[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podłogę w namiocie wyściełały jasne wielobarwne dywany, pokryte dziwnym ornamentem.Nie było tu niczego mrocznego ani złowieszczego; zresztą, hobbit już dawno przywykł do tego - życie nie lubi czarno- białych kolorów.Wróg wcale nie musi być straszliwym potworem, czymś nieludzkim, co należy z zuchwałym okrzykiem rozciąć na pół, nieważne, czy będzie to bezmózgie monstrum, czy obdarzony rozumem i mową ork.Wróg, to się zdarza, również wierzy w jakieś ideały.W namiocie siedziało pięciu mężczyzn.Czterech z nich w jednym szeregu, podkurczywszy nogi; piąty zajmował miejsce na podwyższeniu z kwiecistych poduszek, wysoki, o wyrazistym orlim profilu, z kruczoczarnymi włosami do ramion.Twarz okalała mu zadbana bródka.Oczy miał ciemne, duże, nieco skośne, dziwnie jarzące się w swych głębinach.Ramiona przykrywała obszerna, opadająca kaskadami peleryna z drogiego połyskliwego jedwabiu.Palce jego zdobiły pierścienie, na wspaniałym, wyraźnie krasnoludzkiej roboty pasie pysznił się sztylet w złocistej pochwie.Rubiny, szmaragdy, wielkie graniaste brylanty, niebieskie szafiry - wszystkie skarby głębin ziemi znajdowały się na pochwie i rękojeści sztyletu, świadcząc przy okazji o braku dobrego smaku jego właściciela.Zebrani w namiocie używali dziwnej mowy.Folko skupił się, mając nadzieję wychwycić przynajmniej jakieś odległe podobieństwa do któregoś ze znanych języków.Przecież jakoś tam władał i quenejskim, i sindariańskim, językiem Rohirrimów i surowym hazskim, ubogą mową Dunlandczyków i prostym jak strzała językiem Easterlingów! Ale tym razem nie udało mu się niczego zrozumieć.Nie słychać było w tej mowie nawet haradzkich słów.Jednakże wystarczyło, by wytężył wolę, zmienił ją w słuch - i rozmowa obcych stawała się cudownym sposobem zrozumiała, jakby w świadomości Folka ktoś powtarzał te słowa w znanym mu języku.-.W ten sposób pozbyliśmy się dokuczliwych tłumów do niczego nieprzydatnych pierzastorękich.Moc Tcheremu została zniwelowana.Będzie teraz łatwym łupem - mówił śpiewnie jeden z czwórki, siedzący z prawego brzegu, plecami do niewidzialnego Folka.- Dzięki mądrości niezrównanego Henny, darowanej mu przez wspaniałomyślnych Bogów.- natychmiast podchwycił siedzący po lewej ręce mówiącego.- Dość! - nieoczekiwanie gwałtownie wtrącił się czarnobrody mężczyzna w jedwabnej pelerynie, zasiadający na podwyższeniu - sądząc ze wszystkiego, ów właśnie tajemniczy Henna.- Dość tych pochlebstw, Boabdilu! Wiesz przecież, że my wszyscy, i ja w tej liczbie, jesteśmy niczym wobec mądrości Bogów.Oni mieli taki kaprys, by wybrać mnie i obdarzyć siłą i mądrością - ale to wszystko zawdzięczam im.Jestem tylko ich nikczemnym sługą - jak i wy wszyscy.Głos Henny był niski i silny.Prawdziwy bas, niemal ryk.Płonące spojrzenie wyrażało wolę i zdecydowanie.W jakiś sposób przypominał Olmera.- Wiadomo mi, że w rubieże nasze - mówił tymczasem Henna - wszedł oddział Bogom obrzydliwych elfów.Dlaczego do tej pory nie widzę jeszcze ich głów? Każda chwila, kiedy ich niegodne stopy depczą uświęconą przez Bogów i darowaną mi ziemię, jest najcięższym świętokradztwem i bezczeszczeniem najmiłościwiej na nas spoglądających Bogów.Saladinie! Chcę widzieć ich głowy!- Życzenie najmiłościwszego władcy, pod stopą którego drży ziemia, jest rozkazem dla jego pokornego sługi.Ja, Saladin, przyniosę głowy tych ohydnych stworów albo pożegnam się z życiem.- Nie tak kwieciście.- skrzywił się Henna.- Moja wina.- Saladin ni to wydał z siebie krótki urwany szloch, ni to się zakrztusił, ale Henna nawet już nie patrzył na niego.- Chciałeś coś powiedzieć, wierny nasz Boabdilu?