[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Colloni musiał mu napędzić niezłego stracha.- Kto to był?- Woppati.Archanioł zdziwił się po raz kolejny:- Woppati?Najbardziej cofnięty łamiczas, jeszcze do Mojżesza, objawia się w Berrym, złodzieju Relikwii.Przynajmniej wyjaśnia to pogrom neosatanistów, jego potęgę.Ale gmatwa wszystko jeszcze bardziej.Dlaczego Woppati daje się tak łatwo namierzyć, tak przez Canedona, jak i papieża, skoro jest Wiecznym?A właśnie.Radiwill rozejrzał się.Pomieszczenie było niewielkie.Ściany, podłoga i sufit z lśniącego matowo materiału - wispar w rogu, jeszcze kilka mebelków i jakiś złom.Przeszli do kolejnego pokoju.Ten był niemalże halą.Potężna maszyneria, aparatura i pulpity mgielne pod ścianą, naprzeciw wejścia siedem podobnie wyglądających zespołów urządzeń i czegoś, jakby niewielkich hibernatorów.Colloni pokiwał głową, od jakiegoś czasu wszyscy bezwiednie używali ulubionego gestu McSonna, mruknął Radiwillowi „Szapaj” i zajął się rozszyfrowywaniem przeznaczenia pulpitów mgielnych.Oczywiście montowane chałupniczo, mogły sterować właściwie wszystkim.Mnóstwo było ekranów kontrolnych - pogrupowanych w siedem ciągów.Do archanioła podszedł android.- Sir?- Czyje to mieszkanie?- Pana Alexa Hekouno.Jasne.Berry nie mógł używać swego prawdziwego nazwiska.Android był seryjny i w chwili wprowadzenia do sieci programu polującego na Scotta Berry’ego zacząłby sprawiać kłopoty.Zabezpieczył się Woppati.- A ta maszyneria, do czego służy?- Nie wiem, sir.- Czym się zajmujesz?- Jestem przystosowany do wykonywania wszystkich poleceń, sir.Pan rozkaże?Tak, reklamują te maszynki, reklamują.„Nawet człowiek nie jest tak wieloczynnościowy!” No to, do cholery, niech człowiek służy temu ostatniemu krzykowi ewolucji.- Nie przeszkadzaj.Android cofnął się w cień specjalnie dla niego stworzony.Nie czuło się jego obecności.Producenci twierdzili, że klient nie może czuć się skrępowanym przez ich produkt.Nowe pokolenia.Radiwill skrzywił się w duchu.On nigdy nie krępował się swego komputera.Może był nienormalny.Na środku sali dopadł go okrzyk Colloniego.- Mam numer tych urządzeń.Przyjaciel właśnie sprawdza.- No i?Przyjaciel Colloniego musiał mieć niejakie trudności z dotarciem do sieci w najbliższym ośrodku miejskim.Nie każdy jest przyzwyczajony do takich widoków.Trochę to trwało.- To jest na liście Aboundena.Zespół klonujący, typ tirielowski.Archanioł poczuł bolesne ukłucie pod czaszką.Kliatliokulah wdarł się brutalnie w intuicję Radiwilla.Takie sprzężenia są niebezpieczne, ale bardzo wydajne.Przyskoczył do jednego z „hibernatorów”.I zamarł wpatrzony w kilkutygodniowy embrion ludzki.Podniósł wzrok.Siedem embrionów.A każdy z nich jest Jezusem Chrystusem, Synem Boga.- A więc ojciec wiedział?Papież pokiwał głową.Wiedział tyle, ile chciano, by wiedział.Zdawał sobie sprawę, że pokierowano nim, posłużono się jak ślepym narzędziem i ta wiedza również celowo była mu dana.Przewidziano jak wskutek tego postąpi, jak zachowa się w takich, a nie innych okolicznościach i co trzeba zrobić, by pokierował Kościołem zgodnie z oczekiwaniami.Zrobiono to.Papież znał swój umysł i miał świadomość, iż jakakolwiek próba przeciwstawienia się temu, dla którego jest ślepym narzędziem nie ma po prostu sensu.Dlatego też zrobił to, co zrobił.To, czego od niego oczekiwano.Miał do czynienia z doświadczonym Rzemieślnikiem.- I wiedział ojciec, że śmierć Berry’ego spowoduje śmierć embrionów?- Przypuszczałem.- I mimo to.- Właśnie dlatego.Gigantyczna platforma Watykanu czerwieniała na tle słońca, olbrzymiego i krwawego.Ogrody wspaniale utrzymane ciągnęły się bez końca.Cień ich alejek przypominał wspaniały, chłodny półmrok starożytnych świątyni.Papież usiadł na drewnianej ławeczce, obok Radiwill, ze wzrokiem wbitym w szkarłatny kwiat metanu.- On Go.Ich.„Zamordował.”- Nie próbuj tego zrozumieć.Od pewnego momentu nauka i człowiek tak wypaczyli świat, że rzeczywistości, nie można już traktować serio.- Ale.to nie koniec.Woppati jest Wiecznym, jest czasowcem.On może.- On wcale nie może tak wiele.Myślisz, że skąd ja i Canedon wiedzieliśmy o tym? Nie wszystkim czasowcom się podoba to, co robi ten szaleniec.- Nawet papież musi umieć kłamać.Nie pofatygował się o Blokadę i miał nadzieję, że Radiwill nie wykorzysta swych zdolności.- Nie masz racji ojcze.On jest najwcześniejszym łamiczasem.- I wiele jego dzieł chodzi po świecie.Wiem.Wiem.Musisz się z tym pogodzić, skoro nie możesz tego zmienić.Radiwill oderwał wzrok od ruetanu.- Ależ mogę.Gdyby tylko ojciec wyraził zgodę na jeden krótki skok czasowy.- Żeby i wasze dusze zostały zapętlone? Nic z tego.To byłoby straszne.Opętani przez dusze.twoją.czy.- Colloniego.- Zło.- Tak, ojcze, tak.Żegnaj.- Żegnaj synu.Chłodne są wieczory na papieskiej platformie.Nikt nie spodziewał się osobistej wizytacji archanioła.Budynek był pusty, cichy.Ewakuowano wszystkie sześćset dwadzieścia pięter.Trzy wielkie straty bojowe Zastępów szybowały wokół błyszczącego sopla.Wszystkie wyjścia zablokowano.Dochodziło południe i pojazdy informaciaków kłębiły się nad podstawą odwróconego stożka budynku.Niezawodny mają węch.Grupa szturmowa złożona z kandydatów była w środku już od godziny.Był to ich miesiąc egzaminacyjny.Klęli jak diabli ujrzawszy przyglądającego się ich robocie Radiwilla.Odrodzeńca osaczyli na przedostatnim piętrze, w hangarze stratów towarowych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]