[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyszed wyprostowany, z peememzwisaj cym lu no na pasku, przewieszonym przez szyj.Ulica jeszcze y a.Kto krzykn , ktopobieg.Jaka staruszka stan a i na ich widok j a si egna raz za razem.- Niech yje Polska!.- zawo a Malutki.- Babciu.- dorzuci pr dko.- Jezu! - zawo a jaki panek i zerwa kapelusz.Gdzie zza rogu przynios o znów kilkastrza ów.Dla nie przygotowanych by o to czym tak harmonizuj cym z warszawsk ulic , esp oszeni, lecz pewni, e chodzi o dora ny wyroczek , chowali si po bramach.Inni, naiwnieprzy pieszaj c kroku, usi owali wydosta si ze strefy zagro onej.Ju byli na ulicy sami.Przestraszeni nie tym, co jest, ani tym, co b dzie, ale dziwactwemw asnej jawno ci.Jerzy szed przodem. Dowódca wysy a szperaczy. - be kota a w g owie idiotyczna podr cznikowa my l.Szedrami w rami z Malutkim.Obejrza si : ludzie Kolumba dochodzili ju prawie do przeciwleg egorogu nied ugiej ulicy, Kolumb mia zaj mieszcz cy si tam komisariat policji.Wewn trz by oczterech zorganizowanych policjantów i sprawa wygl da a na pewn.Jerzy mia oczy ci ulic , zamkn ogniem skrzy owanie, nast pnie, w zale no ci od rozwoju sytuacji bojowej , do czysi do natarcia na gmach Abschnitt Wache Nord.Nim zdo a pomy le , strzela ju krótkimi seriami.Dwóch lotników, trzepi c r kami inogami, zosta o,, na bruku.Trzeci odskoczy w bram.Zatrzeszcza y peemy.- Przerwa ogie ! - krzykn widz c, e pociski od upuj tylko mur.- Trzech, trzech by o.Lotnicy! - krzycza który g osem cienkim, jakby przechodzi powtórniemutacj.- Ale pan podchor y zasun.- podlizywa si czyj szept.Stali wro ni ci w mur.- Malutki, granat! - Jerzy rozkazywa ch odno jak na wiczeniach.Co w nim dygota o zrado ci, miertelnie wych adzaj cej cia o.- Os oni ogniem! - rzuca za siebie, widz c, e Malutki mia o, tyle e trzymaj c si bliskomuru, szoruje naprzód w stron bramy, w.której znikn trzeci lotnik.W terkot peemów wtargn w adczo wybuch granatu.Malutki zawin nim po ziemi jakkr glow kul i w sekund po detonacji skoczy w g b bramy.Pobiegli.- To ju trzeci! - czyj zdyszany szept.Jak e wspaniale, jak po prostu zwyci aj.S yszy za sob krzyk, ogl da si podnosz c peem do ramienia.183Roman Bratny - Kolumbowie Rocznik 20 Jeszcze zbyt nerwowo! - karci si w my lach.To ch opaki wyrywaj sobie z r k pistolety.Jeden zosta z odpi tym Niemcowi pasem w r ku.Zamierza si na koleg.- Dajcie na walterka dowódcy! - godzi ich Jerzy ; i wrzuca do kieszeni wspania y, ch odnykszta t zdobytego pistoletu.- A ja? Jurek, a ja? - upomina si A a ku tykaj c za nim.Teraz, jak si gn okiem, pustka.Jerzy zatrzyma oddzia przed rogiem elaznej.Samwyjrza ostro nie.Przed nim sta ciemny masyw ufortyfikowanego, budynku.Koz y hiszpa skie,bunkry.Raz jeszcze patrzy na ten gmach.Nagle szarpn si wstecz.Nad miejscem, gdzie przedchwil trzyma g ow , przelecia b yskawiczny czerwony cieg.Kule cekaemu od upywa y tynk.: - o- Sta ! Jeste my w polu martwym - zarecytowa , jak z podr cznika dowódcy plutonu, gestemosadzaj c w miejscu biegn c ku niemu Podwi zk.- Sanitariuszka, sta ! Jeszcze nie teraz - powiedzia do niej pokazuj c z by w u miechu.Zachwyca si sob.Jest spokojny jak nigdy.Czu , jak obdziela ludzi swoim spokojem.GmachAbschnitt Wache chodzi od grzmotu broni maszynowej.- Malutki, twoja sekcja z erkaemem skok na drug stron ulicy! Obsadzisz mieszkania, zktórych okien masz obstrza , zwi esz nefpla ogniem i czekasz na dalsze rozkazy. Jakie rozkazy? - my li za moment, rozp aszczony na cianie.Malutki wykona skokprzytomnie.Poderwa ludzi jednocze nie, jak starter stumetrówki.Zd yli przebiec szeroko ulicy,zanim uderzy w nich ogie.Jerzy spostrzeg , jak który z opó nionych potkn si , bieg pochylonynisko, daremnie usi uj c z apa równowag , wywali si. Do diab a, bo oberwie - przynagla gowzrokiem, nie rozumiej c przez d u sz chwil , e tam, o dziesi kroków od niego, le y trup.TerazNiemcy wyleli na ulic rz sisty strumie o owiu.Malutki szarpa si z kim w g bi przeciwleg ejbramy. Aha, Podwi zka wyrywa si do le cego.Ale który to? Lubo - pomy la z alem, patrz cna odrzucon wstecz, zgi t jak do skoku nog zabitego.- Nie, nie Lubo , tamten by nie nositakich eleganckich pó butów. Rozkazy.Jakie rozkazy? - Jerzy rozgl da si podejrzliwie po ulicy, jakby spodziewa sinatarcia ze strony, sk d wyszli.Ale tam jest przecie Kolumb.Je li mo na co rozró ni w jazgociemaszynek ich fortecy, to u Kolumba jest cicho.Widocznie si uda o. Rozkazy.Rozkazy -ponagla si.Najwa niejsza jest inicjatywa.Podsuwa si ostro nie do rogu ulicy, k adzie si i tunad chodnikiem wystawia g ow.Ciemne gmaszysko wysun o bunkry, jak grubych, pewnychsiebie szperaczy.Patrzy w jego stron otworami strzelnic, w jakie zamieniono zawalone workami zpiaskiem okna pierwszego pi tra.Szarpn g ow do ty u.Róg muru strzeli czerwonym wn trzemcegie , z których tynk odbi a seria cekaemu. Po choler przerzuci em tam Malutkiego? - rozz o ci si na siebie.- Jak go teraz przednoc wycofa ?184Roman Bratny - Kolumbowie Rocznik 20- Jad jacy , to nasi! - krzykn kto z ty u.Jerzy obejrza si : wzd u muru sun y postacieumundurowanych w kombinezony ludzi z paskami na ramionach.- Teraz damy szkopom wycisk!Do Jerzego zbli y si szczup y, mizerny m czyzna, zasalutowa do jakiej dziwacznej,niebieskiej, pla owej chyba fura erki z dwoma gwiazdkami wyci tymi z cienkiej blaszki.106 kompania Wojskowej S u by Ochrony Powstania, której dowódca sta przed Jerzym,uzbrojona by a jedynie w owe dwie gwiazdki swego dowódcy, wyci te z puszki po konserwach.185Roman Bratny - Kolumbowie Rocznik 20IIUjrzawszy matk Czarny Olo podzi kowa w my lach Kolumbowi.Powalona przez atakserca, le a a od wczoraj, g odna i s aba.Daremnie, szcz liwa jak m oda dziewczyna z wizytykochanka, zatrzymywa a go s abymi r kami.Zbieg po schodach i wpad do dozorcy, którego ona,zas u ona wobec mieszka ców kamienicy szmuglerka, cz sto ich zaopatrywa a.- Nie ma.Wczoraj pojecha a po towar.Ludzie si w ciekli z tego ko ca wojny czy co?Kupuj wszystko, jakby to by lep na muchy, panie - komentowa pytanie o s onin jej ma onek,przywi zany na sta e do miot y.On to powiedzia ch opcu, e kelner z pobliskiej restauracji ma nazbyciu jakie konserwy i cukier.Olo siedzia ju godzin w k cie pustawej sali restauracji na rogu Alej i Marsza kowskiej,daremnie wyczekuj c przybycia pana Kazimierza , który od dawna powinien by ju zluzowazdenerwowanego koleg. Jeszcze pi minut, wi cej nie mog - monologowa Olo.M tne, niedopite piwo be ta o si na dnie szklanki.Stolik chodzi , tak niecierpliwie macha pod nim nog.Marmurowy blat zas any by po amanymi zapa kami.Zdenerwowany, musia czym zatrudniniespokojne palce.Naprzeciwko siedzia a m oda, jaskrawo umalowana kobieta. Dzi to by nawet taka z Niemcem nie posz a - pomy la patrz c przez wielk szyb nawymar jezdni.Od dwóch dni szalony ruch odwrotów usta.Wczoraj przewali a nawet na Wschódca a dywizja pancerna. Jerzy twierdzi, e Niemcy musieli opanowa sytuacj i powstania nie b dzie. - uspokajarozsadzaj c niecierpliwo.Dziewczyna z naprzeciwka wyj a papierosa. Oczywi cie, juno, niemiecki - spojrza napude ko.Ostentacyjnie szuka a zapa ek.Odwróci oczy.Nie, nie mo e ju czeka.W ko cu, je lizostawi matce l pieni dze i poprosi dozorców o opiek , zawsze co jej przynios.Spotka oczami wzrok dziewczyny.Ju pali a. Mo e jeszcze pi minut - targowa si zesob.Nie móg znie my li, e wróci z niczym. Nawet guzika mi mama nie przyszyje. - u miechn si i zakr ci rogowy kr ek nap askim blacie stolika
[ Pobierz całość w formacie PDF ]