[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wierzyłem własnym uszom.Morley Dotes nie należy do tych, którzy mogliby się dla kogoś poświęcić.- Idzie - zawołał Saucerhead.Załoga statku zbierała ostatnie cumy z dziobu i rufy.Rzeczywiście szedł, a raczej biegł z przeraźliwą szybkością, z jaką potrafią biegać tylko elfy.Około trzydziestu metrów za nim pędził Zeck Zack, a odległość miedzy nimi zmniejszała się błyskawicznie.- Doskonale - szepnął Dojango.Aha, doskonale, jak cholera! Nie poradzi sobie bez pomocy.Rozglądałem się za bronią, ale jakoś niczego nie mogłem znaleźć.- Teraz! - powiedział Dojango i dodał: - Doprawdy! Kobieta z jachtu z pasiastym żaglem i jej załoga wyłonili się nagle zza stert frachtu na nabrzeżu.Wszyscy byli uzbrojeni w napięte już kusze.Morley minął ich pędem, ale Zeck Zack przyhamował czterema kopytami i zatrzymał się; dygotał na całym ciele.Morley, uśmiechając się szeroko, skoczył z nabrzeża na pokład.- Czy to on? - zawołała kobieta.- Dokładnie on, skarbie - odparł zdyszany Morley.Banda zacieśniła krąg wokół centaura.- Ty cholerny durniu! - wrzasnąłem pod adresem Morleya.-Mogli cię zabić!- Ale, jak widzisz, nie zabili.LIVPodróż na północ trwała dłużej niż na południe, ponieważ nie sprzyjał nam wiatr.Nic właściwie się nie działo.Pojawiły się wprawdzie pewne kłopoty związane z Różą, która próbowała wypchnąć Kayean za burtę, ale w nagrodę za poświęcenie zostało jej jedynie kilka sińców.Nie spotkaliśmy piratów, korsarzy, Ve-nageti, ani nawet karentyńskich marynarzy.Dotarliśmy do Leifmold i nieomal uwierzyłem, że bogowie zdecydowali się odczepić ode mnie na jakiś czas.Atak Róży na Kayean był wynikiem braku przezorności z mojej strony.Wyjmowałem Kayean na noc ze skrzyni, żeby mogła przez jakiś czas pooddychać świeżym powietrzem i przyzwyczajać się chociaż do światła gwiazd.Jeśli chodzi o jedzenie, udało mi się ją nakłonić do przełknięcia małych ilości przynajmniej lekko zrumienionego kurzego mięsa.Opuściłem pokład, żeby przynieść mięso i wdałem się w kłótnię z Tionie, która uważała, że inaczej powinienem rozplanować sobie czas.Róża niecnie skorzystała z mojej nieobecności, ale o całym zajściu dowiedziałem się dopiero od marynarza z nocnej wachty, który mnie poinformował, że Róża potrzebuje pomocy.Zdążyłem na czas, choć Kayean omal nie przekroczyła granicy, dając upust swemu apetytowi.Róża czmychnęła na bok, wprost w czułe ramiona Morleya, który zdążył już odzyskać cyniczne poczucie humoru.Uspokoiłem i nakarmiłem Kayean, po czym usiedliśmy razem w świetle gwiazd, patrząc w połyskującą wodę i obserwując latające ryby.- Dokąd mnie zabierasz? - zapytała wreszcie.Ledwo rozróżniałem jej słowa.W gnieździe kobietom nie wolno mówić, więc nic dziwnego, że trochę zardzewiała.Nikt jej wtedy nie powiedział, co się dzieje.Po prostu złapałem ją i wywlokłem z jaskini, oferując akurat tyle wolności w podejmowaniu decyzji, ile miała w otchłani.Opowiedziałem jej zatem całą historię.- Sądzę, że powinnaś położyć rękę na spadku.Denny chciał, żebyś to miała, a teraz to przecież jedyna twoja własność na tym świecie.Posłała mi spojrzenie, które spowodowało, że przeniosłem się w czasie wstecz o ileś tam lat.Musiałem zabrać ją z powrotem do skrzyni, zanim zrobiłbym coś głupiego.Potem wróciłem na pokład i odczekałem, aż widok morza zamieni jajecznicę w mojej głowie znowu w mózg.Z mroku wyłonił się Morley i przysiadł obok mnie.- Chciałbym, żebyś zapoznał się z pewną statystyką, Garrett - odezwał się po chwili.- Ze wszystkich facetów, którzy ją kochali, przy życiu pozostał tylko jeden.I poszedł sobie.Cholerny mieszaniec.Nieco później skorzystałem 7 ugodowego nastroju Tionie, żeby odsunąć na jakiś czas dręczące mnie majaki.Los zetknął nas z Cekinem Binkeya w kanale Leifmold.Nie zdążyliśmy nawet wpłynąć do portu, a już ubiłem interes z mistrzem Arbanosem.Był bardzo rozbawiony, kiedy zobaczył, że znów jestem obwieszony Różą i Tionie.W Leifmold spędziliśmy prawie trzy dni, cierpliwie czekając, aż mistrz Arbanos rozładuje transport zapasów dla wojskai załaduje dwadzieścia pięć ton wędzonego dorsza.Morley dzielił czas między tuczenie się zieleniną i zabawianie Róży, by trzymać ją z dala od kłopotów.Trojaczki sprzedały jeden z rogów jednorożca i zalały się w sztok.Vasco spędzał czas na samobójczych rozmyślaniach.Reszta po prostu czekała, a ja leniwie kombinowałem, co zrobię, kiedy wrócimy do TunFaire
[ Pobierz całość w formacie PDF ]