[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ja nie wątpię w prawdziwość raportów, ale musicie sobie uświadomić, że.Siwowłosy Zlowski pogładził spiczastą bródkę.Zamilkł na chwilę, zamyślony.- Oto przykład, towarzyszu pułkowniku.Zdaje się, że palicie papierosy, prawda?- Tak, palę.- To świetnie, nie dla waszego zdrowia oczywiście, ale ze względu na mój przykład.To zilustruje naukowy dylemat, przed którym stoimy.Otóż w początkowym stadium badań cho­dziłoby o ustalenie zależności pomiędzy paleniem a zdrowiem.Jedynym krytycznym czynnikiem byłby czas.Jeśli przedłużali­byśmy badania nad palaczami do 20 lat, odkrylibyśmy, że w różnych organizmach pojawiły się różne symptomy i to w róż­nym czasie.Nie mamy niestety wehikułu czasu.Nie możemy go naginać do naszej woli, mam na myśli czas.Można by przy­spieszyć cały proces na laboratoryjnych zwierzętach, żeby uzy­skać efekt zbliżony do upływu czasu - mówiąc to, dotknął po­wierzchni kapsuły jarzącej się wewnątrz.- Nie mamy jednak możliwości takiego przyspieszenia.Jesteśmy na łasce czasu.Do chwili faktycznego zakończenia eksperymentu nie uzyska­my żadnych rezultatów, które mogłyby was uspokoić.Możemy się niczego nie dowiedzieć nawet za te pięćset lat.Rożdiestwieńskiemu wydało się, że zobaczył w oczach pro­fesora błysk rozbawienia.- Co w takim razie z ochotnikiem?- Im dłużej będziemy czekać, tym wyniki będą pełniejsze i bardziej dokładne.Mogę eksperyment przerwać za parę godzin albo za kilkanaście dni.No cóż, był ochotnikiem, więc wie­dział, co robi.- Powinien dostać Gwiazdę Bohatera Związku Sowieckiego.- Mam poważne wątpliwości, czy ten niewątpliwy zaszczyt zrobiłby na naszym ochotniku wielkie wrażenie.O ile przeżyje, oczywiście.Ale proszę się nie martwić.Dowiedziałem się z roz­mów z kolegami, że w razie niepowodzenia eksperymentu “Ło­no” zostanie hermetycznie opieczętowane.- Będzie tak w każdym wypadku.- No właśnie! Ogrody hydroponiczne zapewniają nam wy­starczającą ilość tlenu.Powinniśmy przeżyć bez względu na sy­tuację.- Jak krety? - rzucił retorycznie Rożdiestwieński, odwraca­jąc się od profesora.Właśnie dlatego, że palenie w laboratorium było zakazane, Rożdiestwieński zapalił.- Cóż znaczy: być panem martwego świata? Nigdy nie zoba­czyć słońca?- Ależ oprócz zdobycia władzy są też inne cele w życiu, nie­prawdaż, towarzyszu pułkowniku?- Tak - odpowiedział patrząc chłodno na Zlowskiego.- Utrzymanie i ochrona władzy.Rzucił papierosa na podłogę i przy deptał go.Wychodząc sły­szał słabe brzęczenie mechanizmów kapsuły.Gdyby wierzył w Boga, modliłby się o powodzenie ekspery­mentu.ROZDZIAŁ XLRourke znał miejsce, w którym się znaleźli.Miał tu kiedyś wykłady dla oficerów policji.Przed Nocą Wojny była tutaj strzelnica i sklep z bronią.Nie widział teraz nigdzie szyldu, ale pamiętał nazwę - Waukegan Outdoor Sportsman.Stanęli przed tylnymi, metalowymi drzwiami.Emily zastu­kała w specjalny sposób.Judasz w drzwiach odchylił się.Wy­dobył się z niego cienki promień światła, doskonale widoczny wśród zapadających ciemności.Po chwili rozległ się głośny zgrzyt i drzwi stanęły otworem.Emily, a za nią Rourke i Natalia weszli do środka.Dombrowski z dwoma ludźmi przekroczyli próg na końcu.Znaleźli się w zupełnych ciemnościach.Usłyszeli ponowny zgrzyt.Drzwi zostały zamknięte.Dalej posuwali się za Emily.Uchylili czarną, ciężką kotarę i weszli do słabo oświetlonego pomieszczenia.W powietrzu unosił się zapach benzyny.“W po­bliżu musi być jakiś generator” - pomyślał Rourke.Aż tutaj do­chodził słaby pomruk maszyny.W budowli było dość zimno.Przechodzili obok wpatrują­cych się w nich ludzi.Rourke próbował się uśmiechnąć, na co nie reagowali.Gdy zrównał się z Natalią, szepnął do niej:- Proszę, pozwól mi mówić.Zobaczył błysk protestu w jej oczach, ale zgodziła się, kiwa­jąc głową.Robiąc to, przymknęła na sekundę powieki.Pomy­ślał, że ciemności spowijały świat, gdy zamykała oczy.Szli teraz przez jakiś magazyn.Wszędzie leżało mnóstwo broni, w większości zdekompletowanej.Zauważył maszyny obsługiwane przez dzieci.Był to więc również warsztatZnaleźli się w pomieszczeniu, które było kiedyś salonem sprzedaży.Obecnie wyglądało jak szpitalna sala.- To szpital? - Rourke chciał się upewnić.- Tak - odpowiedziała Emily.- Przewinęło się przez niego tysiące ludzi od czasów Nocy Wojny.Mamy kilku prawdzi­wych lekarzy i wielu ochotników, którzy im pomagają.Po chwili milczenia dodała:- W cięższych przypadkach nie mogą jednak nic zrobić.Mój mąż był właśnie takim ciężkim przypadkiem.Zaczęli wchodzić po schodach.Rourke obejrzał się za siebie.Salon przepełniony był chorymi.Leżeli na łóżkach, materacach i matach.Pomiędzy nimi było akurat tyle miejsca, by jeden człowiek mógł się przecisnąć.Skręcili w wąski korytarz.Emily otworzyła jakieś drzwi.Przeszli przed szpalerem stołów, za którymi pracowali ludzie.Niektórzy z nich przyglądali się im ukradkiem.W końcu stanęli przed otwartymi drzwiami do gabinetu.Za potężnym biurkiem siedział mężczyzna w wieku Rourke’a.Spojrzał na nich znad leżącej przed nim sterty papierów.Twarz rozjaśnił mu uśmiech.Jego oczy wydawały się promieniować j humorem.Rourke znał tego człowieka.- Maus, nieprawdaż?- Tom Maus - przedstawił się, podnosząc się i podając rękę Johnowi.- A ty jesteś John Rourke, nauczyciel trudnej sztuki przetrwania i posługiwania się bronią.Pamiętam twój wykład.- To świetnie.Oczy Mausa skierowały się na Natalię.- Twoją twarz też znam.Major Tiemierowna z KGB.Kochanka, a może żona Karamazowa.- Żona - odpowiedziała sztywno.- Zdaje się, że nie najlepiej rozpocząłem naszą znajomość.Przepraszam, nie miałem nic złego na myśli.Dlaczego nie siadacie?Rourke popatrzył na Natalię.“Chyba się trochę odprężyła” - pomyślał.- Emily - podjął Maus.- Dobrze cię znowu widzieć.Żywą dopowiedział i uśmiechnął się.- Jej mąż był jednym z moich najlepszych ludzi.Ciągle mi go brakuje.Zaproponowałbym wam kawę, ale nie znoszę trucia ludzi tym świństwem.- W porządku - podziękował Rourke.Maus przypatrywał się Natalii [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl