[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ja też siedziałem i patrzyłem - jej kamienne oczy przycisnęły mię do miejsca, ale jej usta za-czynały się z wolna uśmiechem rozciągać - z wolna, z wolna, aż perłami drobnych ząbkówbłysnęły.- Przyznajcie też, czy się komu bądz sprawiedliwiej należało pierwszeństwo? - dodała, cią-gle swoim wachlarzem o ramię moje wsparta.Już na pierwsze jej słowa dość znaczne wkoło nas zebrało się grono, po tych ostatnich wy-razach jeszcze więcej kobiet i mężczyzn przybyło.- Oh! prawda.- Oh! śliczny - Oh! piękny! - mówiono dokoła, a ja nawet nie uczułem naj-lżejszego pomieszania, które tak naturalnym w moim wieku i w moim położeniu mogło byćuczuciem - ja patrzyłem na nią i czy mówiła, czy milczała, słuchałem jej głosu tylko.- Powiedzże mi, góralskie dziecię, wiele lat mieć możesz? - zapytała tym swoim głosem,tymi swoimi ustami.45Co za szczęście, że jak już wam wspomniałem, każda ostateczność wtedy nową siłę wy-woływała ze mnie - mogłem jej odpowiedzieć dość przytomnie.- A pani powiedz mi także, ile to lat bywa we wszystkich dniach marzeń i w jednej ichurzeczywistnienia godzinie?- Czy tak? - rzekła z tym samym lekkiego szyderstwa dzwiękiem, którego już pierwejwśród ciemnej nocy dosłyszałem.- Czy tak, mój biedny góralski chłopcze? Wszystkie dnimarzeń i godzina ich zrzeczywistnienia - oho! ja ci powiadam, że to jest sto lat z górą.- Więc ja mam sto lat z górą - odparłem spokojnie.- Ha! ha! ha! szanowny starcze! - zaśmiała się jakaś inna kobieta - powiedz nam teraz we-dług kalendarza datę twojego urodzenia.- Dobrze, jeśli wzajemne odbiorę zwierzenie.- No, patrzcie, co to za mała gadzina! - ozwał się znowu jej głos wesołą pustotą w udanejsurowości wyrazów zmiękczony.- Alboż to ci się zdaje, że gdzie na swoim świecie żyjesz, natym świecie, w którym to podobno czas złoczyńca z wdziękami i szczęściem w długiej zaw-sze niezgodzie po krótkiej harmonii bywa.Spojrzyj dokoła - czy która z nas lękać się go lubzapierać może, czy której z nas brak nie piękności - sił i uciech? Prostaczku! a wiesz ty latanasze? Ot, patrz, z nas każda żyła wiek swej szaty.Właśnie ta, co cię zagadła, jest wielką ka-płanką Izydy i śmiała się z Napoleona, który przy jej grobie coś o czterdziestu wiekach doswoich mrówek przebąknął - a ja sama.- Ty, pani - przerwałem z żywością - nic mi nie mów o sobie, ja wiem już wszystko.- Przedziwny! On wie już wszystko - no, powiedz zawsze, niech się przekonam, czy owowszystko jest podobne do owej cząstki tego, co ja się domyślam, gdyż naprawdę nie śmiempowiedzieć tego, co wiem.- Pani urodziłaś się w którymś roku którejś olimpiady greckiej - przemówiłem bez uśmie-chu, bez zająknienia, głosem stałym i pewnym jako akt urzędowy - przepraszam, iż w tejchwili stanowczo jej oznaczyć nie mogę, ale mi erudycji nie starczy na wyszczególnienie datyz tego czasu, który w ojczyznie twojej peryklesowym wiekiem nazywano.Zatrzymałem się - uśmiech z jej ust zniknął, czoło jakby natężeniem szukanego wspo-mnienia pomarszczyło się między dwoma ciemnymi brwi łukami, wzrok jeszcze zupełniejzastygł w zrenicy.- No, mów dalej, mów dalej, wieszczbiarzu.- Ja nie wieszczbiarzem, ja pani przepowiedzieć bym nie mógł ani jednej chwili z przy-szłości, ani jednego z jej zamiarów - ja tylko przeszłość widzę - jak historyk.W tej przeszło-ści imię twoje było: Aspazja.Gdyby jej oczy mogły były spoglądać, nie patrzyć tylko, to bym zapewne do głębi mejpiersi poczuł ich przenikliwe i długie spojrzenie - ale ona, choć wzrok swój badawczo za-trzymała na mnie, uderzyła jedynie, wskroś przejąć nie mogła - inne rysy jej twarzy odbiłylekkie, ulotne zadziwienie i znów pierwszy swój wyraz odzyskały, nie mogę powiedzieć wro-dzonej, lecz jak gdyby przedsięwziętej pustoty.- Prawdę rzekłeś - odezwała się po chwili - jam Aspazją - a ty?- Mnie rodzice Beniaminem nazwali.- Więc ty, Beniamin! Oho! Beniamin to znaczy dziecię ukochane, dziecię wypieszczone,dziecię szczęśliwe - dziecię kochające.- Tak jest, pani, to znaczy to wszystko.- Słuchajcie, słuchajcie! - zawołała Aspazja - on jest kochany i kocha - potem, siadłszyobok mnie tak blisko, że czułem z każdym jej ruchem każdy ruch dotykającej mnie szaty: -Jakże ty kochasz, Beniaminie - dodała z półuśmiechem tak wyzywającym, tak zalotnie cza-rownym, że wszystkie żyły gorętszą krwią plusnęły.- A jak ty kochasz, jak ty kochasz, kobieto, Aspazjo?46- Hej! dziewczęta! przynieście mi lutnię - ja kocham, jak śpiewam, a wiem, że kocham tyl-ko wtedy, kiedy śpiewam.W stojącym z dala gronie młodych, niby kwiatki wiosenne dziewczynek, pewien ruch sięzrobił i prędzej niż dopatrzyć zdołałem jedna z nich już żądaną podawała lutnię.Czy to prawdziwa tylko lutnia była? Kształt dość podobny, ale z kryształu i struny złote zsrebrnymi mieszane
[ Pobierz całość w formacie PDF ]