- Czy wolno będzie poprosić mnie, najpokorniejszemu słudze, Boskiego Hennę.- Ile razy mam ci powtarzać, byś mnie tak nie tytułował! Zostaw pochlebstwa dla moich żon!- Moja wina.- Boabdil zadygotał, ale nie tak wyraziście jak Saladin, w tym czasie już tyłem zmierzający do wyjścia z namiotu.Jego twarzy hobbit ciągle nie mógł zobaczyć.- Czy będzie mi dane wiedzieć, w jaki sposób zobaczył władca pojawienie się na naszej ziemi bogomzbrzydłych elfów? Będąc głównym czarodziejem, nie potrafiłem dostrzec ich szlaku! A znaczy to, że służba moja wierna nie jest już potrzebna Hennie Boskiemu i może on natychmiast odsiec mi głowę lub ugotować w oleju wrzącym!.Pod koniec tej namiętnej perory głos Boabdila drżał od tłumionych łez, a on sam, jak szalony, ale z dużą dozą zręczności, walił czołem w pokrytą dywanem podłogę.- Uspokój się, mój wierny Boabdilu.- Henna uśmiechnął się łaskawie.- Darowana mi przez Bogów władza może, jak się okazuje, ukazać drogę kalających Boski Zamysł.Dotąd nie miałem okazji zrozumieć tej strony mojej mocy, ale gdy pojawili się oni na naszych ziemiach, to Światło Adamantu wskazało mi ich.Od granicy północnej, od wież na granicy z Tcheremem, kierują się oni do Kwatery naszej i, bez wątpienia, mają złe zamiary w stosunku do Naszej Osoby!.- Śmierć im! - wrzasnęli jednocześnie trzej pozostali doradcy.- Śmierć im - skinął głową Henna.Jego oczy płonęły niczym węgle.- Ale najpierw niech powiedzą nam oni, przez kogo zostali wysłani, gdzie jest przystań wrogów Naszych i jakie do nich prowadzą szlaki.A gdy przejdzie w Nasze ręce Tcherem - wtedy zjednoczone hufce Nasze ruszą dalej i skończą ostatecznie z gniazdami bogomzbrzydłych plemion i wstrętnych herezji!- Oby poumierali wszyscy potomkowie żmij i szakala! wtrącili się ponownie doradcy.- Poumierali, tak - poumierali.No, opowiadajcie co dalej!- Przybyli na dwóch okrętach mianujący się Morskim Ludem w liczbie niedużej, nie więcej niż dziesięć tuzinów.Proszą o pozwolenie stanąć przed obliczem Boskiego.- Boabdil nisko pochylił głowę, na wszelki wypadek jeszcze raz walnął czołem o podłogę.- Z mowy sądząc - szukają Jego łaski.- Morski Lud? Hmmm.Jest to ciekawe nader.- Henna przyłożył do czoła palec, wskazując, całą postawą dając do zrozumienia, że jest strasznie zamyślony.- Cóż.Darujemy im swą łaskę.Stu i dwudziestu nie może zagrozić wojsku Naszemu - więc niech podążają.Oczywiście - w towarzystwie wzmocnionego konwoju.Myślę.- przerwał ponownie na chwilę -.tysiąc pancernych będzie akurat.- Bos- s- s- s- s- s- ki.- siedzący z samego brzegu doradca nagle wydał z siebie coś, co jednocześnie przypominało syk i gwizd.- Jessssteśśśśmy podsssssłuchiwani!- Co?! - Henna w jednej chwili stał na nogach.Jedwabna peleryna opadła z jego ramion, ukazując potężny tors prawdziwego wojownika.Na szyi wisiał gruby złoty łańcuch, na którym umocowany był olbrzymi kamień, szary i niepozorny - zaostrzony, zwężający się ku dołowi odłamek.Co za ozdoba - zdążył pomyśleć hobbit i w tej samej chwili albo sam Henna, albo jego czarodzieje, a może wspólnie odpowiedzieli uderzeniem.Nie, nie był to huraganowy szkwał wszystko spopielającego płomienia, znacznie gorzej - skrzydła tęczowego motylka zatrzepotały, spętane niewidzialną pajęczyną.Obraz się rozmazał, zniknął - została tylko jednolita poruszająca się masa czegoś bezkształtnego, szarego, jakieś puchnące i zapadające się kłęby - i trzepocący w mocnych okowach tęczowy motylek.W świadomość wpijał się nowy, nieznany, dławiący ból, jakby Folka ściskały ogromne cęgi.Krzyczał, bezskutecznie usiłując uwolnić się z pęt; przed oczami eksplodowały fajerwerki barw
[ Pobierz całość w formacie PDF ]