[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podejrzewała, że mogliby wziąć to za złą wróżbę.Większość Beduinów wytrwała do późnej nocy, rozważając, jakich wielbłądów powinni dosiąść, jadąc do bitwy i spierając się o to, czy lepiej zabić człowieka cięciem od dołu, czy też z boku.Sądząc po ich kłótliwych głosach i swobodnej postawie, jutrzejszego zwycięstwa byli tak pewni, jak tego, że wstanie At'ar.Rankiem atmosfera uległa zmianie.Zaalarmowany goniec rzucił się na wzgórza wołając szejka Sa'ara i budząc wszystkich w obozie.Ruha szybko zasłoniła twarz i narzuciła jellaba na ramiona, po czym wytknęła głowę przez drzwi khreima.Pierwsze szarawe światło pojawiło się właśnie nad pagórkiem.Zaspani wojownicy wychodzili z khreima z mieczami i łukami w dłoniach.Sa'ar, podobnie jak i Lander, był już na zewnątrz, obwiązując wokół bioder pas z bronią- Cóż to? - zapytał Sa'ar.- Marsz Zhentarimczyków? Posłaniec pokręcił głową i wskazał na wschód, w stronę wzgórza, na którym obozowało plemię Haushiego.Oddalone o ponad ćwierć mili, jedne z dalszych, jakie wybrano na obozowisko, znajdowało się jednak na tyle blisko, by Ruha mogła dostrzec jak pół tuzina sępów krąży nad nim, z głowami skierowanymi drapieżnie na jakąś okropną scenę w dole.- Szejk Utaiba prosi cię, byś dołączył tam do niego - wytłumaczył goniec.- Chciałby, żebyś zabrał ze sobą Harfiarza i czarodziejkę.Nim Sa'ar zdążył się odwrócić, żeby ją wezwać Ruha wysunęła się z namiotu.- Jestem gotowa - powiedziała.Ruha, Lander i Sa'ar ruszyli na wzgórze.Kiedy wspinali się na jego wierzchołek, dołączali do nich szejkowie z pozostałych szczepów.Wzniesienie pokryte było rozłożystymi krzakami oraz kadzidlanymi drzewami o sękatych pniach i kłujących liściach, przez skalny grunt przebijało się również kilka szorstkich krzewów, doszczętnie ogołoconych przez głodne wielbłądy, ale poza tym wzgórze było zupełnie pozbawione roślinności.Ruwaldi nie mieli w zwyczaju ustawiać khreima w kręgu, jak to robiła większość szczepów, zamiast tego rozbijali namioty w równoległych rzędach, wejściami do siebie, z wąskim pasmem ziemi pomiędzy nimi.Ruwaldi uważali takie rozmieszczenie za porządniejsze, a co za tym idzie - bezpieczniejsze.To, co Ruha ujrzała teraz, sugerowało raczej coś zupełnie innego: przed każdym namiotem Rawaldich, w ciasnych rzędach, spoczywało po sześć głów.Choć dzieci N'asra już wyłupały im oczy i oderwały koniuszki nosów, z twarzy każdego mężczyzny pozostało wystarczająco dużo, by młoda wdowa mogła dostrzec, że śmierć zaskoczyła ich we śnie.Ich szczęki nie były zwarte determinacją, żadnych ust nie otworzyło przerażenie.Czasami linie ust opuszczały się w sennych skrzywieniach, czasem uśmiechały się przez sen, ale ogólnie wszystkie miny wyglądały na spokojne.Nie tylko Ruha dostrzegła ten złowrogi spokój:- Na Eldath! - wykrztusił Sa'ar, jego rozbiegane oczy spoczęły na rzędzie namiotów.- Jak Zhentarimczycy zdołali zabić wszystkich we śnie? Czy chociaż jeden mężczyzna nie powinien był zbudzić się i krzyknąć, nim stal opadła na jego gardło?Utaiba spojrzał oskarżycielsko na Ruhę, po czym obrzucił chmurnym spojrzeniem Landera.- Czy spałeś z wdową, Landerze? - zapytał.- Jedynie klątwa N'asra mogła to spowodować.Lander, wpatrując się na głowy ze złością i oburzeniem, zdawał się nie słyszeć pytania.Ruha odpowiedziała za niego.- Nasz sen nie powinien cię obchodzić, szejku, bądź jednak spokojny, to nie jest przekleństwo N'asra.Utaiba skwitował te słowa skrzywieniem, ale Sa'ar rzekł:- Wdowa i Harfiarz spali minionej nocy w moim obozie i przysięgam, iż nie uczynili niczego, co mogło rozzłościć duszę męża Ruhy.- Nie wątpię w słowo brata szejka - powiedział Didaji.Był wysokim, szczupłym mężczyzną w brązowym turbanie i owiniętą wokół twarzy purpurową szarfą.W jego szczepie to mężczyźni zakrywali swoje usta, kobiety zaś chodziy bez zasłon.- Lecz, jeśli nie jest to dziełem N'asra, to jak do tego doszło?- Zhentarimska magia - odparł Lander wpatrując się ciągle w głowy.Utaiba podszedł do jednej z nich i podniósł ją za włosy.- Została odcięta mieczem, a nie magicznym zaklęciem.- Tuzin asabisów mógł zabić tu każdego mężczyznę - powiedział Lander machając rękaw stronę obozu.- Nie rozumiem, jak - zaoponował Sa'ar.- Nawet, jeśli tuzin mężczyzn zdołałby prześliznąć się między naszymi wartami, ktoś powinien zobaczyć albo usłyszeć ich atak.- Nie, jeśli nie wiesz, czego szukasz - rzekła Ruha.Kiedy szejkowie spojrzeli na nią z zaciekawionymi minami podjęła.- Mogę pokazać wam, jak to zrobili
[ Pobierz całość w formacie PDF ]