[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był nagi, brudny, pokrytybliznami, o włosach długich i zmierzwionych.Leżał na plecach.Widać było, żeto młody chłopiec.Renard zajrzał do windy i nie mógł stłumić westchnienia. Mój Boże!Wewnątrz leżało nieruchomo, jedno na drugim sześć albo siedem ciał.Wszyst-kie były tak brudne, jak chłopiec na zewnątrz i wszystkie miały końskie ogony.Kiedy odwrócił się, by krzyknąć do pozostałych, coś uderzyło go tak mocno,że upadł na wznak.Natychmiast zerwał się na równe nogi.Coś innego uderzy-ło Mavrę w bok z taką siłą, że aż zbiło ją z nóg.Renard zobaczył obok niej cośniewyraznego, sporawego i sięgnął, aby tego dotknąć.Nastąpiło wyładowanie na-pięcia.Wyraznie nie odniosło to żadnego skutku, bo coś twardego wylądowałomu na głowie, powodując oszołomienie.Chociaż niemal bezradna, Mavra dzwignęła się z wysiłkiem.Zobaczyła dwieprzedziwne postaci, jakby kobiet, ale zielone i pokryte trawą.Wchodziły do win-dy, wciągając za sobą chłopca.Kiedy zaczęły się zmieniać, by upodobnić się dotła, czyli do wnętrza windy, ściana zasunęła się za nimi.Renard naraz oprzytomniał i stanął niepewnie na nogach.Mavrze udało się wkońcu także podnieść. Co to, u diabła, było?! wysapał z trudem. Dzicy ludzie, ludzie Beldena wyjaśniła mu. Powiedziałabym, żewszyscy.Porwani wprost sprzed naszych oczu. Ale dlaczego? zapytał, wciąż masując głowę. I kto to był? Julin?Było ich przynajmniej dwóch.Kiwnęła głową. Dwie kobiety.Widziałam je przelotnie.Mogą wtapiać się w tło, tak jakdwa stworzenia, które poznałam kiedyś, ale w zupełnie innych okolicznościach.Nie wiem, kim one są, ale Julin rzeczywiście twórczo wykorzystuje Obie.Wypro-wadził nas w pole. Wciąż nie mogę tego pojąć nie ustępował Re-nard. Dlaczego dzicy? Dalejże! zakrzyknęła. Siadaj na mnie, pojedziesz wierzchem, wciążjeszcze kiepsko trzymasz się na nogach.Był zbyt słaby, by odrzucić tę propozycję.Dosiadł jej z wysiłkiem.Po razpierwszy istota ludzka, nieważne jakiej rasy, znalazła się na jej grzbiecie.Niebyło jej wygodnie, ale Agitarianin był doświadczonym jezdzcem i dosiadł jej zwielką wprawą.Powoli ruszyła z powrotem, uważając, by go nie zrzucić. Zatem Julin potrzebuje albo chce mieć tych ludzi, to pewne powiedzia-ła. Wiemy od Obie, że z niczego nie może stworzyć myślących istot.Dzikich218najłatwiej było porwać, wystarczyła hipnoza i można ich było przenosić.Jeślipodda ich przemianie, będzie miał przynajmniej tych dziewięcioro niewolników,o których wiemy.Obdarzy ich taką siłą, jaką uzna za stosowną. Kimkolwiek one były, jedną z nich poraziłem pełnym napięciem bez żad-nego rezultatu zauważył posępnie Renard. Ale na co mu tylu? To przez nas wyjaśniła. Pamiętaj, że dopóki nie zajmie się nami, musisiedzieć na dole jak w pułapce.Jest bardzo sprytnym i przewrotnym człowiekiem.Wie, że niczego nie może nam zaproponować, bo ani my jemu nie ufamy, ani onnam nie może zaufać.Czy stanąłbyś pod spodkiem Obie, jeśliby przy pulpiciekontrolnym stał Julin. U licha, nigdy! A więc, co on robi? Jestem pewna, że nie chce ryzykować sprzężenia zWierzchołkiem.Ostatni raz, kiedy tego spróbował, Obie przeniósł Nowe Pompejew ich aktualne miejsce.A więc musi nas pochwycić lub zabić.Dlatego potrzebnimu są inni, nie może tego zrobić osobiście, ryzykując opuszczenie komory kon-trolnej.Rozumiesz?Renard gwizdnął. A więc mamy jeszcze mniej czasu, niż myśleliśmy mruknął nerwo-wo. Teraz jest za dziewięć szósta. Idę o zakład, że jeśli uczynił je niewrażliwymi na elektryczne cechy twojejosobowości, to odnosi się to także do reszty nas zwróciła im uwagę. Jednojest pewne: albo szybko zdetonujemy ten ładunek, albo na tym koniec. Myślę. rozpoczął Renard, i zamarł.Cały świat zamarł.Zapadł się w ciemność.Spadał.Nic nie było widać ani sły-chać.Znikły wszelkie wrażenia.Nie było nic.Wydawało się, że wszystko, opróczich mózgów, przestało istnieć.Trwało to bardzo długo i nagle wrócili do normalności.Renard spadł z grzbietu Mavry, którą także zwaliło z nóg.Już po raz drugitego dnia musieli podnosić się z ziemi. A teraz, co to było? jęknął Renard.Mavra stanęła na trzęsących się nogach i spojrzała w górę. Wydarzenia coraz to nas zaskakują szepnęła. Spójrz tam.Zwiat Stud-ni zniknął.Widać jedynie odległe słońce i trochę gwiazd. On to zrobił, Renardzie! Wróciliśmy do zamieszkałego przez ludzi sektorawszechświata, wróciliśmy na początkową orbitę Nowych Pompejów! O rany! smętnie westchnął Renard. A ja powiedziałem na farmiehodowlanej, że wyjeżdżam na krótkie wakacje.Strona SpodniaBen Julin patrzył na swoich żołnierzy i był z siebie zadowolony.Wszystkichzamienił w kobiety marzeń, nawet dwóch chłopców.Każda odróżniała się kar-nacją skóry i kolorem włosów; jednak dziewięć imion byłoby zbyt trudno zapa-miętać, więc poza pierwszą dwójką: Nikki i Mavrą, innym na jakiś czas nadał poprostu numery.Były prawdziwymi dzikuskami, niezbyt bystrymi, o inteligencji na poziomiemałp.Każda zachowała koński ogon, bo Julinowi wydawało się to seksowne iodróżniało je od pierwszej dwójki.Oczywiście Obie nie obdarzył ich przeszłością, ale nadał im zdolność mówie-nia, nauczył zachowania i wszelkich innych potrzebnych rzeczy.W rzeczywisto-ści było to tak, jakby padły ofiarą amnezji, zachowując wszelkie potrzebne umie-jętności, co niczemu nie przeszkadzało.One także były niewolnicami miłościBena Julina.Wszystkie leżały u jego stóp. Jesteście moim stadem, moich haremem powiedział do nich. Jeste-ście częścią mnie, a ja jestem częścią was.Jesteście godnymi najwyższego sza-cunku kobietami i będziecie u mych stóp, kiedy zetrę stary porządek i ustanowięnowy. O tak, Julinie, nasz panie powiedziały chórem, a w ich głosach przebijałaszczerość.Patrzył na nie z najwyższym samozadowoleniem.Doszedł do wniosku, że tobył prawdziwy nowy porządek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]