[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mężczyzna w oknie upuścił ręcznik.Krzyknął coś, czego nie usłyszałem zza warkotu silnika, i znikł.Coker i ja wyłączyliśmy silniki.Zaległa taka cisza, że słychać było tupot nóg mężczyzny na drewnianych schodach wewnątrz domu.Drzwi się otworzyły i mężczyzna przekroczył próg, wyciągając przed siebie ręce.Jak błyskawica śmignęło coś zza żywopłotu i uderzyło go.Mężczyzna wydał jeden wysoki okrzyk i padł na miejscu.Chwyciłem strzelbę i wyskoczyłem z szoferki.Zatoczyłem koło, aż dostrzegłem tryfida czającego się za krzakiem.Wówczas odstrzeliłem mu wierzchołek.Coker też wysiadł z ciężarówki i stanął przy mnie.Spojrzał na leżącego mężczyznę, a potem na powalonego tryfida.- Słuchaj.do diabła ciężkiego, on nie mógł chyba na niego czekać?.- powiedział.- To musiał być po prostu przypadek.Tryfid nie mógł przecież wiedzieć, że ten człowiek wyjdzie z tych właśnie drzwi.No, nie mógł, prawda?- Bo ja wiem? Czysta robota.Coker spojrzał na mnie z przerażeniem.- Cholernie czysta.Za bardzo.Nie wierzysz chyba?.- Istnieje jakaś zmowa, żeby nie wierzyć w różne rzeczy dotyczące tryfidów - powiedziałem, dodając zaraz: - Może ich tu być więcej.Obejrzeliśmy dokładnie pobliskie kryjówki, aleśmy nic nie znaleźli.- Napiłbym się czegoś - powiedział Coker.Gdyby nie warstwa kurzu na ladzie, mały bar w zajeździe wyglądałby zupełnie normalnie.Naleliśmy sobie po szklaneczce whisky.Coker wypił swoją duszkiem.Widziałem, że jest mocno zaniepokojony.- Nie podoba mi się to.Wcale mi się nie podoba.Bili, tyś powinien znać te straszydła lepiej niż większość ludzi.Tryfid nie mógł przecież.chcę powiedzieć, że on przypadkiem znalazł się w tym miejscu, co?- Myślę.- zacząłem.Naraz urwałem, słysząc dobiegające z zewnątrz szybkie terkotanie.Podszedłem do okna i otworzyłem je Wpakowałem postrzelonemu już tryfidowi cały ładunek z drugiej lufy, tym razem tuż nad pniem.Terkotanie ustało.- Jeżeli chodzi o tryfidy - powiedziałem, gdyśmy napełnili szklaneczki po raz drugi - cała rzecz w tym, czego o nich nie wiemy.- Powtórzyłem Cokerowi kilka teorii Waltera.Wybałuszył oczy.- Nie sądzisz chyba na serio, że to ich grzechotanie jest jakąś “mową"?- Dotychczas nie jestem tego pewien - przyznałem.- Mogę tylko powiedzieć, że to jakiś rodzaj sygnalizacji.Ale Walter był zdania, że to prawdziwa “mowa", a on wiedział o tryfidach więcej niż ktokolwiek ze znanych mi ludzi.Wyrzuciłem ze śrutówki dwie puste łuski i nabiłem ją ponownie.- I rzeczywiście wspominał o przewadze, jaką tryfid miałby nad człowiekiem ślepym?- Owszem, ale to było sporo lat temu - zaznaczyłem.- Mimo wszystko dziwny zbieg okoliczności.- Jesteś impulsywny jak zawsze - powiedziałem.- Każde zrządzenie losu można przedstawić jako dziwny zbieg okoliczności, jeżeli człowiek bardzo się o to stara i dość długo czeka.Wypiliśmy i chcieliśmy już wyjść.Coker spojrzał przez okno.Potem chwycił mnie za ramię i wskazał palcem.Dwa tryfidy kołysząc się wychynęły zza rogu i sunęły do żywopłotu, który był przedtem kryjówką pierwszego.Poczekałem, aż przystaną, a następnie odstrzeliłem obydwóm wierzchołki.Wydostaliśmy się - przez okno będące poza zasięgiem jakichkolwiek ukrytych tryfidów i rozglądając się pilnie, podeszliśmy do ciężarówek.- Jeszcze jeden zbieg okoliczności? Czy też przyszły zobaczyć, co się stało z ich pobratymcem? - spytał Coker.Opuściliśmy wieś i jechaliśmy dalej wąskimi, bocznymi drogami.Miałem wrażenie, że w okolicy jest teraz więcej tryfidów, niż widzieliśmy poprzednio - a może po prostu byłem teraz bardziej świadom ich obecności? Jechaliśmy dotychczas przeważnie głównymi szosami, może dlatego spotykaliśmy ich mniej.Wiedziałem z doświadczenia, że unikają twardej nawierzchni, o którą zapewne ocierały swoje kończyny - korzenie.Teraz nabrałem przekonania, że istotnie widzimy ich więcej, zaświtała mi też myśl, że reagują chyba na naszą obecność.Nie byłem już wcale pewien czy te, które od czasu do czasu widzieliśmy nadciągające przez pola, przypadkiem tylko zmierzały w naszym kierunku.Bardziej rozstrzygający incydent zdarzył się, kiedy jeden z tryfidów zaatakował mnie spoza żywopłotu, który właśnie mijałem.Na szczęście nie miał wprawy w celowaniu do pojazdu w ruchu.Uderzył o ułamek za wcześnie, pozostawiając na przedniej szybie kropkowaną sieć trucizny.Przejechałem, zanim zdążył uderzyć raz jeszcze.Odtąd jednak mimo gorąca trzymałem boczne szyby zamknięte.W ciągu ubiegłego tygodnia myślałem o tryfidach tylko wtedy, kiedy je napotykałem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]