[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziadek zaś powitał mnie stwierdzeniem: Przejmował inicjatywę, Vlad.Gdyby walka potrwała dłużej, przejąłby jąkompletnie, a równocześnie wytrącił cię z równowagi. Jakim cudem? Za każdym razem, gdy robił krok, minimalnie przesuwał ciężar ciała doprzodu.Niektóre elfy walczą w ten sposób, według mnie nawet sobie z tego niezdają sprawy. Będę pamiętał, noish-pa obiecałem poważnie. Za to walczyłeś ostrożnie, co jest dobre.Nadgarstek chodził ci zwinnie, alesilnie, tak jak powinien, i nie zatrzymałeś się, gdy go skaleczyłeś, jak to miałeśw zwyczaju.109 Noish-pa. zaczęła Cawti. Dziękuję, noish-pa powiedziałem, wchodząc jej w słowo..nie powinieneś tu być dokończyła. A niby dlaczego? zdziwił się. Co jest takiego cennego w tym życiu,że warto je oszczędzać?Cawti rozejrzała się, sprawdzając, kto nas słucha.Ja zrobiłem to samo.Wyglądało na to, że nikt. Ale dlaczego? spytała. Dlaczego tu jestem? sprecyzował dziadek. Nie wiem.Wiem, że niemogę zmienić tego, jaka jesteś czy co zrobisz.Wiem, że dziewczęta tu na Faerienie są takie same jak w domu i robią, co chcą, co nie zawsze jest złą rzeczą.Przy-szedłem, żeby ci powiedzieć, że możesz do mnie zajrzeć, kiedy tylko będzieszchciała albo kiedy będziesz musiała o czymś porozmawiać.Vladimir przychodzi,kiedy ma kłopoty, ale ty nie.To wszystko, co chciałem ci powiedzieć.Tak?Przez moment przyglądała mu się i zobaczyłem w jej oczach łzy.A potem gopocałowała. Tak, noish-pa powiedziała.Ambrus miauknął.A mój dziadek błysnął w uśmiechu resztką zębów, odwrócił się i odszedł, pod-pierając się laską.Patrzyłem, jak odchodzi, i gorączkowo szukałem sensownychsłów, ale nie udało mi się.Za to odezwała się Cawti: Teraz wiemy, dlaczego dziadek się tu zjawił.A dlaczego ty? Próbowałem przekonać tego zabójcę, by zrobił to, co właśnie zrobił, żebygo zabić.Pokiwała głową. Naznaczyłeś go? spytała. Tak.I zagonię do roboty Kragara. Wtedy będziesz znał jego imię i będziecie próbowali dopaść się wzajemnie.Jak myślisz, co teraz zrobi?Wzruszyłem ramionami.Cawti nie ustąpiła tak łatwo: Co ty byś zrobił?Ponownie wzruszyłem ramionami. Nie wiem przyznałem. Albo oddał pieniądze i prysnął daleko stąd,i to naprawdę szybko, albo spróbował jeszcze raz w ciągu godziny, najdalej dnia,nim niedoszła ofiara zdąży wszcząć jakieś kroki przeciw mnie.Przytaknęła: Ja także.Chcesz przeczekać ten okres gdzieś, gdzie cię nie znajdzie? Nie bardzo.Są.110Przerwał mi głos porucznik: Do wszystkich obywateli, oto słowa Cesarzowej: zostajecie poinformowa-ni, że pełne dochodzenie, o które prosiliście, zostanie podjęte zgodnie z imperialnąprocedurą.Nakazuję wam rozejść się i usunąć wszelkie przeszkody z ulic.Jeśli tozostanie wykonane, nie będzie aresztowań.Po czym odwróciła się do gwardzistów i rozkazała: Schować broń, wrócić do patrolowania!Gwardia schowała broń Teckle z ulgą, Smoki z żalem.Porucznik nie za-szczyciła nas spojrzeniem czy gestem: po prostu podeszła do oddziału i odmasze-rowała wraz z nim.Odwróciłem się do Cawti, ale w tym momencie Paresh dotknął jej ramieniai wskazał głową drzwi do budynku.Cawti złapała mnie za rękę, ścisnęła i poszłaza nim.Rocza zaś przeleciała na moje ramię. Ktoś tu chyba myśli, że potrzebują pomocy, szefie. Albo że ja jej potrzebuję.Masz coś przeciw? Skądże.Towarzystwo zawsze się przyda, bo z tobą ostatnio nie da się gadaći robię się samotny.Nie odpowiedziałem, bo i co miałem mu powiedzieć?Na wszelki wypadek wolałem nie ryzykować i teleportowałem się od razu dobiura.Lepiej być chorym niż martwym.* * * Jak ci idzie z Herthem? spytałem Kragara. Pracuję nad tym. Dobra.Przygotuj się, pokażę ci jeszcze jedną twarz. No dobra.Jestem gotów.Posłałem mu telepatycznie wizerunek zabójcy i spytałem: Znasz go? Nie.Jak się nazywa? To właśnie chcę wiedzieć. Dobra.Każę zrobić portret i zobaczymy, co znajdą. Kiedy go znajdziesz, nie trać czasu na łapanie mnie.Zabij go i to tak, bynie dało się go wskrzesić widząc uniesione brwi Kragara, dodałem: To onma na mnie kontrakt.Właśnie dziś próbował go wykonać.Kragar gwizdnął z uznaniem. Jak to przeżyłeś?111 Czekałem na niego.Podejrzewałem, że Herth kogoś wynajmie, więc takustawiłem zajęcia w ostatnich dniach, że mógł spróbować tylko w jednym miej-scu. To dlaczego przeżył? Bo nie wziąłem pod uwagę drobiazgu: około siedemdziesięciu gwardzi-stów w okolicy.No i okazało się, że nie był aż tak zaskoczony, jak sądziłem,i niezle radzi sobie z rapierem. Aha. Stąd wiem, jak wygląda, ale nie jak się nazywa. A ja mam się z tym dalej bawić.Niech będzie.Masz kogoś konkretnego namyśli? Maria.Jeśli go nie znajdziesz, użyj kogo chcesz.Kragar uniósł oczy ku sufitowi. Nie ma to jak dokładne polecenia jęknął. Coś jeszcze? Przynieś mi nowy zestaw broni.Przynajmniej zajmę się czymś pożytecz-nym, czekając, aż rozwiążesz wszystkie moje problemy. Nie wszystkie, Vlad.Z twoim wzrostem nic nie zrobię. Wynoś się.Wyszedł, udając urażoną godność.Zostałem sam z jheregami i myślami.Pierwszą było to, że jestem głodny, i za-stanowiłem się, czy nie wysłać kogoś po przekąskę.Drugą, że przez jakiś czasbędę się wszędzie teleportował, więc to nie jest najszczęśliwszy pomysł.Loioshi Rocza najpierw na siebie posyczeli, potem zaczęli się ganiać po pokoju, więcotworzyłem okno i wyrzuciłem ich na dwór.Podczas otwierania na wszelki wy-padek stanąłem z boku co prawda nie słyszałem, by ktoś próbował dokonaćzabójstwa przez szerokość ulicy, ale mój zabójca musiał już być solidnie zdespe-rowany.Ja przynajmniej byłbym na jego miejscu.Zamknąłem okno, zaciągnąłemzasłony i zdecydowałem, że mogę zająć się paroma sprawami, które odkładałemz powodu nadmiaru zajęć. Melestav! Tak? Kij jest w budynku? Jest. Przyślij go. Dobra.Kilka minut pózniej zjawił się Kij.Wręczyłem mu sakiewkę zawierającą pięć-dziesiąt imperiali.Zważył je bez słowa w dłoni i spojrzał na mnie. Za co? spytał. Zamknij się poleciłem. A, za to skojarzył. Dzięki.I wyszedł.112Następny zjawił się Kragar z moimi nowymi zabawkami.Zamknąłem za nimdrzwi i zająłem się wymianą broni, zaczynając proces od zdjęcia i uzbrojeniapeleryny.Potem przyszła kolej na kaftan, buty i resztę.Wkładając sztylet do pustejpochwy na lewym przedramieniu, spojrzałem na Spellbreakera.Od tamtej nocyunikałem myślenia o nim.Teraz poruszyłem ręką i opadł mi jak zwykle w dłoń.Wyglądał jak zwyczajny pozłacany łańcuszek mający osiemnaście cali długo-ści i wykonany ze średniej wielkości cienkich ogniw.Z wyglądu można go byłouznać za złoty, ale nie miał właściwej wagi ani miękkości tego materiału.Próbo-wałem kiedyś zarysować jego powierzchnię nie udało się, zupełnie jakby byłz doskonałej stali
[ Pobierz całość w formacie PDF ]