[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zbrodnia miała miejsce w Stowerton, a ten człowiek mieszkał w sąsiednim mieście i znał okolicę tak jak ja czy ty.Ten mężczyzna nie żyje; nie żył już, kiedy zapalniczka zginęła z mieszkania pani Anstey; nie żył, kiedy sprowadziła się tutaj Anita i tym bardziej nie żył w zeszły wtorek.Ale twierdzenie, że nie miał żadnego związku z naszą sprawą jest nienormalne.To czyste szaleństwo.– W takim razie kłamie pani Anstey.Sprzedała zapalniczkę Anicie i przy okazji opowiedziała jej o swoim pierwszym mężu.To nie byłby już zbieg okoliczności, tylko normalne dla niej zachowanie.Anita podała to nazwisko swojemu chłopakowi i utkwiło mu ono w pamięci.– Ale po cóż miałaby kłamać? – spytał szydząco Wexford.– Jaki miałby w tym cel? Pytam się ciebie, Mike, czy zrobiła na tobie wrażenie kłamczuchy?Burden z powątpiewaniem pokiwał głową i ruszył za głównym inspektorem w kierunku samochodu i czekającego w nim Draytona.– W każdym razie nie wierzę jej, że zgubiła tę zapalniczkę.– Ja też nie, ale ona jest przekonana, że tak właśnie było – szybko powiedział Wexford.– Prawda jest taka, że ktoś ją zwędził.Tylko kto? Jakiś stary kumpel Smitha? Zdajesz sobie sprawę z tego, co musimy teraz zrobić? Każdy znajomy Smitha, pani Anstey i wszyscy przyjaciele Anity będą ścigani tylko po to, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie istnieje między nimi jakiekolwiek powiązanie.– Usunąć się! – Krzyk z tyłu spowodował, że przyspieszyli kroku.Traktor zdecydowanie pociągnął i z łomotem, który zmienił się w straszliwy huk, kabel przeciął ścianę.Potem wszystko zniknęło za ogromną, żółtą chmurą.W miejscu, gdzie jeszcze niedawno stał dom, nie było teraz nic oprócz błotnisto-żółtawej mgły, przez którą widać było czyste, błękitne niebo.– Koniec Geoffa Smitha – odezwał się Wexford.– Chodźmy już.Mam ochotę na herbatę.Drayton pomyślał, że ta historia nie ma przed sobą przyszłości.Miał wielkie ambicje i w jego życiu nie było miejsca dla takiej dziewczyny jak Linda Grover.Szkoda było dla niej każdej chwili.Teraz, patrząc z perspektywy na kilka ostatnich dni, zrozumiał, że postąpił karygodnie nawiązując znajomość z dziewczyną, której ojciec nie był raczej ulubieńcem policji, a co za tym idzie, zwierzchników Draytona.Godzien nagany był fakt, że to on poprosił ją o randkę, a to, że stał się jej kochankiem, było najbardziej wariacką i lekkomyślną rzeczą, jaką mógł kiedykolwiek uczynić.Na samo wspomnienie tych namiętnych chwil udających związek miłosny zadrżał, a drżenie to nie było spowodowane myślą o przyszłości czy karierze.Wszystko wskazywało na to, że była przekupna i uległa zepsuciu moralnemu.Pewien był, że ona, tak jak i jej środowisko, była zepsuta do cna.Wexford polecił mu zostawić ją w spokoju, nie wiedząc nawet, co znaczył ten rozkaz.I to była jego jedyna szansa: podporządkować się, ustąpić i porzucić tę dziewczynę, a przez to zdjąć z siebie urok, który na niego rzuciła.Wyszedł z posterunku.Wieczór był ciepły.Przerzucił więc płaszcz przez ramię, nie mając zamiaru z niego skorzystać.Cawthorne będzie się musiał dzisiaj obyć bez zapłaty za wypożyczenie samochodu.Drayton udał się do biblioteki, gdzie