie całym ciałem i zdołał się przecisnąć do środka.Odwróciła się i ponownie zaczęła uciekać.Złapał ją za sukienkę i szarpnął tak mocno, że oderwał cały tył, od szyi aż po pas.Ty durniu, twoja żona uszyła mi tę sukienkę - pomyślała jakby mimochodem, a potem odwróciła się.- Gdzie ona jest?Kay wymierzyła mu tak solidny policzek, że głowa odskoczyła mu do tyłu, a rana na lewym policzku otworzyła się i znów zaczęła krwawić.Schwycił ją za włosy i nadział jej głowę na swoją pięść.Przez chwilę miała wrażenie, jakby jej nos eksplodował.Krzyknęła, zaczerpnęła powietrza, aby wrzasnąć powtórnie, i zaczęła dławić się własną krwią.Teraz była naprawdę przerażona.Nie wiedziała, że można się tak bać.Ten szalony skurwiel miał zamiar ją zabić.Krzyczała, krzyczała i krzyczała i nagle pięść Toma wbiła się w jej żołądek, pozbawiając ją tchu.Z trudem zaczęła łykać powietrze.Zaczęła się krztusić i dławić, walcząc jednocześnie o oddech.Przez krótką przerażającą chwilę miała wrażenie, że się udusi.- Gdzie ona jest?Kay pokręciła głową.- Nie.widziałam.jej.- wyjąkała.- Policja.pójdziesz siedzieć.ty.dupku.Szarpnięciem zmusił ją, by wstała, i poczuła, że coś w jej ramieniu się poluzowało.Kolejna fala bólu.zebrało się jej na mdłości.Odwrócił ją gwałtownie, wciąż trzymając za ramię i wykręcił je tak, że zagryzła z bólu wargi, ale poprzysięgła sobie, że już więcej nie krzyknie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]