[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nadejdzie koniec i on pójdzie rwać kwiaty do innych ogrodów.Pamiętaj: miłość musi być nienasycona.Miłość musi mieć apetyt nigdy nie zaspokojony.Musisz karmić swojego kochanka dobrze… ach, najlepiej, jak potrafisz, doskonale; dawaj mu, dawaj, ale niech odchodzi od ciebie wciąż głodny, aby wrócił na nową ucztę.Pani Higgins wstała nagle i wyszła z pokoju.Saxon zauważyła smukłość i wdzięk jej szczupłego, przywiędłego ciała.Wiedziała, że nie jest to tylko przywidzenie.- Nauczyłam cię zaledwie pierwszej litery w alfabecie miłości - powiedziała Mercedes Higgins siadając.W jej rękach Saxon zobaczyła maleńki instrument muzyczny z pięknego ciemnobrązowego drzewa, podobny do gitary, z tą jednak różnicą, że miał tylko cztery struny.Mercedes poruszała je rytmicznie palcem wskazującym, jednocześnie zaś rozległ się jej głos cienki i miękki, śpiewający osobliwą melodię w dziwnym języku, tchnącym ciepłem śpiewanych samogłosek, wzniecającym miłość.Łkający cicho głos i struny to wznosiły się do zmysłowego crescendo, to przechodziły w pieszczotliwy szept, to przemykały się przez leniwe półcienie miłości, to nabrzmiewały w krzyku miłosnym barbarzyńsko naglącym, w którym słychać było i żałosne nawoływanie, i szaleństwo kuszących obietnic.Melodia przeniknęła Saxon, aż stała się jak ów instrument rozedrgany namiętnymi tonami.Gdy Mercedes Higgins skończyła, Saxon poczuła zawrót głowy.- Gdyby twój mężczyzna po raz ostatni wziął cię w objęcia, gdyby cię już znał na pamięć… ach, nawet wtedy wystarczy, abyś mu zaśpiewała tę pieśń, tak jak ja śpiewałam, a znów wyciągnie do ciebie ramiona i jego oczy znów zapłoną dawnym szaleństwem.Rozumiesz? Zrozumiałaś mnie, mała mężateczko?Saxon skinęła tylko głową; głos nie mógł się wydobyć z jej spieczonych warg.- Złote koa, drzewo królewskie - mówiła Mercedes wskazując na instrument.- Ukulele, tak go nazywają na Hawajach, co znaczy, moje dziecko, skacząca pchła.Hawajczycy mają złote ciała i są rasy kochanków… w rześkim cieple podzwrotnikowych nocy, na wyspach, gdzie wieją pasaty.Znowu poruszyła strunami.Śpiewała teraz w innym języku, który Saxon wydał się francuskim.Piosenka była łobuzersko wesoła, żywa i rozśmieszająca.Chwilami ogromne oczy Mercedes stawały się jeszcze ogromniejsze i dziksze, to znów zwężały się, kuszące i grzeszne.Gdy skończyła, spojrzała na Saxon pytając wzrokiem o zdanie.- Ta mi się podoba - odparła Saxon.Mercedes wzruszyła ramionami.- Wszystkie one mają swoje zalety, mała mężateczko, która tyle jeszcze musisz się nauczyć.Bywają chwile, kiedy można zdobyć mężczyznę winem.Bywają chwile, kiedy można zdobyć go winem pieśni.Tacy dziwni są mężczyźni.La, la… tyle sposobów, tyle sposobów.Na przykład twoje piękne fatałaszki, twoje koronki i batysty.Są one sieciami magicznymi.Żaden rybak nie łowi ryb w morzu z lepszym wynikiem, niż my kobiety łowimy ich w nasze piękne łaszki.Jesteś na dobrej drodze.Widziałam mężczyzn oplątanych w sieć halki nie tak wykwintnej, nie tak ślicznej jak ta, którą tu suszyłaś na sznurze.Nazwałam umiejętność prania ozdobnej bielizny sztuką.Ale nie jest to sztuka dla sztuki.Największą ze sztuk jest zdobywanie mężczyzn.Miłość jest sumą wszystkich sztuk, a także ich sensem i celem.Posłuchaj.We wszystkich czasach, we wszystkich wiekach żyły kobiety, wspaniałe, mądre kobiety.Nie musiały być piękne.Wspanialszy nad wszelką kobiecą piękność był ich rozum.Książęta i potentaci w pas im się kłaniali.Państwa o nie walczyły.Mocarstwa upadały z ich powodu.Religie powstawały na ich micie.Afrodyta, Astarte… cześć oddawana nocy… Posłuchaj, opowiem ci o kobietach, które podbiły świat mężczyzn.Oszołomiona Saxon przysłuchiwała się opowiadaniu, które byłoby obłędnym bredzeniem, gdyby poprzez dziwaczność bezsensownych na pozór zdań nie przebijał sens ukryty i tajemniczy.Dostrzegała głębie niewypowiedziane i niepojęte, które przywodziły na myśl przerażające skojarzenia i wyuzdane współznaczenia.Słowa Mercedes płynęły jak rozpalona lawa; czoło, policzek i szyję Saxon objął pogłębiający się wciąż żar rumieńca.Drżała z lęku, przejmował ją wstręt, miała chwilami wrażenie, że zemdleje, tak obłędne odczuwała zawroty głowy.Nie mogła się jednak oderwać, siedziała jak urzeczona i upuściwszy haft na podołek, wpatrywała się oczami duszy w wizje straszne i śmielsze od najśmielszej fantazji.W końcu, gdy nie mogła już znieść tego dłużej i zwilżała spiekłe wargi, aby wznieść okrzyk sprzeciwu, Mercedes raptownie zamilkła.- I na tym kończy się lekcja pierwsza - powiedziała spokojnie, po czym roześmiała się śmiechem, który dla Saxon był torturą.- Co ci, dziewczyno? Nie jesteś chyba zgorszona?- Boję się - odparła Saxon głosem drżącym i ochrypłym.- Pani mnie przeraża.Jestem taka głupia… i wiem tak niewiele… że nigdy by mi nie przyszło na myśl… to.Mercedes skinęła głową ze zrozumieniem.- Trzeba przed tym odczuwać lęk - powiedziała.- Bo są to rzeczy uświęcone.Straszne.Wspaniałe.Rozdział czwartySaxon była bystrą obserwatorką, chociaż jej pole widzenia nie miało dużego zasięgu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]