[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Czujność i odwaga takiej straży rzekł Korkoran tyleż jest warta co szwadron konnicy.Co zaś do bystrości, nikt nie dorówna Luizie.Ona nigdy nie zdradza tajemnic, nie znosipochlebstwa, umie odróżnić prawdziwych przyjaciół od obłudników.Ponadto nie jest łakomai mały nawet kąsek surowego mięsa ją zadowoli.Na koniec szczególnie trafnie rozpoznajeludzi i wielokroć wydając w porę jedno jedyne mruknięcie ratowała mnie przed natręctwem. Panie Korkoranie rzekła księżniczka żadne skarby świata nie wynagrodziłyby takcennej przyjazni.Lecz ja przyjmuję ją dając w zamian swoją przyjazń.Gdy tak rozprawiano, nastał dzień.Korkoran po raz ostatni musnął ustami czoło Luizy izłożył przed Sitą ukłon pełen szacunku.Wraz z Holkarem wsiedli na koń, a w ślad za nimipodążyło bez mała pięciuset ludzi.Luiza pełnym żalu okiem żegnała odjeżdżających, lecz wkońcu pogodziła się z losem i posłuszna wezwaniu księżniczki wróciła do zamku, gdzieułożywszy się beztrosko na werandzie, czekała razem z Sitą powrotu myśliwych.32VII.POLOWANIE NA NOSORO%7łCELos chciał, że Luiza, mimo swych cennych zalet, należała do płci, z której wywodzą siętygrysie rodzicielki, toteż ledwie spostrzegła, że grupa łowców znika na horyzoncie, ledwiewchłonęła odurzającą woń lasu, którą wiatr ku niej przywiał, a już przyszła jej ochota, żebyopuścić pałac i pogalopować co sił za kapitanem.Nie mogła wiedzieć, jak jest doniosłafunkcja przybocznej straży, którą przyszłoby jej porzucić.Krótko mówiąc, była rozkapryszona, próżna, lekkomyślna.Lubiła rozrywki.Może i jej sięmarzyło polowanie na nosorożce? Któż to może wiedzieć? Przecież Luiza, mimo przeróżnychwad, nie była gadułą: nie zwierzała byle komu swoich myśli.Jakkolwiek by było, ziewnęła szeroko i zaczęła przeciągać się i mruczeć z cicha,wyrażając bezmierny smutek i znudzenie.I oto księżniczka, choć bardzo pragnęła mieć Luizęprzy sobie, tak się w końcu zaniepokoiła tym sąsiedztwem, że wypuściła zwierzę na swobodę.Ledwie drzwi zamku się otwarły, Luiza jednym susem przesadziła płot dzielący ogródpałacowy od miasta i śmignąwszy nad głową przerażonego strażnika, pędem puściła się przezulice.Roztrąciła po drodze może trzy tuziny spokojnych mieszczan spacerujących przedswymi sklepami i dotarła do głównej bramy miasta Bhagawapuru.Straże nie tylko niemyślały jej zatrzymać, lecz pośpieszyły po broń do koszar, aby oddać jej honory należnewyższym oficerom.Rozległ się huk salwy, ale tygrysica zbyła to milczeniem.Nie przestając biec, zbierała wiadomości.Bacznie spoglądała na ślady koni i węszyła wpowietrzu, jak wytrawny pies myśliwski na tropie.W tym to czasie książę Holkar i kapitan Korkoran byli na polowaniu i jakkolwiek moglimieć powody do obaw, zabawiali się wesołą rozmową.Zdawać by się mogło, że myśląjedynie o nosorożcach. Polowałeś pan kiedy na tę zwierzynę? zapytał Holkar Bretończyka. Nie zdarzyło mi się odparł Korkoran. Polowałem na tygrysy, słonie, hipopotamy,lwy, pantery, ale nosorożec jest zwierzęciem mi nie znanym.Nie widziałem go nigdy, nawetw menażerii. Bo też nosorożec ciągnął Holkar należy do rzadkości i jest zwierzyną bardzo cenioną.Dorosłe okazy są doprawdy potężne.Widziałem dwie czy trzy sztuki i wierz mi pan, miałyprzynajmniej po sześć stóp wysokości i z piętnaście długości.Nosorożec to ciężkie, nieruchawe zwierzę, o skórze chropawej i twardszej od pancerza.Głowę ma krótką, sterczące uszy, którymi ustawicznie strzyże jak koń.Pysk ma ścięty,zakończony rogiem.Ten to róg jest główną bronią nosorożca.Przed upływem godzinywinieneś pan zobaczyć, jaki z niego robi użytek.Jeżeli tym razem szczęście nam dopisze arzecz to wątpliwa, nosorożec bowiem przewyższa siłą wszelką zwierzynę, nawet słonia, a cowięcej, kule nie imają się jego skóry tak więc jeśli szczęście nam dopisze, przyrzekam panubefsztyk z nosorożca na obiad.Jest to mięso podawane tylko do stołów książęcych.Tak rozmawiając Holkar z Korkoranem znalezli się u skraju lasu na rozstajach zwanychRozstajami Czterech Palm. Tu się zatrzymamy powiedział Holkar i zsiadł z konia. Trzeba nam będzie dosiąśćsłoni, bo nasze konie nie zniosłyby ani widoku, ani zapachu nosorożca.I byłyby bezsilne33wobec jego ciosów.W istocie, na najważniejszych strzelców czekały gotowe do drogi słonie w uprzęży. Po co siedzi ten człowiek na przedzie, prawie między uszami słonia? zapytał kapitan. To kornak, czyli przewodnik odparł książę., Zwierzę słucha tylko jego głosu i jemujednemu jest posłuszne. A ten drugi mówił dalej kapitan co w pełnej szacunku pozie siedzi za mną, jakbyczekał na moje rozkazy? Och, miły gościu, on będzie zjedzony. Któż go zje? Co do mnie, to nie jestem głodny, i wydaje mi się, że Wasza Wysokość dami co innego na śniadanie. Toteż jego zje tygrys, drogi przyjacielu. Tygrys? Jakimże sposobem? Byłem przekonany, iż polujemy na nosorożce, nie zaś natygrysy. Miły kapitanie odparł Holkar ze śmiechem. Zwyczaj ten przejęliśmy od Anglików, awydaje się on wielce pożyteczny, o czym zresztą przekonasz się pan niebawem.Anglicyspostrzegli, że w dżungli grozi często nieoczekiwane spotkanie z tygrysem, jaguarem lubpanterą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]