wyciągnął książkę dotyczącą nieprawidłowości ludzkiej psychiki.Wyszedł o siódmej, kiedy zamykano czytelnię.O tej porze sklep Grovera był również nieczynny i Drayton uznał, że może bezpiecznie udać się do swojego mieszkania główną ulicą obok sklepu.Kiedy dochodził do przystanku, nadjechał autobus.Poczuł dziwną pokusę, aby do niego wsiąść i dać się wywieźć daleko w nieznane.Zdawał sobie sprawę, jakiej intelektualnej koncentracji wymagałby ten gest; za wszelką cenę chciał zgubić siebie i swoją osobowość.Maszerując na świeżym, wieczornym powietrzu pragnął puścić wszystko w niepamięć.Jednocześnie orientował się, że ucieczka ta nie będzie łatwa.Świat jest zbyt mały, aby pomieścić jego i ją z dala od siebie.Zrobiło mu się zimno i przyspieszył kroku.I wtedy zobaczył dziewczynę.Wychodziła z autobusu, a młody, przystojny mężczyzna pomagał jej nieść kosz z mokrą, wypraną bielizną.Dziękując mu uśmiechnęła się, a Draytonowi ten uśmiech wydał się bardziej kokieteryjny i ponętny, niż jakikolwiek z tych, które on sam od niej dostał.Zazdrość chwyciła go za gardło.Nie było możliwości uniknięcia spotkania z nią.Nie miał już nawet sił ani ochoty, aby to zrobić.Słowa Wexforda i jego przycinki na temat obowiązków pralniczych wydały mu się nagle głupim kazaniem, tak nudnym i fałszywym, że aż usypiającym.Nie spał jednak, tylko zachowywał się wyjątkowo lekkomyślnie.– Pomóc panience? Może poniosę koszyk?Uśmiechnęła się słabo.Był to tylko cień uśmiechu, którym uraczyła przed chwilą obcego mężczyznę.Ale wystarczyło, aby wrócił czar.– Mój szef przewidywał, że będę dzisiaj pralniczym – powiedział czując, że plecie głupstwa.Umizgiwał się do niej od nowa tak, jak to czynił za każdym razem, kiedy się spotykali.– I miał rację.Kto opiekuje się sklepem?– Twój szef musi mieć o tobie wysokie mniemanie – powiedziała władczym tonem z wyczuwalną nutką satysfakcji.– Zauważyłam to dzisiaj w kawiarni.– Jej twarz zachmurzyła się.– Tata wstał.Nadal ma bóle, ale twierdzi, że nie ma do nas zaufania, jeśli chodzi o interesy.Drayton poczuł niezrozumiałą chęć spotkania się z jej ojcem.Westchnął ciężko.To nie było to.W tych okolicznościach nie brał pod uwagę konieczności tego spotkania.„Może za dziesięć lat”, rozmyślał, „ładna i miła dziewczyna; wysoki, poważny ojciec ze stopniem naukowym; perły na szyi matki, wyłożona drewnem posiadłość wiejska z ogrodem i wybiegiem dla koni.” Tymczasem Linda otworzyła drzwi sklepu i powitał ich stary, zatęchły zapach.Za ladą stał Grover zbierając rozrzucone przez nieuważnego klienta cukierki.Miał brudne ręce, a na słoiku były ślady rdzy i tłuste plamy.Drayton spodziewał się, że będzie starszy.Mężczyzna nie wyglądał jednak na więcej niż czterdzieści lat.Na jego matowych, ciemnych włosach nie było śladu siwizny, a jedynie zmęczona, wykrzywiona od bólu twarz zdradzała jego wiek.Zobaczywszy córkę odłożył słoik i poklepał się ręką po krzyżu.– Twoja mama właśnie pojechała na wista – odezwał się głosem, który wydał się Draytonowi okropny.– Życzy sobie, żeby te rzeczy zostały dzisiaj wyprasowane – absolutnie nie zwracał uwagi na obecność Draytona.– Powinieneś być w łóżku – odezwała się Linda [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl